1

Po jedenaste: nie hejtuj!

Untitled design (8)

Hejt Stop i agencja VML zrobili razem nową kampanię społeczną. Kiedy ją zobaczyłam, pomyślałam: Wow! Rewelacja! Przekaz prosty, ale genialny. Reklama uwzględnia w dość mocny sposób wizerunek dzieci. Zrobiłam więc eksperyment, aby się przekonać jak zareagują na nią matki w sieci. Wrzuciłam trzy zdjęcia z kampanii w grupach matek na Facebooku – matek z rożnych miast, matek z zagranicy, matek w różnym wieku. I doznałam szoku. Bo okazało się, że jakimś cudem to nie przekaz kampanii jest tu najważniejszy. Ale o tym za chwilę.

Zanim przejdę do meritum, chciałabym zacytować definicję reklamy społecznej:

Reklama społeczna to proces komunikacji perswazyjnej, którego głównym celem jest wywołanie społecznie pożądanych postaw lub zachowań. Realizowane jest to zazwyczaj na dwa sposoby. Po pierwsze przez namawianie do prospołecznych zachowań (…). Po drugie poprzez namawianie do zaniechania zachowań niepożądanych(…).

Źródło: „Propaganda dobrych serc, czyli rzecz o reklamie społecznej”, rozdział „Co to jest reklama społeczna”
prof. UW, dr hab. Dominika Maison, Wydział Psychologii UW, dr Norbert Maliszewski, Wydział Psychologii UW
http://www.kampaniespoleczne.pl


A żeby takie pożądane postawy lub zachowania wywołać, potrzebne są trochę mocniejsze środki wyrazu niż te w reklamie Coca-Coli. Takim środkiem wyrazu jest w tym przypadku noworodek, któremu już od pierwszych dni życia, niczym tatuaże na słynnym już zdjęciu matki karmiącej, przyczepiono etykietki „Brudas”, „Pedał” i „Szmata”. Po co? Żeby pokazać, że hejt może paść na każdego, a osoba, która staje się jego ofiarą, nie zasługuje na takie epitety i wyzwiska. Internetowy hejter nie zna swojej ofiary, powinna więc być ona dla niego w założeniu niewinna niczym noworodek, a tymczasem taka ofiara czyta na swój temat pociski kolejnych inwektyw.
Kampania ma też drugi wydźwięk. Bardzo mocno celuje moim zdaniem w same matki – hejterki, które nawzajem rzucają w siebie mięsem za to, że jedna karmi piersią, a druga nie, że jedna urodziła, a druga nie urodziła, bo miała cesarskie cięcie, za to, że jedna karmi słoiczkami, a druga tylko z rolnictwa ekologicznego, za to, że jedna BLW, a druga nie BLW, i tak dalej, i tak dalej. Przykłady można mnożyć, a znaleźć je można na pierwszym lepszym forum czy facebookowej grupie. Do takich matek nie trafia żaden argument, bo dzień bez gównoburzy to dla nich dzień stracony, a z każdą kolejną taką sytuacją ich poczucie wartości rośnie. Jeżeli chociaż jedna taka osoba spojrzy na zdjęcia dzieci z kampanii Hejt Stop i pokusi się o głębszą refleksję, to jak dla mnie już będzie ogromny sukces. Bo pewnego dnia może stać się tak, że to jej dziecko stanie się ofiarą takiego samego hejtu, jaki ona w tej chwili wykorzystuje do swoich celów. I co wtedy?
Tyle o samej kampanii. Zdaję sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia wokół Hejt Stop nie wpłynęły dobrze na ich PR, ale mam nadzieję, że ten rozdział już zamknęli, bo ich misja jest naprawdę słuszna. Jednak to, co najbardziej mnie zszokowało, to reakcje matek na zdjęcia noworodków. Zamiast odebrać przekaz jako metaforę, którą jest, pisały, że nie podoba im się wykorzystanie wizerunku niewinnych dzieci do takich celów, że jestem, cytuję, „jebnięta w mózg” wysyłając takie informacje, że gdyby to ich zdjęcie jako niemowląt zostało wykorzystane w ten sposób, zaskarżyłyby autorów, że to przerost formy nad treścią, że niesmaczne. Padały pytania czy nie mam większych problemów, a jeżeli już mam, to zaleca się odłączenie kabelka internetu. Pojawiło się też oczywiście bardzo dużo pozytywnych reakcji, jednak to (niestety) nie one najbardziej przyciągnęły moją uwagę.
Na dzień dzisiejszy, według polskiego prawa, to rodzice decydują o tym, czy wizerunek ich dziecka może być upubliczniony w sieci. Ja sama podjęłam decyzję o tym, żeby tego nie robić, jednak w tym przypadku cieszę się, że znaleźli się rodzice, którzy w pełni świadomie podjęli decyzję o użyczeniu wizerunku swoich nowo narodzonych maleństw do tak mocnej kampanii. Jeżeli wychowają swoje dzieci w duchu, który przyświeca tej akcji, to dzieci te będą im za to wdzięczne i, wbrew obiegowej opinii, nie pozwą ich za to do sądu.
Zapytacie skąd wiem, że ktokolwiek podjął decyzję o tym, aby akurat te dzieci znalazły się na akurat tych zdjęciach? Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, poniżej publikuję odpowiedź pana Łukasza Majewskiego z VML Polska na zadane mu przeze mnie pytanie:
Skorzystaliśmy ze zdjęć dzieci, których rodzice w pełni świadomie wyrazili zgodę na udział ich nowonarodzonych w tej kampanii. Sesja odbywała się w domach każdego z rodziców pod ich pełnym nadzorem. Opaski były prawdziwe – użyczone ze szpitala. Były zakładane dzieciom podczas sesji. Napisy były dokładane w postprodukcji, choć oczywiście rodzice mieli pełną wiedzę, co do ich treści.
Więc kiedy padają zarzuty, że rodzice ci już na starcie zrobili ze swoich dzieci szmatę, pedała i brudasa, zapraszam do zapoznania się z innymi, równie mocnymi kampaniami społecznymi, w których pojawia się dziecko. Czy jego obecność tam oznacza, że jego rodzice zgadzają się, aby było dziwką (norweska kampania społeczna „Dear Dad”), aby zniszczyła je wojna (brytyjska kampania „This is what war does to child”), spadło z drzewa i przestało oddychać (brytyjska kampania „Save the boy”), czy aby jego wizerunek kojarzył się z mało estetycznym wymazaniem jednoznaczną brązową mazią?
Źródło: www.kampaniespoleczne.pl
A może Polska nie jest jeszcze gotowa na tak mocne kampanie społeczne? A jeżeli nie jest, to kto zrobi kolejny krok do przodu, aby ją na to przygotować?
Hejt to dość miłe, obcobrzmiące słowo. Dużo gorzej brzmią nienawiść, przemoc, atak czy przestępstwo, a przecież do tego się to wszystko sprowadza. I póki żyję, nie dam sobie wmówić, że można koło nich przechodzić obojętnie. Nie wyłączę komputera tylko dlatego, żeby tego nie widzieć, tak jak nie przeprowadzę się do domu jednorodzinnego tylko dlatego, żeby nie słyszeć jak sąsiad za ścianą tłucze swoją żonę. Nienawiści i agresji trzeba przeciwdziałać, z jednej strony samemu wykazując się opanowaniem, zrozumieniem i pozytywnym podejściem do rozmówcy, a kiedy to nie działa, uciekając się do środków tak mocnych, jak reklama Hejt Stop. Oby więcej tego typu kampanii!

Nie reagując na hejt dajemy na niego swoje przyzwolenie. Czy tak właśnie chcemy wychować nasze dzieci?

 




10 sytuacji, w których kobiety mają lepiej

10 sytuacji, w których kobiety mają lepiej

W środowiskach zbliżonych do kobiecych panuje przekonanie, że mężczyźni mają lepiej w życiu, że łatwiej im z tym czy z tamtym. Trudno odmówić racji niektórym stwierdzeniom, jak i trudno spierać się, że bezdomny nie ma wspaniałego widoku w nocy. Wszystko to tylko pozory i zła optyka na sprawę. I choć nie przejdzie mi przez gardło stwierdzenie, że czasem chciałbym być kobietą, to jednak sądzę, że panie mają lepiej w życiu. Dlaczego?

1. Nie muszą się wysilać, żeby pojąć potrzeby partnera

Facet jest konstrukcją prostą i zrozumiałą. Jego potrzeby są jasno sformułowane i niezmienne – jedzenie, piecie, czysta koszula, sen i… no, to drugie na „s”. Jak to się ma do kobiet? A komu my tym sposobem ułatwiamy życie? Kto ma lepiej? Oczywiście, kobiety. Nie musicie wikłać się zgadywanki „o co chodzi”, mozolić się na łączenie wątków, które nie powinny mieć związku, rozpatrywać wieloznaczności wyrazów, tonu głosu, wpływu księżyca, etc. Wystarczy głodnemu dać jeść, zmęczonemu dać spać, spragnionemu dać…

2. Otaczane są troską

Faceci znają swoje potrzeby i chcą, by były one rozumiane przez ich partnerki. Dlatego też nie pozostawiają kobiet na pastwę domysłów, ale dobitnie pokazują, co jest dla nich ważne. W klubie, jeśli tylko spostrzegą, że dziewczynie kończy się drink, podejdą, postawią kolejnego. Spragnionego trzeba napoić. Kiedy zaproszą dziewczynę na kolację, to przecież nie dlatego, że nie stać jej na restaurację. Pokazują, że nie ma kto im gotować i muszą błąkać się po obcych miejscach. Oferują też niezwłoczną gotowość na amory, dając do zrozumienia partnerce, że doceniają nie tylko jej intelekt, ale i urodę. I czasami, aby podkreślić jak ważną potrzebą dla mężczyzny jest sen, mogą wyjść nad ranem bez kłopotania jej budzeniem.

3. Nie płacą

Czy kobiety płacą cokolwiek za te lekcje? Otóż nic. Drinki, kolacje, kwiaty, bilety, hotele – za wszystko płaci facet. Nawet sam system temu sprzyja, bo za wejście do klubu panie przecież nie płacą. A to wszystko kosztuje. Nawet otwarcie drzwi, ustąpienie miejsca, kupno bukietu kwiatów ma swój koszt. Drzwi trzeba pociągnąć, podróż przestać, do kwiaciarni dojść, a to kosztuje masę męskiej energii (tajemnica, dlaczego jedzenie jest dla faceta takie ważne, rozwiązana).

4. Mają wolną wolę

Kobieta jest znacznie bardziej niezależna od mężczyzny. Pozostając w przykładzie klubowym, czy innym balu, weselu lub chrzcinach, kiedy ktoś kobiecie stawia alkohol, ta może odmówić i nic się nie dzieje. Może powiedzieć nie piję, dziękuje i koniec tematu. Facet absolutnie tak nie może. Kobieta ma też możliwość, taką wrodzoną umiejętność, czy cechę, która pozwala jej się bawić bez alkoholu. A przez „bawić się” rozumie się nawet taniec i, co niepojęte, czerpanie z niego przyjemności. Imponująca dla całej pałającej zazdrością męskiej rasy wolność wyboru.

5. Nie noszą garniturów

Imprezy oficjalne to w ogóle ciekawa sprawa. Weźmy na przykład, żeby nie używać słów nieparlamentarnych, „lipcowe wesele”. Panie dobierając sobie kreację, mogą wybrać lekką sukienkę dostosowaną do gorącego lata lub jakąś grubszą kreację odpowiednią na uroczystość w chłodne dni. Garnitur natomiast, choćby był i szyty na miarę z najlepszych tkanin, kiedy żar poleje się z nieba gotuje żywcem swojego nosiciela. Wtedy patrząc na kwitnącą i zrelaksowaną partnerkę w przewiewnej sukience każdy facet na własnej skórze najlepiej odczuwa, że kobiety mają lepiej.

6. Wyglądają lepiej od facetów

I to w niemal każdej możliwej konfiguracji. Kobieta może założyć męskie ciuchy i jest co najmniej ok. Facet w damskim stroju wzbudza politowanie lub agresję (zależy od opiniującego). Co więcej, panie mogą bez żenady przeglądać męskie półki z ubraniami, a nawet bez skrępowania przymierzać czy kupować te ciuchy. Facet za samo pomylenie działu damskiego z męskim zapłaci miesiącami wyrzutów sumienia. Kobiety nawet bez stroju wyglądają lepiej, niż najlepiej ubrany facet, a rzeczony jako golas stanowi po prostu widok przykry i śmieszny.

7. Mogą płakać

Kobiety mogą do woli płakać. Publicznie, w samotności, ze smutku, z radości, z filmu, bez powodu. I nikogo to nie dziwi. Nie to, żeby ktoś mężczyznom tego zabraniał. Możemy też płakać, ale nie robimy tego z obawy przed odwodnieniem, a odwadniać się jak wiadomo mężczyźnie nie wolno, bo nigdy nie wiadomo czy nie czai się jakaś okazja do zagotowania się w garniturze, jak również nie ma pewności czy ktoś spragnionemu mężczyźnie napój w ogóle poda.

8. Zawsze mają rację

Kobietom generalnie więcej uchodzi płazem. Żona wgniotła zderzak twojego czterokołowego przyjaciela? Nie zrugasz jej, bo wyszedłbyś na bezlitosnego maniaka i drania. Zatrzymała ją policja? W uroczym rozkojarzeniu oznajmi, że się pomyliła wjeżdżając pod zakaz i odjedzie z upomnieniem. Spróbuj chłopie zrobić to samo i zaliczysz alkomat, a wysokość kary wyrażona w polskich złotych sięgnie sufitu. Co tu się z resztą dziwić, kobiety zawsze mają rację, którą są gotowe asertywnie artykułować zdecydowanym tonem (faceci błędnie określają to mianem kłótni).

9. Zawsze mają towarzystwo

Dajmy na to, wyjście do toalety. Stary, idziemy do ubikacji… nie zapytał swojego kumpla nigdy żaden facet. Kobitki za to nieskrępowane takimi konsensami nie mają z tym problemu. Zawsze znajdą sobie drugą chętną na taki spacerek. Ucieszone, rozluźnione, wzajem będą dodawały sobie otuchy w tym po co idą. Facet za to samotny smętnie snuje się w kierunku „trójkącika”, a tam? Nic. Zero kolejki. Żeby choć gębę było do kogo otworzyć, ale nie, pusto. Osiem pisuarów i żywego ducha. Przechodząc mija sznur pań w kolejeczce pochłoniętych przyjemną konwersacją i myśli: tym to dobrze, takie to pożyją.

10. Statystycznie…

I rzeczywiście, i się nie pomyli. Jakby na to nie patrzeć, jakby nawet i odrzucać prawdziwość całego powyższego wywodu, to że kobiety mają lepiej w życiu świadczą liczby. W końcu statystycznie, kto żyje dłużej? Kobiety. A skoro tak, to kto ma lepsze życie?

 




10 sytuacji, w których faceci mają lepiej

10 sytuacji, w których faceci mają lepiej

Nie da się ukryć – my, kobiety, i wy, mężczyźni, diametralnie się od siebie różnimy. I tak – to właśnie my, kobiety, mamy z założenia trudniej. To my rodzimy dzieci, to my dostajemy niższe pensje na tych samych stanowiskach co mężczyźni, w końcu to my zostajemy z dzieckiem w domu wypracowując sobie w ten sposób solidną lukę w karierze zawodowej lub rezygnując z niej całkowicie. Właśnie dlatego zdarza mi się, że czasami, choć przez chwilę chciałabym być mężczyzną. Dlaczego? Już mówię.

1. Nie słyszą własnego dziecka płaczącego w nocy

Jak bardzo by go nie kochali, jak silnym instynktem ojcowskim byliby obdarzeni, po prostu nie idzie ich dobudzić w nocy, kiedy trzeba wstać do dziecka. Nie wiem na czym to polega, że nas, kobiety, budzi byle kwęk, słyszymy z drugiego pokoju każdy oddech i przekręcenie się na drugi bok potomka, a nasi panowie śpią w tym czasie kamiennym snem. Po prostu nie są do tego stworzeni.

2. Mają zawsze jedzenie podstawione pod nos

Najpierw mamusia, potem narzeczona i żona. Zawsze im ktoś ugotuje i postawi talerz gorącego obiadu na stole. Co więcej, nie rozumieją, że nam wizyta u rodziców czy teściowej sprawia dziką frajdę niekoniecznie dlatego, że jakoś szczególnie ulubiłyśmy sobie ciepło swojego lub cudzego domu rodzinnego, ale po prostu też lubimy mieć czasem postawione. A już prawdziwym luksusem jest tydzień albo dwa na wyjeździe. Marzenie! A pomyśleć, że dla niektórych to codzienność…

3. Jednym garniakiem oblatują wszystkie okazje

Znacie to? Na miesiąc przed imprezą głowicie się na sukienką, butami, dodatkami, fryzurą, makijażem… A wasz książę w dniu wielkiego wyjścia otwiera szafę, wyjmuje garnitur, prasuje koszulę, przypastuje bucik i jest ogarnięty. Nie wspomnę o tym, że na wszelkie wyjazdy, czy to jedno, czy dwutygodniowe wystarczy mu mała torba, w której mieści wszystko, czego w tym czasie będzie używał. Życie jest niesprawiedliwe.

4. Wychodzą z domu 15 minut po obudzeniu się

Bez względu na to, czy bierze prysznic, czy myje i suszy głowę, czy po prostu na szybko wyszoruje zębiska, Twój chłopak, narzeczony lub mąż jest gotowy do wyjścia jeszcze zanim ty włożysz na nogi pierwszą nogawkę rajstop. Nie musi się malować, układać włosów, kremować, dziesięć razy sprawdzać w lustrze. A i tak w 9 na 10 przypadków będzie wyglądać lepiej od Ciebie.

5. Nie mają okresu i nie noszą stanika

Jest im po prostu w życiu wygodniej. Nie martwią się, czy akurat na upragniony wakacyjny lub zimowy wyjazd nie wypadnie im akurat krwawa zemsta od losu sprawiając, że będą chodzić z bólu po ścianach zamiast prażyć się na plaży lub śmigać na nartach. Nie zastanawiają się, czy po kolejnym dziecku biust nie opadnie im jeszcze bardziej. No i w wielu miejscach mogą się pokazać bez koszulki. Inna sprawa, że nie zawsze wygląda to estetycznie…

6. Nie potrzebują pomocy przy otwieraniu słoika

Nie da się zaprzeczyć – my kobiety, jesteśmy słabsze. Nie wiem, kto by mi otwierał słoiki i butelki, gdybym mieszkała sama. Chodziłabym z nimi chyba do sąsiada, albo jeszcze w sklepie prosiła uprzejmego ekspedienta, czy nie byłby tak miły i pootwierał mi wszystkie nowo nabyte produkty. Tak, to jest pomysł na biznes!

7. Nie płaczą bez powodu

Hormony omijają ich szerokim łukiem. Nie opłakują starej, zniszczonej kanapy, którą trzeba wyrzucić, nowej ściany w domu, która według nich miała być krótsza, płytek łazienkowych, które miały być tńasze, czy starego samochodu, który najwyższa pora wymienić na nowy (true story!). Nie są sentymentalni, nie trzymają miliona bibelotów tylko dlatego, że kojarzą im się z czymś dobrym. Nie płaczą na wigilii i na pierwszych urodzinach dziecka. Zdecydowanie za rzadko przeczyszczają kanaliki łzowe!

8. Mogą zapuścić brodę

Facet z brodą, wiadomo – archetyp mężczyzny, drwal, siłacz. Broda filtruje zanieczyszczenia z powietrza i pozwala skrócić czas porannego golenia do zera. A kobieta z wąsem? Hm. Na widok takiej istoty przeważnie ma się ochotę zapytać, czy słyszała o wosku lub kosmetyczce. Delikatnie mówiąc: niezbyt estetyczny obrazek.

9. Nie mają cellulitu

Tego, co jest kobiecą zmorą praktycznie na każdej części ciała, naszym panom jakimś cudem udało się uniknąć. To my zostałyśmy pokarane przymusem ćwiczeń, peelingów, odchudzających scrubów i wysmuklających masaży, żeby tylko zachować jędrność i gładkość powiedzmy ud. Uda naszych mężczyzn bardzo długo trzymają się bardzo dobrze. Może mi ktoś powiedzieć DLACZEGO?!

10. Mogą być siwi

Mężczyznom siwizna dodaje uroku, męskości, powagi, dojrzałości i urody. Nam, kobietom, dodaje co najwyżej wieku. Kiedy tylko widzimy pierwsze siwe włosy, albo z uporem maniaka próbujemy je jeden po drugim wyrywać, albo, kiedy orientujemy się, że na miejsce każdego wyrwanego rosną dwa nowe, czym prędzej biegniemy wydać fortunę do fryzjera, żeby ukryć fakt, że osiemnastkę mamy już dawno za sobą.

Tak tak, moje panie, z pewnością mamy wiele zalet i uroku, ale nie bójmy się tego powiedzieć: faceci mają lepiej! No chyba, że przekonacie mnie, że jest inaczej. 3, 2, 1… Start!




Rzym w tydzień – pierwsza połowa pobytu

rzym w tydzień -pierwsza połowa pobytu

Po wpisach przygotowujących rodziców do samotnego wyjazdu bez dziecka (tutaj: KLIK) i pokazujących jak zaplanować zwiedzanie i wyjazd do Rzymu (tutaj: KLIK) zapraszamy dziś na pierwszą część szczegółowego harmonogramu zwiedzania okraszonego licznymi przydatnymi i ułatwiającymi życie ciekawostkami oraz zdjęciami z naszego prywatnego archiwum. Oto nasz kompaktowy mini-przewodnik.

Doskonały tydzień w Rzymie

Wybierając się do Rzymu warto się dobrze przygotować. Szczególnie jest to ważne w przypadku rodziców, którzy wyrwali się na kilka dni bez dziecka. Warto każdą minutę wyssać do cna, poświęcić spędzanie tego bezcennego czasu z drugą połówką na przyjemnościach, do których stania w bezkresnych kolekcjach, czy bezcelowego błądzenia nie da się zaliczyć. A zatem jak zorganizować doskonały tydzień w Rzymie?
Punktem wyjścia jest dobra lokalizacja noclegu, o czym więcej pisaliśmy w poprzednim wpisie. Przez dobrą lokalizację rozumiemy oczywiście usytuowanie hotelu czy B&B blisko centrum miasta. Rzym po zmroku ma wiele do zaoferowania, a chociażbyśmy zapragnęli wyskoczyć tylko do gelaterii czy na lampkę wina po zachodzie słońca, zawsze da się zaliczyć taki wyskok rokoszując się spacerkiem.

Dzień 1.

Na początek dobrze nasycić się Rzymem pocztówkowym. Tym wszystkim, co znane z książek, ze słyszenia, filmów etc. Poczuć klimat tego miejsca. Dlatego zaczynamy od panoramy miasta z Zamku św. Anioła i spaceru wokół Pizza Navona.

 

Zamek św. Anioła, czyli dawne mauzoleum cesarza Hadriana przekształcone w V w. na fortecę obronną. Jedno z piękniejszych i bardziej charakterystycznych miejsc w Rzymie. Zamek i jego wnętrza nie rozwalą nas na łopatki, oczywiście w porównaniu z innymi zabytkami Rzymu, dlatego najwięcej przyjemności sprawi, jeśli zamek ten będzie jednym z pierwszych zwiedzanych obiektów. Warto wybrać się tam ze względu na historię tego miejsca i piękny widok na cały Rzym. W pierwszą niedzielę miesiąca wejście do Zamku jest darmowe, jednakże tak jak do większości must see Wiecznego Miasta warto do tego obiektu wybrać się rano, czyli w porze jego otwarcia. Z każdą kolejną godziną kolejka do wejścia będzie rosła i rosła.
Bilety: 11€.
Godziny otwarcia: 9.00 – 19.30.
Z Zamku św. Anioła ruszamy w kierunku Piazza Navona, na którym lądujemy po około 10-minutowym spacerku. Jest to jedno z najbardziej znanych miejsc Rzymu, na którym znajduje się słynna Fontanna Czterech Rzek. Stąd mamy już rzut beretem do Panteonu, a dalej do Schodów Hiszpańskich (aktualnie niestety zamkniętych ze względu na remont).
W okolicy Panteonu warto przejść się dwa kroki na południe ulicą Via della Minerva, żeby natknąć się na zakład krawiecki Gammarelli. Jest to nie tylko najstarszy tego typu zakład na świecie (ponad 200 lat historii), ale przede wszystkim słynie ze świadczenia usług dla papieży. Warto jednak pamiętać, że w weekendy jest on zamknięty.
Idąc dalej na południe, wzdłuż Via della Minerva dotrzemy do Largo di Torre Argentino, na którym znajdują się starożytne ruin senatu – miejsce zamordowania Juliusza Cezara.
Będąc natomiast w okoli Schodów Hiszpańskich warto zrobić mały przystanek w jednej z najstarszych funkcjonujących nadal kwawiarni – Antico Caffe Greco (założona w 1760 roku). Wypić szybkie espresso w lokalu, w którym bywali Goethe, Byron, Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Krasiński i Sienkiewicz to nie lada gratka. Sąsiedztwo lokalu, czyli buliki Dolce&Gabbana, Versace, Armani, Prada może budzić podejrzenia co do cen w tym lokalu. I słusznie, jednak decydując się na kawę we włoskim stylu, czyli wypitą przy barze, nie zapłacimy więcej niż w każdym innym lokalu. Natomiast przy stoliku stawka rośnie kilkukrotnie.

Dzień 2.

Będąc już w klimacie antycznym warto kolejnego dnia udać się do wizytówki Rzymu, czyli Koloseum, Forum Romanum i Palatynu. Kasy oferują zwiedzanie tych starożytnych ruin w opcji wszystkich razem lub osobno Koloseum i osobno Forum Romanum + Palatyn. Na miejsce zwiedzania najlepiej dojechać metrem (stacja Colosseo). W pierwszą niedzielę miesiąca wejście do obiektu jest za darmo, co oznacza trudne do wyobrażenia tłumy w kolejkach. W pozostałe dni Koloseum również jest okupowane przez rzesze turystów, dlatego na zwiedzanie tego obiektu lepiej wybrać się z samego rana. Na zewnątrz Koloseum jest kilka kas biletowych, do których formuje się spora kolejka. Należy pamiętać, że w tych kasach akceptowane są wyłącznie płatności kartą, dlatego z gotówką lepiej udać się do kas wewnątrz zabytku.

 

Po wyjściu z Koloseum udajemy się na Forum Romanum, jednakże wejście na jego teren znajduje się w pewnej odległości od Koloseum. Należy się kierować wzdłuż widocznej ulicy za Łukiem Konstantyna Wielkiego. Uliczka wiodąca wprost z Koloseum w kierunku ruin (pomiędzy ogrodzeniami) prowadzi co prawda na Forum, ale z jakiegoś powodu turyści byli stamtąd odsyłani w kwitkiem. Spacerując Forum Romanum można zobaczyć jak wiele osób brnie tą ścieżką mijając rozczarowanych zawracających.
Bilety: 12€ (obowiązuje przez dwa dni, ale umożliwia tylko jednorazowe wejście).
Godziny otwarcia: 08.30 – 16:30 (w lutym).

 

Dzień 3.

W niedalekiej odległości od Koloseum i Forum Romanum, znajdują się warte odwiedzenia Muzea Kapitolińskie. Wśród bogatych zbiorów antycznych dzieł sztuki, znajduje się dostępna dla oglądających wizytówka Rzymu, czyli rzeźba Wilczycy Kapitolińskiej karmiącej Romulusa i Remusa. Muzea są objęte darmowym wstępem w pierwszą niedzielę miesiąca, ale nie dotyczy to turystów, którzy muszą normalnie zapłacić za bilety wstępu. Dlatego też warto wybrać na zwiedzanie tego miejsca inny dzień niż „darmowy”, co pozwoli na uniknięcie długich kolejek niezorientowanych turystów i Włochów wchodzących za free.
Dla chętnych w sąsiedztwie Muzeów Watykanskich, przy Placu Weneckim znajduje się monumentalny Ołtarz Ojczyzny. Przytłaczająca wielkością budowla robi spore wrażenie na turystach, choć wśród Rzymian nie cieszy się ponoć sympatią. Obiekt oferuje możliwość podziwiania ogromnego pomnika Wiktora Emanuela II na koniu oraz widoku na Rzym z tarasu. W pobliżu znajduje się również warta uwagi Kolumna Trajana.

Już wkrótce druga część zwiedzania Rzymu w tydzień oraz wiele przydatnych ciekawostek i porad z tym związanych. Już teraz serdecznie zapraszamy!

 

 

 

 

 

 

 




Rzym w tydzień – organizacja wyjazdu

 rzym w tydzień -organizacja wyjazdu

Pomysł na wyjazd do Rzymu był dość szalony i karkołomny. Powstał tak naprawdę u zarania naszej znajomości, ponieważ kiedy się poznaliśmy, ja byłam świeżo po trzytygodniowym kursie włoskiego tamże, a mój niedoszły wówczas małżonek właśnie o takim wyjeździe marzył. Minęło 6 lat. Trochę, jak widać, musiał poczekać, ale myślę, że było warto. Kiedy już udało nam się zagospodarować czas potomkowi (szczegóły dla dzieciatych tutaj: KLIK), mogliśmy na spokojnie zorganizować nasz dorosły wyjazd. Zapraszamy więc dzisiaj na pierwszą część naszej opowieści dotyczącej organizacyjnego aspektu tygodniowego pobytu w stolicy Włoch.

Podejście do wyjazdu

Moim zdaniem główny (pomijając finanse) aspekt wyjazdu. Dlaczego akurat tu, a nie gdzie indziej? Każdy naturalnie ma swoją filozofię podróżowania. I nie ma co się starać sympatyków turystyki leżącej przerobić na nawiedzonych globtroterów. Rzym jednak jest specyficznym miejscem, które warto odwiedzić z odpowiednim podejściem. Oczywiście można się ograniczyć do szwendania po lokalach czy to w imię turystyki kulinarnej, czy tradycyjnie na kuracjusza – w nocy bania, za dnia rekonwalescencja. Ale po co się fatygować taki kawał, kiedy taniej wyjdzie picie w Mikołajkach, a i kac w mazurskim mikroklimacie bardziej litościwy. Do Rzymu warto podejść jak do staruszka, który jest żywym pomnikiem przeszłości – uczestniczył w tworzeniu historii, znał się z ludźmi, o których uczą w podręcznikach, ma swoje dziwactwa i wymaga nieco cierpliwości, ale wystarczy go posłuchać, aby oczarował swoją niezrównaną opowieścią. Dlatego jadąc do Rzymu warto nastawić się na stąpanie po Wiecznym Mieście i Głowie Świata nie tylko z nazwy, lecz po fundamentach Zachodniej Cywilizacji, która opiera się przecież na rzymskim prawie, chrześcijańskiej moralności i greckiej filozofii.

 

 

Termin

Sezon turystyczny w Rzymie wg tego, co się podaje w różnych źródłach to kwiecień-czerwiec i wrzesień-październik. Letnie upały nie zachęcają do snucia się wśród rozgrzanych do czerwoności kamieni. Doświadczony na własnej skórze pobyt w lutym wydaje się również świetnym rozwiązaniem. Nas na lotnisku przywitała ciepła wiosenna pogoda – oczywiście ciepła w punktu widzenia człowieka północy. Na ulicach widać bowiem ludzi w kurtach puchowych i szalikach – to Włosi, ludzi w bluzach – to np. my, i ludzi w krótkich rękawkach – to Anglicy. W ciągu tygodnia padało dwa razy, przy czym deszcz oznaczał krótkotrwały opad, po którym szybko i na długo wychodziło piękne słońce.

 

 

Lot

O biletach lotniczych nie ma co się rozpisywać. Jeden wybierze tanie linie, inny nie wyobraża sobie podróży w zwierzęcych warunkach panujących poniżej pierwszej klasy (chociaż oczywiście warto sobie dopłacić za miejsca z dodatkową przestrzenią na nogi, co też uczyniliśmy). My podróż odbyliśmy lotem linii Wizzair, który ląduje na głównym porcie lotniczym Rzymu – Fiumicino im. Leonarda da Vinci. Lotniskiem obsługującym docelowo tanie linie lotnicze jest Port lotniczy Rzym – Ciampino (lata tam Rayanair).

Lotnisko

Fiumicino jest sporym portem lotniczym o 3 terminalach. Ciekawostką jest fakt, że tablice informacyjne o odlotach podawane są wyłącznie dla danego terminala. Dlatego odlatując np. z terminala 2, nie należy się spinać kiedy na 1 lub 3 nie będzie naszego lotu.

 

 

Transfer do Rzymu

Z lotniska do Rzymu dostać się można na kilka sposobów: busem, taksówką lub pociągiem. Sprawdzoną (również przez nas), komfortową i najtańszą opcją jest transfer busem Teravision. Przy zakupie przez Internet koszt biletu w jedną stronę to 4€ (na miejscu w kasie 5€; dla porównania pociąg to już 8€ za osobę). Bilet warto nabyć wcześniej również w celu zapewnienia sobie miejsca w busie, który odjeżdża o godzinie, która nam odpowiada. W sytuacji kiedy na miejscu okaże się, że wszystkie miejscówki dla danej godziny wykupili już cwaniacy przez Internet, zostajemy zdani na łaskę losu, który nie wiadomo o której godzinie pozostawił jakieś wolne fotele. Po co psuć sobie wyjazd już na początku. Busy Teravision parkują na stanowisku nr 5 na końcu Terminala 3 i w ciągu niecałej godzinki dowożą nas do dworca Termini w Rzymie. Tam, w zależności gdzie mamy hotel, mamy do dyspozycji metro, autobusy, tramwaje i pociągi.

 

 

Nocleg

Rzym jako turystyczna mekka do tanich należeć nie może i trzeba się z tym liczyć. Ceny będą zależały od sezonu, co jest kolejnym argumentem za wyjazdem w lutym czy marcu. Warto naturalnie skorzystać z serwisów typu booking.com w celu wyszukania i zarezerwowania dla siebie noclegu w odpowiedniej cenie, lokalizacji i standardzie. Nasz wybór padł na nocleg w typu Bed&Breakfast w dobrze ocenianym B&B TWICE usytuowanym w kamienicy tuż przy stacji metra i zajezdni autobusów i tramwajów, 350 m od Watykanu i 25 min spacerku od większości pocztówkowych atrakcji. Na dole znajduje się mała pizzeria i sklepik, a w bardzo bliskim pobliżu apteka, Carrefour Express i McDonald’s (idealny na nocne napady głodu). Lokalizacja i cena świetne. Co ze standardem? Pokój przestronny, czysty, nowocześnie wyposażony, z podwójnym wygodnym łóżkiem oraz prywatną dużą łazienką poza pokojem, usytuowaną naprzeciwko kameralnego korytarza (gospodarz wraz z zestawem kluczy przekazuje też ten do łazienki). Pokoje i łazienki są codziennie sprzątane, ręczniki wymieniane na nowe, a pościel co 4 dni zmieniana na świeżą. Wielkim plusem jest też dość szybko działający router, co nie jest powszechnym standardem. Jest też telewizorek, ale próżno w nim szukać czegoś nie po włosku. W większości przewodników i opinii turystów oferowane we Włoszech śniadania obejmują rogalika, cappuccino i tutaj lista się kończy. W B&B TWICE sprawa wygląda podobnie, z tą wielką różnicą, że poza włoskim zestawem obowiązkowym dostaniemy również inne podstawowe produkty śniadaniowe konieczne każdemu Polakowi do rozpoczęcia dnia, od mleka z płatkami, przez wędlinę, ser i jajka, po dżemy, miody itp. Miejsce to ma też jeden unikalny walor – nazywa się on Antonio Morgani. Antonio jest właścicielem B&B TWICE i służy wszelką możliwą troską i pomocą. Nie wiesz gdzie pójść na jedzenie po przyjeździe – poleci lokal, masz nietolerancję glutenu – zapyta o preferencje żywieniowe przed śniadaniem, potrzebujesz biletu do Galerii Borghese – załatwi ci go, zaczniesz kichać – podrzuci chusteczki higieniczne, zabraknie Ci rogalika na śniadanie – pobiegnie do sklepu po świeżego. Facet ogarnia to w sposób absolutnie nienachalny, w taki, nazwijmy to, naturalny.

 

 

Koszty

Koszty dodatkowe, jakie poniesiemy w Rzymie, obejmują przede wszystkim podatek pobytowy, który dla standardu B&B wynosi 3,5€ od osoby za noc przez 10 pierwszych dni noclegu. Wydatki będą dotyczyły również transportu miejskiego: 1,5€ za 100-minutowy bilet (przy czym uwaga, dotyczy to jednorazowego przejścia przez bramki metra; z autobusów i tramwajów można korzystać wiele razy). Lampka wina markowego to koszt około 5€, espresso 2-3€, pizza margherita od 5-6€.

Przydatne strony

http://www.rzym.it/ – skarbnica wiedzy o Rzymie.
http://www.primocappuccino.pl/ – wiele przydatnych informacji i praktycznych porad nt. przygotowania wyjazdu, zwiedzania, kultury życia w Rzymie.
www.terravison.eu/pl/ – kupno biletów na bus z lotniska Fiumicino.

 

 

 

 

 




#jestemuczciwy – powiedz to!

#jestemuczciwy

 

Kiedyś nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, ale w dzisiejszych czasach muszę to powiedzieć już na wstępie: to nie jest tekst polityczny, nawet w najmniejszym stopniu. To część mojego życia, którą dzisiaj muszę z siebie wyrzucić i kolejne drzwi, które chcę uchylić. Jestem uczciwa.

Nigdy bym nie pomyślała, że wróci to do mnie, czy w jakikolwiek inny sposób da o sobie znać, a jednak stało się to z wielką mocą i mogę powiedzieć tyle: warto w życiu być uczciwym bez względu na wszystko, bez względu na pokusy i łatwość szybkiego, trochę mniej uczciwego ruchu. Może nikt nie zauważy. Przecież to nic takiego. Nikt mi tego nie udowodni. Nieprawda. Każdy nasz uczynek, każdy gest i słowo kiedyś do nas wrócą. W ludzkich reakcjach, słowach, w zaufaniu, którym druga osoba nas obdarzy. Tego będę chciała nauczyć również moje dziecko.
To nie jest skomplikowane. Kiedy przez przypadek wyniosłam ze sklepu kilka kajzerek zawieszonych na wózku, przy następnych zakupach prosiłam o doliczenie ich do rachunku. Kiedy znalazłam w tramwaju cudzą (zbliżeniową) kartę płatniczą, momentalnie zablokowałam ją w banku. Kiedy kasjerka nie nabije na kasie produktu, który kupiłam, albo wydając pieniądze myli się na moją korzyść, również zwracam jej na to uwagę. Takie rzeczy mam we krwi, przychodzą mi naturalnie. W pracy, kiedy coś jest nie tak, sygnalizuję to przełożonemu i staram się, żeby nigdy nie było niejasności. To powinno być oczywiste dla każdego, ale okazuje się, że moja wiara w ludzi niestety czasami zawodzi. I z jednej strony jestem z siebie dumna, że można mi zaufać, a z drugiej strony jest mi przykro, że nie dla każdego jest to życiowym celem.
Kijem rzeki nie zawrócę, z wiatrakami nie wygram, ale mam tę siłę, że mogę to tutaj powiedzieć: warto być uczciwym. Powiem więcej. Nie ma innej opcji. Mogę wręcz zapewnić, że ta opcja jest najwygodniejsza, bo kiedy przychodzi moment, że ludzie wokół są kwestionowani razem ze swoimi czynami, uczciwy człowiek może spać spokojnie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto o jego postawie zaświadczy. Mnie dzisiaj to szczęście spotkało i chociaż już wcześniej wiedziałam, że ta postawa ma sens, to dziś naocznie się o tym przekonałam. Na nadchodzący Nowy Rok życzę Wam tego samego. Żeby w waszym otoczeniu zawsze znaleźli się dobrzy ludzie, którzy będą znać waszą wartość. Bo to jest jeden z lepszych uczynków, które człowiek może wyświadczyć człowiekowi.
A teraz kieruję się do was, moich czytelników, również do innych blogerów: powiedzcie na głos, że jesteście uczciwi. Przewróćcie wiarę w to, że uczciwość i przyzwoitość, mówienie prawdy i postępowanie w godny sposób nadal są na czasie i nigdy nie wyjdą z mody. Jeżeli prowadzicie bloga, napiszcie o tym czym dla was jest uczciwość i czym przejawia się w waszym życiu. Jeżeli nie, napiszcie o tym w facebookowym poście lub pod zdjęciem na instagramie. Udostępniajcie na swoich fan page’ach, kontach na facebooku, instagramie i twitterze te grafiki z cytatami, tagując #jestemuczciwy. Oznaczcie mnie lub napiszcie mi o tym w prywatnej wiadomości.

Sprawmy, aby było o tym głośno!

FACEBOOK

 

 

 

 

 

INSTAGRAM