1

Moje dziecięce TOP 10 – Rossmann

Niemiecka sieć Rossmann wdarła się na nasz rodzimy rynek drogeryjny silnie i niepostrzeżenie, sprawiając, że nie wyobrażamy sobie zakupów związanych z kosmetykami nigdzie indziej. Wiedziałam o tym już wcześniej, jednak kiedy urodziłam dziecko, wyjątkowo uzależniłam się od tych sklepów. Można tam dostać praktycznie wszystko, co niezbędne w codziennym funkcjonowaniu z noworodkiem, niemowlęciem i dzieckiem. Co więcej, Rossmann posiada produkty marek własnych, które, jak się okazuje, są naprawdę rewelacyjne. Poniżej przedstawiam więc złotą dziesiątkę moich faworytów.

1. Babydream, chusteczki do pielęgnacji Oil Comfort

Kiedy byłam jeszcze na etapie testowania przeróżnych rodzajów chusteczek nasączanych do wycierania pupy, jakoś tak z automatu chwyciłam za ten produkt, do złudzenia przypominający zwykłe mokre chusteczki Babydream. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że chusteczki te wcale mokre nie są, a wręcz przeciwnie! Nie dajcie się oszukać tak jak ja, chociaż było to miłe zaskoczenie. Chusteczek Oil Comfort można używać zamiast oliwki dla niemowlęcia, natłuszczając mu nimi ciałko po kąpieli. Bardzo praktyczne i wygodne, a to przecież my – rodzice lubimy, prawda?

2. Pudełko na chusteczki Babydream

Tak, dobrze czytacie, chodzi mi tylko o pudełko. Nie jestem zbyt wielką fanką samych chusteczek – mają nijaki zapach, szybko wysychają, słabo czyszczą. Ale żeby mieć to pudełko można się poświęcić i kupić jedno opakowanie. Jest bardzo wygodne, lekkie i oczywiście wielokrotnego użytku, a co najlepsze – ma uniwersalny rozmiar, więc mieszczą się do niego każde inne chusteczki nawilżane, w tym moje ulubione lidlowskie Toujoursy. Co również ważne – można z niego zdjąć kartonową ozdóbkę i otrzymujemy gładkie, estetyczne biało – niebieskie pudełko. Przyjemne, proste, tanie. Jestem na tak!

3. Szczoteczka do paznokci For Your Beauty

Trochę się jej naszukałam, ponieważ w moim Rossmannie, nie wiem jak w innych, leżała nie z dziecięcymi produktami, tylko wśród innych narzędzi do pielęgnacji paznokci i stóp. Ale jest, udało się i tak oto jestem posiadaczką niebieskiego hipcia. A że żaden maluch nie lubi czyszczenia paznokci, a żaden rodzic nie lubi czarnoziemu tamże, to można sobie ten przykry moment umilić takim wesołym rozwiązaniem. Mój półtoraroczniak approved!

4. Łyżeczki do nauki jedzenia Babydream

Kombinowałam, próbowałam, testowałam, dorabiałam do tego filozofię. Wierzcie mi – to nie ma sensu. Czy chcecie, czy nie, to wasze dziecko zadecyduje, czy właśnie nadszedł dla niego moment, żeby nauczyć się jeść z łyżeczki. I nieważne tak naprawdę czy będzie to wypasiona dizajnerska łyżeczka za zylion peelenów, czy zwykła, niedroga i bardzo przyjemnie układająca się z ręku rodzica i w buźce malucha łyżeczka Babydream. Używam tych łyżeczek do dzisiaj i bardzo je sobie chwalę.

5. Pozytywka Babydream

Znalazła się w tym zestawieniu, ponieważ mam do niej olbrzymi sentyment. Była pierwszym prezentem, który Ignaś dostał od babci, jeszcze w szpitalu (oczywiście w wersji chłopięcej – niebieskiej). Ma przyjemną melodyjkę, która nie drażni uszu, ma prosty mechanizm naciągania, z którym Ignaś już teraz umie poradzić sobie sam, i jest miękką przytulanką. Bardzo ją lubię.

6. Śliniaki jednorazowe z kieszonką Babydream

Jeżeli kiedykolwiek mieliście taki problem jak ja, to zrozumiecie, dlaczego pokochałam te śliniaki. Ile razy, przy okazji wyjścia lub wizyty, zmagaliście się z brudnym śliniakiem? Co z tym zrobić? Można przetrzeć, ale nigdy nie będzie to na tyle wystarczające, żeby nie zostały żadne resztki. Można wrzucić w jakąś siatkę, ale nikt wam nie da gwarancji, że po powrocie do domu nie zapomnicie o tym sprytnym (fuj!) zawiniątku. Można też po prostu kupić śliniaki jednorazowe i po każdym karmieniu na mieście po prostu je wyrzucić. Genialne!

7. Bezpieczne patyczki higieniczne i płatki kosmetyczne Babydream

Z obu tych produktów korzystam bardzo dużo odkąd urodził się Ignaś. Płatków używałam w olbrzymich ilościach kiedy musiałam zastąpić nimi nasączone chusteczki. Dlaczego kupowałam je w Rossmannie? Bo było mi wygodnie zgarnąć je przy okazji innych zakupów. Czy są dobre? Oczywiście, jak każde inne wszystkich pozostałych marek. 🙂

8. Szczoteczki do zębów Babydream

Silikonowe kupiłam, kiedy moje dziecko zaczęło intensywnie ząbkować i potrzebowało ulgi w tej całej śliniącej masakrze. Pomogły. Potrójny zestaw natomiast stosujemy do dzisiaj. Każdy kolejny etap przybliża malucha do nauki poprawnego mycia ząbków i muszę przyznać, że jest to bardzo sprytnie przemyślane. Nie wymaga od rodzica atakowania bobasa od razu z dorosłą szczotą, tylko krok po kroku daje mu szansę samodzielnego odkrywania higieny jamki ustnej. Jak dla mnie rewelacja.

9. Woreczki na zużyte pieluchy Babydream

Bardzo wielu rodziców narzeka na tak zwane Paklanki, mówiąc, że zwyczajnie śmierdzą. Nie miałam wątpliwej przyjemności testowania tego produktu, za to kiedy zakończyłam moją przygodę z koszem Angelcare, zapoznałam się z woreczkami Babydream. Mają dość neutralny, nie drażniący nosa zapach, ale umówmy się – nie kupuję ich, żeby je wąchać. Ratują mi za to życie, kiedy średnio atrakcyjny zapachowo ładunek muszę wyrzucić do wspólnego kosza na wszystkie śmieci, których nie mam zamiaru wynosić do kontenera za sekundę. I o to w tym właśnie chodzi.

10. Program Rossnę

Tak, wymieniam go jako produkt, i to na dziesiątym, czyli moim ulubionym miejscu w zestawieniach 10 must have. Program lojalnościowy dla dzieci w Rossmannie uzależnia. Warto wyrobić kartę już w ciąży, bo obejmuje on również produkty dla ciężarnych. Rabat przyznany rodzicowi rośnie z czasem i wraz z każdymi kolejnymi zakupami. W ten sposób stopniowo przez pierwsze dwa lata życia malucha można dojść do 10%, co jest już bardzo przyjemną zniżką i sprawia, że nie ma się ochoty kupować niektórych produktów dostępnych w innych sklepach, bo zwyczajnie się nie opłaca (nawet kiedy, jak na przykład w Lidlu, są akurat na promocji). Żałuję tylko, że Rossmann nie ma takiego samego programu dla dorosłych. Ale trudno, trzeba się cieszyć tym, co jest!
Na koniec zostawiłam sobie jeszcze jeden produkt, którego do tej pory nie miałam jeszcze okazji sprawdzić i pytanie do was: znacie go? Polecacie? Sprawdza się? Chodzi mi o Termoopakowanie na butelkę Babydream. Cena dobra, więc jestem bardzo bliska skuszenia się. Warto?

Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!

 




Co zawaliłam w wyprawce – 10 największych błędów

Pierwsza ciąża jest cudownym czasem. To tak naprawdę ostatnie chwile w naszym życiu, kiedy my, kobiety, możemy korzystać z tak nieskrępowanej swobody i takiej ilości czasu wolnego (o ile, oczywiście, nie postanowimy ambitnie, że będziemy pracowały do połowy dziewiątego miesiąca). Czym się wtedy zajmujemy? Kompletowaniem wyprawki! Kupujemy więc ubranka, mebelki, wózki, kremiki i inne cuda, wszystko co najlepsze dla naszych maluchów. Wijemy gniazdo. Jednak kiedy maluchy okazują się być całkiem realnymi człowiekami, rewidujemy nasze poglądy na to, co powinnyśmy były kupić. I najczęściej okazuje się, że część pieniędzy poszła w błoto, bo a to rzeczy są niepraktyczne, a to lepiej używają nam się ich inne wersje. Niniejszym całą poniższą listę moich błędów dedykuję wszystkim ciężarnym, które oczekują swojego pierwszego dziecka.

 

1. Wózek – czy aby na pewno 3w1?

Pisałam już o tym przy okazji recenzji Baby Joggera. W wózkach typu 3w1 fajne jest to, że są solidne i mają dmuchane koła. Jednak gdybym po raz drugi miała podejmować decyzję o wózku, to posłuchałabym tych wielu głosów doświadczonych rodziców, na które jako ciężarna pierworódka byłam głucha. Nie wydawaj pieniędzy. Kup gondolę i fotelik, na spacerówkę przyjdzie czas później. To naprawdę ma sens!

2. Butelki – nie szalej kobieto!

Zamierzasz karmić piersią? Super, tego się trzymaj, daj sobie szansę, może akurat Tobie się uda! Jeżeli zamierzasz, to po kiego grzyba kupujesz cały ten arsenał butelek, smoczków, sterylizatorów i podgrzewaczy? Sprawdź najpierw, czy Twoje dziecko nie będzie się przypadkiem lubowało w cycusiu, bo w takim przypadku te wszystkie plastiki jeszcze długo będą Ci zbędne. Kup na dobry początek jedną butelkę z jednym smoczkiem. Więcej naprawdę nie potrzeba.

3. Ubranka – ja wiem, że ładne…

Gdybym drugi raz miała kompletować garderobę noworodka, kupiłabym tylko i wyłącznie bodziaki, spodenki, skarpetki, pajace na noc i kombinezon na zewnątrz. Nic więcej na początek nie jest potrzebne. Wszystkie piękne bluzy z kapturem, ogrodniczki, spódniczki, sukienusie, wszystko, co tylko wygląda, z miejsca bym odrzuciła. Nawet buciki, mimo że słodkie, nie mają większego sensu. No, dla przyzwoitości można nabyć jedną parę, żeby założyć je maluchowi na jakąś okazję i samej sobie sprawić tym przyjemność.

4. Frotowe podkładki na ramię

Kupiłam jedną i nawet nie rozpakowałam. Od samego początku do końca karmienia i odbijania malucha stosowałam w tym celu pieluszki tetrowe lub flanelowe. A i tak cała byłam wiecznie w mleku i innych ciekawostkach pochodzących z buzi mojego dziecka…

5. Podkładka do wanienki

Kupiona, użyta raz. Kompletnie bezużyteczna. Noworodka, który jeszcze nie trzyma głowy, podtrzymuje się z tyłu pod główkę i za ramię, trochę starsze niemowlę w podobny sposób aż do momentu, kiedy zacznie samo siadać – potem już jest luzik. Na żadnym etapie taka podkładka, czy to frotte, czy gąbkowa, nie ma jak dla mnie żadnego sensownego zastosowania, głównie przeszkadza i zawala miejsce kiedy trzeba ją suszyć.

6. Gadżety typu trendy

Podam jeden przykład, ale możecie go dowolnie mnożyć i odnosić do wszystkich modnych pierdółek, które tylko przyjdą wam do głowy. Dowiedziawszy się, że będę mieć chłopca, byłam przerażona, że w momencie zmiany pieluszki cały jego śliczny pokoik za każdym razem zostanie zroszony średnio wesołą fontanną. Zakupiłam więc w sklepie Peticado daszek na ptaszek. Raz, że był za duży, dwa, że na tak częste zmiany pieluchy, jakie były moim udziałem, nie miałam głowy do tego, żeby go stosować, a trzy, to że fontanna okazała się bardziej śmieszna niż przerażająca. A w tej chwili już w ogóle się nie zdarza. I po co mi to było?

7. Pieluchy – niekoniecznie te za zylion peelenów

Nie spotkałam jeszcze świeżo upieczonej ciężarówki,  w świadomości której pieluchy nie funkcjonowałyby jako Pampersy. Wszędzie – w szpitalach, w przychodniach, w żłobkach – śmietniki na pieluchy opisane są jako „pampersy”. Coś jak adidasy czy jeep. To pierwsza marka, o której myślimy tworząc naszą wyprawkę i płacimy za te nieszczęsne Pampersy kupę (nomen omen) pieniędzy, dopóki ktoś nie powie nam o pieluchach Dada lub dopóki nie zaczną się pierwsze odparzenia. U nas te dwie sprawy złożyły się w czasie i do dzisiaj jestem absolutną fanką Dad, które i mi, i mojemu dziecku bardzo przypadły do gustu. Koleżanka rodząca drugie dziecko powiedziała mi kiedyś, że była jedyną kobietą na oddziale, która przywiozła w szpitalnej torbie Dady. I dlaczego mnie to nie dziwi?

8. Kremy, kremiki, kosmetyki

Jedne mamy polecają takie, inne takie, Sudocrem na to, Emolium na to, a jeszcze Nivea, Bepanthen, Hipp, Linomag – kupmy najlepiej wszystkie! Stop. Zastanów się. Prawdziwe potrzeby swojego dziecka poznasz dopiero, kiedy przyjdzie ono na świat. Kup jeden kremik do buzi, jeden na odparzenia, inne możesz odpuścić dopóki naprawdę nie okaże się, że musisz testować wszystkie po kolei (ja musiałam). Ale na razie oszczędź sobie wydatków, jeszcze zdążysz odpowiednio zagospodarować te pieniądze.

9. Otulacze, śpiworki, beciki

Są ślicznie, pięknie uszyte, w fantazyjne wzory. Nie mogąc się zdecydować bierzemy minimum jeden, ale najchętniej kupiłybyśmy i otulacz, i śpiworek, i becik, i jeszcze może chustę i nosidło. A co jedna rzecz to droższa. Nie poznałam jeszcze mamy, która miałaby za dużo pieniędzy. Po raz kolejny mówię więc: wrzuć na luz, daj sobie na wstrzymanie. Pozwól sobie poznać swoje dziecko, bo jest wielce prawdopodobne, że nie będzie potrzebowało żadnej z tych rzeczy, bo będzie lubiło spać z rękami do góry, a nie otulone, a każde przykrycie będzie mu przeszkadzać. I, dajmy na to, nie będzie lubiło być uwiązane do rodzica. Co wtedy z tym wszystkim zrobisz?

10. Gruszka do nosa

Sama nie wiem od czego zacząć. Jest niewygodna, za mała i niehigieniczna. Nie jest przezroczysta, więc nigdy do końca nie będziesz widzieć, czy udało się ją oczyścić. A uwierz mi, takie rzeczy warto wiedzieć. Użyłam gruszki raz i już do niej nie wróciłam. Nie, moje dziecko nie było geniuszem dmuchania nosa od pierwszych dni życia (aczkolwiek z uśmiechem na ustach zobaczyłam oczyma wyobraźni takiego delikwenta). Nie stosuję też Fridy (niestety wzdryga mnie na samą myśl). Są inne rozwiązania, równie skuteczne i wygodne. Gruszce zdecydowanie mówię nie.

Ja wiem, moja ciężarna, kochana mamusiu, że popełnisz masę błędów, nie da się od nich uciec. Ale proszę Cię, naucz się na tych moich, skorzystaj z moich rad. Dobrze na tym wyjdziesz.

Podoba Ci się to, co napisałam? Daj mi koniecznie znać! Możesz to zrobić na kilka sposobów:

– Polub mój fanpage na Facebooku KLIK
– Polub ten konkretny wpis lub udostępnij go klikając na ikonkę Facebooka poniżej
– Napisz mi ciekawy komentarz pod wpisem tutaj lub na Facebooku

Będę
Ci wdzięczna za każdy taki gest, bo dzięki niemu będę wiedziała, że moi
czytelnicy gdzieś tam są, czytają i podoba im się to, co piszę.
Dziękuję!!!




10 moich domowych trików i tajemnic

water-kitchen-black-design

Każda pani domu ma swoje własne sposoby i tajemnice pomagające jej w prowadzeniu domu. Ja również lubię ułatwiać sobie życie i pomyślałam, że mogę przecież zdradzić kilka trików, z których korzystam na co dzień. Dzisiaj przedstawiam więc dziesięć moich największych odkryć i przyzwyczajeń, które sprawiają, że ogarnianie otaczającej mnie rzeczywistości jest trochę mniej uciążliwe.

1. Dwa rodzaje ręczników papierowych

Jak większość gospodyń, używam ręczników papierowych. Wcześniej jednak wydawałam na nie sporo pieniędzy i musiałam je dość często kupować, bo szybko się kończyły. Od jakiegoś czasu natomiast robię to mniej więcej raz w miesiącu, kupując w Biedronce dwa rodzaje takich ręczników: jedną dużą rolkę Sweep i podwójne opakowanie ręcznika Queen. Wielka rolka służy mi kiedy potrzebuję większej ilości ręcznika na przykład do przetarcia plamy na podłodze lub blatu, natomiast mniejszych rolek używam kiedy potrzebuję ręcznika grubszego i w mniejszej ilości, dajmy na to do przetarcia kuchenki indukcyjnej. Ta duża rolka jest dodatkowo wyjątkowo godna polecenia. Przetestowałam takie rolki również z Rossmanna i Lidla, i tylko ta biedronkowa jest wystarczająco solidna jak na moje potrzeby. Nie drze się i nie strzępi.

2. Ocet + soda oczyszczona

Jeśli kiedykolwiek natknęliście się na Perfekcyjną panią domu, pewnie znacie już ten sposób, ale wielce prawdopodobne, że w duchu go wyśmialiście. Ja też tak robiłam, aż kiedyś postanowiłam zaryzykować, bo nie byłam w stanie domyć piekarnika. Spalony tłuszcz jest ciężkim przeciwnikiem. Jedyny sposób, który okazał się skuteczny, to właśnie ta kombinacja. Dla ładnego zapachu można dodać trochę płynu do mycia naczyń i/lub soku z cytryny. Działa cuda!!!

3. Oszczędzanie wody

Naprawdę, kiedy tylko się da, wyłączam wodę. Autentycznie mam przed oczami dzieci w Afryce i akcje PAHu z budowaniem tam studni. Pomijam zupełnie kwestię rachunków, bo to chyba oczywiste. Wyłączam więc wodę kiedy tylko się da: w trakcie mycia zębów, mycia głowy, mycia naczyń, w zmywarce włączam tryb eko. Myślę, że warto o tym pamiętać.

4. Cargo

Na etapie planowania mebli w kuchni powiedziałam, że mogę zrezygnować ze wszystkiego (poza zmywarką ;-), ale cargo muszę mieć. Nie wiem jak na to wpadłam, ale to był genialny pomysł. Ten rodzaj szafki mieści wszystkie moje zapasy przypraw, mąk, ryżów, makaronów, wszystkie te podręczne pierdółki przydatne w codziennym pichceniu są pod ręką. Nie muszę szperać po szafkach, kręcić się w prawo, w lewo, nie ma takiej potrzeby, bo wszystko mam w jednym miejscu. Warte każdych pieniędzy!

5. Filtrowanie wody

Odkąd tylko mieszkam na swoim, wlewam do czajnika filtrowaną wodę. Co mi to daje? Czajnik prawie w ogóle nie zachodzi kamieniem i bardzo rzadko muszę go z niego czyścić. Co więcej, kiedy kończy mi się woda mineralna, mogę po prostu napić się tej przefiltrowanej, bez obawy, że będzie mnie po niej bolał brzuch. No i przy dziecku to też bardzo dobra sprawa. Wszelkie zupki gotuję synkowi właśnie na filtrowanej wodzie, nie ryzykując podawania maluchowi twardej miejskiej kranówy. Polecam!

6. Wygodne worki na śmieci

Brzmi śmiesznie, ale długo szukałam worków idealnych do dwóch koszy na śmieci VARIERA z Ikei, które posiadam. W końcu znalazłam wiązane 60-litrowe worki Sandom z Lidla, które są wystarczająco elastyczne, żeby je naciągnąć na śmietnik i potem wygodnie zawiązać. Dodatkowo, co jest fantastycznym pomysłem mojego męża, kiedy trzeba wyrzucić dwa lub trzy worki naraz (segregujemy śmieci), korzystamy z wygodnego plastikowego uchwytu na torby. Świetna sprawa.

7. Cif

Autentycznie uwielbiam ten środek czystości i używam go w dwóch odsłonach. Cytrynowego mleczka od dawna używam do mycia wanny, brodzika prysznicowego i umywalki, natomiast Cif przeciw kamieniowi (wcześniej nosił nazwę Cif Power Cream) jest jedynym środkiem na rynku, który daje radę kamieniowi na drzwiach do prysznica. Psikasz, chwilę czekasz, zmywasz gąbką, dzieje się magia. Cudne!

8. Plastikowy sorter na reklamówki VARIERA

Kolejny raz kłania się Ikea, nic na to nie mogę poradzić. Szwedzi są geniuszami jeżeli chodzi o tanie i proste rozwiązania domowe, które czynią życie nieco mniej upierdliwym. Kiedy zobaczyłam ten sorter u koleżanki, tak długo wierciłam mężowi dziurę w brzuchu, aż w końcu po niego pojechaliśmy. Kosztuje jakieś 5 zł, a sprawia, że wszystkie małe siatki i reklamówki lądują w jednym miejscu, do którego łatwo je wsadzić i potem wyjąć. Powtórzę to jeszcze raz, bo to rozwiązanie na to zasługuje: genialne!!!

9. Chusteczki pochłaniające kolor

Niejednokrotnie miałam dylemat, kiedy wrzucałam do pralki po raz pierwszy nowe ubrania o intensywnym kolorze. Zdarzało mi się również, że dwukolorowe ubranie, z których jeden był kolorem białym, farbowało samo siebie. Na oba te problemy jedyną słuszną odpowiedzią okazały się chusteczki absorbujące kolor. Co więcej, ostatnio odkryłam, że nawet z zafarbowanego ubrania wyciągają one niepożądany barwnik. How cool is that?!

10. Mop parowy

Na koniec zostawiam jak zwykle mojego faworyta. I nie chodzi mi o mopy ciśnieniowe, których używa się na przykład do mycia samochodu. Mop parowy wyrzuca z siebie parę wodną pod stosunkowo niewielkim ciśnieniem, a para ta działa cuda. Najbardziej lubię korzystać z tego rozwiązania przy myciu szafek na wysoki połysk (plus polerka mikrofibrą) i do mycia podłóg, zarówno drewnianych, jak i kafelkowych. Dlatego warto zainwestować w opcję, która będzie w sobie łączyła mopa i myjkę. Oszczędzamy w ten sposób czas i pieniądze. Moje ulubione połączenie!
Jako bonus dla wytrwałych na koniec mam jeszcze jeden trik: worki próżniowe. Można je dostać w regularnej ofercie w Ikei i w ofertach tygodniowych w Biedronce lub Lidlu. Efekt oszczędności miejsca jest oczywisty, ale spróbujcie do nich włożyć świeżo wyprane poszewki i wyjąć je na przykład po pół roku. Nadal będą pięknie pachnieć!

A co wam ułatwia życie w stawianiu czoła domowym obowiązkom? Z chęcią się dowiem!




10 nieoczywistych gadżetów przy noworodku i niemowlaku

 

Kiedy, jako świeżo upieczona ciężarówka (mówcie co chcecie, lubię to określenie) kompletowałam wyprawkę, nie miałam pojęcia o tym co przyda się mi i mojemu dziecku. Po pierwsze dlatego, że w moim brzuchu mieszkało wtedy moje pierwsze dziecko, a po drugie dlatego, że jeszcze ani tego dziecka, ani jego potrzeb kompletnie nie znałam.

Kiedy dziecko okazało się być całkiem realnym Ignasiem, a ja powoli uczyłam się jego obsługi, czas i doświadczenie pokazały mi co tak naprawdę, z rzeczy zupełnie nieoczywistych, powinno się w tej wyprawce znaleźć. Patrząc na to z perspektywy wspólnie spędzonego półtora roku, stworzyłam listę dziesięciu rzeczy, z których kilka posiadam, inne planuję i żałuję, że nie miałam ich wcześniej, a jeszcze inne na 100% nabędę przy drugim dziecku. A wtedy i tak pewnie okaże się, że jeszcze nie wszystko mam. Tak czy inaczej, jeżeli macie ochotę skorzystać z moich refleksji, oto one:

1. Czajnik z opcją wyboru temperatury

Wierzcie mi, solidnie naszukałam się dla Was modelu, który miałby temperaturę 40 stopni. Okazuje się, że to wcale nie jest takie oczywiste i nawet mój wymarzony niegdyś Bosch jej nie posiada. W mojej prywatnej kuchni stoi inny, zwykły biedronkowy Hoffen. Nieważne jaki kupicie i ile za niego zapłacicie. Kiedy trzeba będzie na szybko w nocy przygotować mleko, nie zastanawiając się czy temperatura na nadgarstku jest już dobra czy nie, taki czajnik uratuje Wam życie.

2. Ceratowy turystyczny przewijak

Szczerze i bez bicia od razu się przyznaję, że takiego nie mam, ale to tylko dlatego, że o jego istnieniu dowiedziałam się stosunkowo niedawno, podpatrując koleżankę. To było jak objawienie! Do niewielkiego organizera wrzucasz kilka pieluch, kremik na odparzenia i woreczki na brudne pieluchy, wszystko elegancko zawijasz i masz gotowy zestaw do wyjścia! Przewijak jest wyłożony ceratką, więc nie nasiąka czym nie trzeba, a jeśli maluszkowi byłoby zimno w pupę, można na nim rozłożyć flanelkę. I dodatkowy plus: jest niedrogi. Ideał!

3. Kosz na brudne pieluchy

Krążą o nim różne opinie. Że śmieszny gadżet, zbędny wydatek, że po co to. Ja wam powiem po co. Mieszkam w bloku, kontenery mam dość daleko. W regularnym trybie śmieci wyrzucam co drugi, trzeci dzień. W trybie z pieluchami, kiedy dodatkowym katalizatorem działań jest niezbyt dyskretny smrodek od 10 do 20 pieluszek,  które zmienia się niemowlakowi na dobę, musieliśmy biegać czasem nawet dwa razy dziennie. A tak, nieprzyjemny zapach jest izolowany, śmieci posegregowane, czas oszczędzony. Mi to pasuje!

4. Laktator elektryczny

Wśród moich znajomych i rodziny nie znalazł się nikt, kto powiedziałby mi, że laktator elektryczny to nieodzowny gadżet wyprawki i warto go mieć już w szpitalu tuż po porodzie. Więc ja Wam mówię: kupcie właśnie elektryczny, żaden ręczny, szczególnie jeżeli nie macie doświadczenia. Może się okazać, że wasze dziecko ma problemy ze ssaniem, że będziecie musiały pomóc laktacji, że będziecie potrzebowały ulgi w nawale. Do dzisiaj uważam, że laktator Medela Electric, który moja kochana mama sprezentowała mi na porodówce, był najlepszym prezentem wyprawkowym, jaki mogłam dostać.

5. Bujak elektryczny

Bujaczków miałam dwa (napędzane siłą stopy), plus fotel bujany, moje dziecko ubóstwiało i nadal ubóstwia być bujane. Zresztą nie oszukujmy się, niewiele jest takich dzieci, które, bujane dziewięć miesięcy w brzuszku u mamusi, nie będą lubiły być bujane po drugiej stronie pępowiny. Jeżeli zajdę kiedyś w drugą ciążę, to będzie mój pierwszy zakup dla młodszej pociechy. No i spójrzcie jak wygląda. Jest po prostu ładny.

6. Waga

Wiecie już, że jestem mamą hipotrofika. Ważenie dziecka było dla mnie obsesją, chciałam mieć psychiczny spokój, który zapewniała mi między innymi wiedza, że moje dziecko przybiera ładnie na wadze. Nie wystarczały mi miesięczne kontrole, więc kupiliśmy takie domowe urządzenie. Do dzisiaj nie żałuję tego wyboru.

7. Szumiś

Ignaś był fanatykiem suszarki. Spokojnie jadł tylko przy suszarce, zasypiał przy suszarce, pozwalał mi dospać rano przy suszarce. Korzystałam z klasycznej (prąd! gorąco!) i z takiej w aplikacji w telefonie. O Whisbearach dowiedziałam się niestety za późno, bo w momencie, kiedy mój synek już powoli z tego szumu wyrastał. Tak jak i bujak, Szumisia zakupię w drugiej ciąży jak tylko zobaczę dwie kreski na teście. 

8. Kubek do mycia głowy

Ten zakup wciąż przede mną, ale cały czas mam go z tyłu głowy. Szczególnie w chwilach, kiedy mój synek drze się jak dusza (nomen omen) nieczysta kiedy myjemy mu głowę. W najbliższym czasie na pewno zaoszczędzę mu tych ryków i zaopatrzę się w takie sprytne wiaderko z gumką. Prosta konstrukcja, ale jak rozsądnie przemyślana!

9. Nawilżacz powietrza

Już o nim pisałam w kontekście gadżetów wyjazdowych. Nadal podtrzymuję tezę, że jest absolutnie niezbędny. Dla niektórych być może tylko w sezonie grzewczym, dla nas przez cały rok. Nie wiem, kiedy odważę się go wyłączyć i sprawdzić, czy mój brzdąc nie obudzi się na picie jakieś dwadzieścia razy w ciągu jednej nocy. Na dzień dzisiejszy i tak sezon grzewczy lada moment się właśnie zacznie, więc mam jeszcze kilka miesięcy na podjęcie decyzji.

10. Wanienka z odpływem i stojak

Nie lubicie się męczyć? Ja też nie lubię. Schylać się, dźwigać, szarpać. Całkiem niepotrzebne. Schylanie się zapewnia nam stojak, przydatny również w początkowym etapie życia maluszka, kiedy bardzo często, szczególnie mając małą łazienkę, kąpiemy go w pokoju lub innym pomieszczeniu. Odpływ natomiast zaczęłam doceniać w momencie kiedy wanienki na stałe zaczęliśmy używać pod prysznicem i wylanie z niej wody polega jedynie na wyciągnięciu korka. Genialne!

Mam nadzieję, że przekonałam Was do moich pomysłów. Teraz ja z chęcią dowiem się od Was jakie nieoczywiste gadżety uratowały Wam życie przy dziecku?

Podoba Ci się to, co napisałam? Daj mi koniecznie znać! Możesz to zrobić na kilka sposobów:

– Polub mój fanpage na Facebooku KLIK
– Polub ten konkretny wpis lub udostępnij go klikając na ikonkę Facebooka poniżej
– Napisz mi ciekawy komentarz pod wpisem tutaj lub na Facebooku

Będę
Ci wdzięczna za każdy taki gest, bo dzięki niemu będę wiedziała, że moi
czytelnicy gdzieś tam są, czytają i podoba im się to, co piszę.
Dziękuję!!!




Moje 10 must have z Ikei

Chyba każdy rodzic małego i większego dziecka chociaż raz zdecydował się na zakup produktów z Ikei. Ich olbrzymią zaletą jest (w większości przypadków) przystępna cena, dobra jakość, praktyczność i estetyczny wygląd. Jeśli potrzebujesz pomocy w pisaniu pracy domowej, możesz skorzystać z usługi Hausarbeit schreiben lassen. W dzisiejszym zestawieniu chciałabym pokazać wam 10 produktów lub kategorii produktów dla dzieci, które ratują mi przy moim milusińskim życie, a także, jako bonus do tej listy, kilka rzeczy, które planuję zakupić. A więc do rzeczy.
1. Tekstylia
A dokładniej rzecz biorąc ręcznik BADET, kocyk BARNKÄR i pościel FANTASIDIUR. Ręczniki mam dwa, ponieważ rewelacyjnie nam się sprawują, są bardzo przyzwoite jakościowo (po wielokrotnych praniach kolor i stan materiału wciąż mają się świetnie) i uniwersalne rozmiarowo. Kocyk i pościel kupiłam Ignacowi do żłobka, ponieważ zależało mi na czymś wytrzymałym, co jednocześnie nie zrujnowałoby mojego portfela. Na obrazku poniżej prezentuję wam inną pościel, ponieważ mojej nie ma na oficjalnej stronie Ikei, jednak jeśli się pospieszycie, to jeszcze znajdziecie ją w sklepie stacjonarnym za niewiele ponad 20 zł.
Natomiast pościel na obrazku to FÅGELSÅNG za 49,99 zł.
Sami przyznajcie, że obie te pościele łączy podobna kolorystyka i estetyka, natomiast różnica w cenie jest spora.
2. Naczynia i sztućce KALAS
Używam ich praktycznie od samego początku rozszerzania diety mojego synka i osobiście bardzo je lubię. Łatwo się myją, mają miłe dla oka rodzica i dziecka kolory, są trwałe i nadają się do mikrofali. A moje dziecko już się nauczyło, że jak tylko z daleka widzi jedną ze swoich kolorowych miseczek, to szybko pędzi na jedzenie. Taki cwaniak! 🙂
Łyżki może na początku były ciut za duże, ale już teraz (skończone 16 miesięcy) idealnie nadają się do tego, żeby zupa znikła w szybkim tempie.
3. Wygodne przechowywanie żywności
Mam na myśli torebki ISTAD i klamry do torebek BEVARA. Pierwsze podpatrzyłam u koleżanki i są dla mnie istnym objawieniem. Ilekroć chcę wziąć dla synka na spacer kilka chrupków z całej paczki, kilka kawałków pokrojonego owocu, albo nawet spakować mężowi do pracy kanapki, korzystam z tych rewelacyjnych torebek. Są dostępne w trzech kolorach i trzech opcjach rozmiarowych, więc dla każdego coś miłego.
Co do klamerek, używam ich od dawna do zamykania wszelkich produktów żywnościowych, które nie mają własnego sprytnego zamknięcia (np. mąka, cukier, makaron, itp.), a od kiedy pojawiło się dziecko, musiałam ich dokupić dwa razy więcej. Wszelkie kaszki, mleka modyfikowane, chrupki kukurydziane i biszkopty dużo lepiej zachowują swoją świeżość dzięki takim zatrzaskom. Super sprawa!
4. Kultowe zabawki MULA
Można je spotkać w większości kącików dla dzieci w miejscach publicznych, można je spotkać i u nas w domu. Są drewniane i kolorowe, czyli mają dwie cechy, które bardzo cenię w zabawkach. Kolejka z klockami do przesuwania na metalowych pałąkach rozwija bardzo zdolności manualne małych odkrywców. Ignaś odkrył ją w poczekalni u lekarza i fakt ten pomógł mi podjąć decyzję o sprezentowaniu mu tej atrakcji na pierwsze urodziny. Co do przebijanki, to niech świadczy o niej fakt, że ledwo wyjęłam ją synkowi na wakacjach, zleciały się wszystkie dzieci (mimo rozsypanej dookoła całej masy innych zabawek) z pytaniem gdzie jest młotek. Ciężko mi było wytłumaczyć, że młotka nie wzięłam, ponieważ moje dziecko na razie jeszcze wali się nim rykoszetem w głowę i póki co gustuje w ręcznym wciskaniu bolców. 😉
5. Krzesełko ANTILOP
Już o nim pisałam w kontekście gadżetów wyjazdowych, więc nie będę się za bardzo powtarzać. W skrócie: niska cena, świetna jakość, wygoda. Niczego więcej mi nie trzeba.
6. Wieszaki BAGIS
Niby mała rzecz, a cieszy. Jeżeli lubicie mieć w szafie dziecka ładnie uporządkowane i w elegancki sposób wyeksponowane ciuszki, zawieście je na tych wieszakach. Różnorodność kolorystyczna może nam pomóc w posegregowaniu ubranek na poszczególne kategorie. Przyjemnie się na to patrzy.
7. Śliniaki KLADD PRICKAR
Świetnie nadają się do wprowadzania metody BLW, pozwalając uchronić ubrania malucha przed niepotrzebnymi i ciężko spieralnymi plamami. Tego aspektu akurat nie doświadczyłam, ale zamierzam z nich skorzystać przy okazji pokazywania mojemu dziecku świata artystycznej ekspresji. Malowanie farbami może być świetną zabawą! No co ja poradzę, że ciężko znoszę jak mi się młody cały utytła. No nie lubię.
Jedyną ich wadą jest ciut za duży rozmiar jak dla niemowlaka. Ikea mogłaby klientom zrobić dobrze poprzez wprowadzenie rozmiaru S.
8. Torba termiczna SOMMAR
Od tegorocznych wakacji uważam, że torba termiczna to przy dziecku niezbędny gadżet. Pozwala zachować temperaturę i świeżość jedzenia i picia, dzięki niej nie muszę się martwić, że przy wysokiej temperaturze jedzenie, które podaję synkowi zepsuje się. Można, ale nie trzeba włożyć do niej zimny wkład z zamrażalnika. Ułatwia życie.
9. Mata do wanny PATRULL
Odkąd Ignaś zaczął siadać i być w kąpieli bardziej ruchliwy, ta gumowa mata jest naszym nieodłącznym towarzyszem. Od spodu ma przyssawki, więc można ją przymocować zarówno do plastikowej, jak i zwykłej wanny. Pomogła nam uniknąć wielu niepotrzebnych wypadków i poślizgnięć. Kolejny ikeowy gadżet zapewniający rodzicom spokój.
10. Zabezpieczenia do szafek PATRULL
I na ostatnim miejscu znowu gadżet kultowy i mój ulubiony z całego zestawienia. Drugi z rodziny PATRULL, który absolutnie ratuje życie mi i mojej porcelanie. Zabezpieczenia te nie są może zbyt tanie (15,99 zł za dwie sztuki, a sztuk zwykle potrzeba… no dużo ich potrzeba), ale są naprawdę skuteczne. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że małe dziecko dość długo nie nabędzie wiedzy na temat możliwości ich rozmontowania, a dodatkowo cieszy mnie fakt, że można nimi zablokować zarówno szafki, jak i szuflady oraz drzwi lodówki i zamrażalnika. Myślę, że większość dzieci uwielbia trzaskać czym tylko się da, a po operacji trzaskania kieruje swoją ciekawość na wywlekanie zawartości tego, co mieści się za trzaskającym obiektem. Ja rozumiem tę radość i czasem na nią pozwalam, ale na szczęście tylko czasem. Lubię mieć wybór.
I na koniec poniżej pokazuję wam obiecane plany zakupowe. Kolejne zabawki: dźwig z klockami MULA, którym Ignaś też już bawił się w jednym z kącików dla dzieci, sztaluga MÅLA, której geniusz odkryłam już na licznych godzinach domowych korepetycji, które prowadziłam przez szereg lat, namiot BEBOELIG, który, wyjęty przez znajomych, cieszył się u mojego pierworodnego niezwykłym powodzeniem na wakacjach, kuchnia DUKTIG i kolejka LILABO.
A w przyszłości, kiedy mój maluch podrośnie i jego potrzeby i umiejętności trochę się zmienią, planuję zakup łóżeczka SUNDVIK rosnącego razem z nim i wysokiego krzesła URBAN. No przyznajcie sami, to krzesełko jest zwyczajnie ładne i aż przyjemnie się na nie patrzy.
A wy, które produkty z Ikei, zarówno dla dziecka, jak i dla dorosłych, cenicie sobie najbardziej? A może w ogóle nie lubicie Ikei? Gdzie wtedy robicie tego typu zakupy?

A pomyśleć, że kiedyś dział dziecięcy był tym, przez który w tym sklepie przemykałam najszybciej totalnie go ignorując…


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!



10 przydatnych gadżetów na wyjazd z maluchem

Untitled design (46)

Jeżeli wybieracie się na dłuższy lub krótszy (co w tym przypadku jest w zasadzie bez różnicy) wyjazd z dzieckiem i przygotowujecie listę niezbędnych wam rzeczy, zapraszam na moją subiektywną listę gadżetów na takie wojaże. Mam nadzieję, że każdy znajdzie na niej coś interesującego.

Wakacje nad polskim morzem, z małym dzieckiem, to wyzwanie dla każdego rodzica. Można wybrać dwie opcje: pojechać w miejsce bardzo drogie, gdzie właściciel zapewni wszystko włącznie z wanienką, łóżeczkiem turystycznym, zabawką dla dziecka i ekspresem do kawy z kompletem kapsułek, lub udać się w miejsce tańsze, za to z bagażnikiem załadowanym po i ponad dach.
W drugiej sytuacji należałoby się zastanowić co będzie nam absolutnie, ale to absolutnie niezbędne na takim wyjeździe i co na pewno przyda się naszemu dziecku. Moją subiektywna listę dziesięciu niezbędnych mi rzeczy prezentuję wam poniżej. 

Bagażnik na dach

I to nie tylko dlatego, że go nie posiadam (a ze wszech miar powinnam!!!).
Taki bagażnik daje nie tylko swobodę w pakowaniu, dodaje przestrzeni, ale również daje kierowcy komfort widzenia czegokolwiek przez tylną szybę. A to jednak duży komfort. Takiego bagażnika nie trzeba od razu kupować wydając fortunę, można go też wynająć za relatywnie niewielkie pieniądze, co jest dużym ułatwieniem.

Krzesełko do karmienia

My posiadamy krzesełko Antilop z Ikei, które niewiele kosztuje, świetnie się składa i zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w samochodzie.
 
Jeżeli macie pewność, że na miejscu będą odpowiednie do tego krzesła, można wziąć jeszcze bardziej kompaktową wersję takiego krzesełka (bardziej twardą lub bardziej miękką), co oczywiście zminimalizuje bagaż, a o to nam przecież chodzi:

Inhalator i sól fizjologiczna

Jeżeli waszemu dziecku w przypadku przeziębienia inhalacje pomagają (tak jak mojemu), to warto mieć ze sobą ten gadżet. Dzieci, w przeciwieństwie do dorosłych, czasem bardzo szybko reagują przeziębieniem na zmianę klimatu. Zwykły glut, a może zepsuć nam wyjazd, i po co?

Dobry, wygodny wózek

Kompaktowy, z kółkami nadającymi się do jazdy po lesie i piachu. Pomijam fakt, że moje dziecko po maksymalnie 20 minutach stwierdzało, że wózek je parzy, a rączki tatusia są zdecydowanie lepszym środkiem transportu. W tych krótkich chwilach, kiedy mój pierworodny uznawał, że może warto skorzystać z pojazdu, który sugerują rodzice, bardzo dobrze sprawował nam się Baby Jogger City Mini GT. Na jego recenzję zapraszam tutaj: KLIK, ale już teraz go polecam, szczególnie w teren.

Niania elektroniczna

tego gadżetu chyba nikomu przedstawiać nie muszę. Jeżeli macie od kogo pożyczyć – pożyczcie. My nie mieliśmy, postanowiliśmy kupić używaną i to był bardzo dobry pomysł. Niania elektroniczna daje rodzicom swobodę wieczorem, pozwala posiedzieć w ogródku i spędzić wieczór po dorosłemu. Docenią ją szczególnie Ci, którzy na co dzień żyją w mieszkaniach. Super sprawa! My na pewno jeszcze z naszej nieraz skorzystamy.

Nawilżacz powietrza

Albo jakakolwiek inna rzecz, o której pomyślicie:

Moje dziecko na co dzień bardzo tego potrzebuje, ale może na wyjeździe nie będzie to konieczne?… No i zajmuje dużo miejsca w bagażniku!

O nie. To jest bardzo złe myślenie. Jeżeli Twoje dziecko potrzebuje czegoś w życiu codziennym, to możesz być więcej niż pewny, że na wyjeździe będzie tego potrzebować jeszcze bardziej. Mój synek w nocy pije hektolitry wody i tylko nawilżacz pozwala mi się obudzić do niego jakieś 3-4 razy zamiast na przykład dziesięciu. Jednak coś w moim myśleniu poszło nie tak i doszłam do wniosku, że na wyjeździe będzie inaczej. Nie było.

Wersja tańsza: KLIK

Wersja droższa, ale bardziej wypasiona (posiadam obie, bo coś trzeba było na szybciocha zamówić na wakacjach…): KLIK

Apteczka pełna wszystkiego

Dosłownie wszystkiego. Nie wiedzieć dlaczego to właśnie na wyjazdach lubią aktywizować się zęby, trzydniówki, uczulenia i inne tego typu atrakcje. Ja, poza oczywistym kremem z wysokim filtrem, spakowałam również Paracetamol, Nurofen, amerykański cud, jakim jest żel na ząbkowanie Orajel (przydał się, oj, przydał), spray na komary Ziajka, żel na swędzące ukąszenia (miałam Dapis i Fenistil), do kompletu dorzuciłam jeszcze plastry przeciwko komarom Mosbito, które nakleiłam na łóżeczko, i wtyczkę do kontaktu Chicco, co i tak nie ustrzegło nas przed kilkoma ukąszeniami. Obowiązkowo jeszcze Octenisept, witamina D, Calcium w syropie, Nasivin, termometr zbliżeniowy i maść Clotrimazolum, która od urodzenia ratuje moje dziecko przed pieluszkowymi odparzeniami, na które jest bardzo podatne. Do tych wszystkich rzeczy zastosujcie jeszcze radę z punktu 6. i apteczka gotowa.

Wanienka turystyczna

Kolejna rzecz, której nie wzięliśmy, co było dużym błędem. Może być taka jak na obrazku, może być tańsza,  dmuchana, ale warto wziąć cokolwiek innego niż sama mata antypoślizgowa do wanny, która u nas się nie sprawdziła. Otóż okazuje się, że dziecko na co dzień kąpane w wanience źle się będzie czuć przerzucone nagle do dużej wanny. Właścicielka poratowała nas na szczęście dużą miską, niemniej jednak warto być niezależnym w takich kryzysowych sytuacjach.
 

Nieprzemakalne spodenki ortalionowe (i kalosze)

Przydadzą się głównie, ale nie tylko, przy dziecku raczkującym. Kompletnie nie przyszło mi do głowy, że po deszczu moje dziecko również może mieć ochotę na radosną eksplorację ogródka i w tej sytuacji po raz kolejny zostałam uratowana – tym razem przez koleżankę. Teraz już posiadam takie cudo na własność (w wersji jednoczęściowej i dwuczęściowej: spodenki plus kurtka), bo nawet kiedy dziecko już nauczy się chodzić, raczej nie uda mi się przewidzieć kiedy nagle postanowi wygodnie sobie spocząć na czterech literkach na przykład na samym środku błotnistej kałuży lub zroszonego trawnika.

Łóżeczko turystyczne

Last but not least. Bogu niech będą dzięki za ten wynalazek, w którego posiadanie weszliśmy w zasadzie przez przypadek. Są takie dzieci (moje! moje!), które w życiu nie zasną z rodzicem w łóżku, w ogóle na obcej kanapie, obcym łóżku, w ogóle w miejscu, gdzie nie mają dookoła siebie bezpiecznych czterech ścianek łóżeczka. Wszelkie próby takiego usypiania kończyły się u nas prędzej czy później długim i okraszonym rykiem spacerem z bujaniem w wózku aż do zaśnięcia. Łóżeczko turystyczne uratowało nam życie, zdrowie i nerwy. To zdecydowanie mój ulubiony gadżet.
Jeżeli macie swoje typy rzeczy niezbędnych na wyjazd, z chęcią je poznam, bo jeszcze niejeden taki wyjazd na pewno zaliczę, a warto być na nie dobrze przygotowanym.

A pomyśleć, że kiedyś wystarczył mi plecak ciuchów, żel pod prysznic i dezodorant…

Jeżeli natomiast planujecie wyjazd bez dziecka i zastanawiacie się jak to logistycznie ogarnąć, zapraszam tutaj: KLIK!

We wpisie zawarte są linki afiliacyjne.