1

Moje kosmetyczne hity 2021

Wpis powstał we współpracy z marką Douglas.

Zbliża się końcówka roku, więc z radością wracam do mojej tradycji podsumowania kosmetycznych hitów roku. A że 2021 był rokiem, w którym wróciłam do częstszego makijażu, a także skoncentrowałam się na pielęgnacji mojej przebarwionej cery, to mam dla was kilka prawdziwych perełek.

Na pierwszy ogień weźmiemy właśnie pielęgnację cery.

Kosmetyczne hity 2021

Pielęgnacja cery z przebarwieniami

Po konsultacji z komsetologiem postanowiłam regularnie dbać o cerę za pomocą minimalistycznej, ale skutecznej pielęgnacji.

Raz w tygodniu robię peeling enzymatyczny. Już jakiś czas temu odkryłam Peeling Eveline i polecam go każdemu. Cena za tak dobry produkt jest po prostu śmieszna, a jego działalnie dosłownie czuć pod palcami. Regularne złuszczanie naskórka na twarzy pomaga mi pozbywać się szybko powierzchniowych przebarwień.

Moim drugim odkryciem tego roku jest Pianka do mycia twarzy Avene. Bardzo lekka i bardzo wydajna, nie przesusza delikatnej skóry twarzy, oczyszczając ją bardzo dokładnie.

I trzeci produkt to mó absolutny kremowy hit, idealny na okres jesieni i zimy, ale bardzo dobrze sprawdzający się również wiosną i latem. Ceramidowy krem COSRX ma dość gęstą, glicerynową konsystencję, jest bardzo wydajny i szybko się wchłania, co sprawia, że idealnie nadaje się pod makijaż. Zużywam w tej chwili jego drugie opakowanie i na pewno nie będzie to ostatnie.

Kosmetyki kolorowe

Podkład i korektor z Catrice to idealny stosunek ceny do jakości. Podkład HD Liquid Coverage nawet przy użyciu niecałej pompki kryje wszelkie niedoskonałości lepiej niż niejeden dużo droższy kosmetyk, natomiast korektor Liquid Camouflage idealnie się z nim blenduje ukrywając najciemniejsze sińce pod oczami. Dla mnie jest to duet idealny.

A to już moje tegoroczne odkrycia.

Nowość od Maybelline – maskara Lash Sensational Sky High szturmem podbiła drogerie, i nie bez powodu. To, co ten tusz do rzęs robiz długością i wywinięciem rzęs, to jest po prostu poezja.

I moje drugie niedawne odkrycie, zwłaszcza w miesiącach letnich – krem BB Anti Fatigue Bourjois Healthy Mix. Jak na krem BB krycie ma bardzo pzyjemne, równolegle i gładko się rozsmarowuje, nie zostawia smug i jest bardzo trwały. A dodatkowo pięknie nawilża cerę. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych kremów BB dostępnych na rynku. A przetestowałam ich już naprawdę wiele!

Perfumy

A na deser moje dwa ukochane zapachy perfum. Oba lekkie, delikatnie kwiatowe, bardzo kobiece i pasujące do każdej okazji.

Perfumy Chloe Nomade wypsikuję ostatnio wręcz obsesyjnie. Pachną bardzo naturalnie, z wyczuwalnymi nutami liczi i frezji. Coś absolutnie cudownego.

Perfumy Gucci Bloom poznałam już dawno i w tej chwili mam już ich drugą butelkę. Pachną jak wiosenny ogród, kojarzą mi się z wolnością i beztroską.

A jakie są wasze kosmetyczne hity tego roku? Co możecie polecić mi w ciemno?




Imperiall Sianożęty – rodzinny relaks nad morzem

imperiall sianożęty opinia

Kiedy otrzymałam zaproszenie na kilkudniowy pobyt do hotelu Imperiall Sianożęty, ani przez chwilę nie zastanawiałam się, czy warto tam jechać 6 godzin z Warszawy. I nie zawiodłam się: wspaniałe baseny wewnętrzne i zewnętrzne, strefy i animacje dla dzieci, cudowna strefa wellness i spa dla dorosłych, i wiele więcej. A niczym wisienka na torcie – nowiusieńki, dopiero otwarty apartamentowiec. Zapraszam was dziś na spacer po hotelu. imperiall sianożęty opinia

Kiedy przyjechaliśmy do hotelu, w apartamentowcu dosłownie pachniało jeszcze nowością. Pierwsze spojrzenie na pokój wystarczyło, żeby wiedzieć, że nic w nim nie brakuje. Obszerny salon z aneksem kuchennym mieści bardzo wygodną rozkładaną kanapę, na której spokojnie mogłyby się wyspać dwie osoby, a kolejne dwa łóżka znajdują się w sypialnianym pokoiku tuż obok. W obu pomieszczeniach mamy telewizory.

Łazienka zaskoczyła mnie dwiema rzeczami: po pierwsze naprawdę dużym prysznicem (ja 176 wzrostu, mój mąż 197 naprawdę to doceniamy), a po drugie naprawdę dobrą suszarką z solidnym nawiewem (wiem, cieszą mnie dziwne rzeczy). A tak serio, sami zobaczcie:

imperiall sianożęty apartament
Salon z aneksem kuchennym to miejsce wieczornego relaksu rodziców
imperiall sianożęty apartament
A osobna sypialnia zapewnia dzieciom spokojny sen 🙂
imperiall sianożęty łazienka
W niewielu miejscach widziałam lepsze łazienki!
imperiall sianożęty balkon
Duży balkon z widokiem na zieloną część Sianożętów również pozwalał się zrelaksować
imperiall sianożęty opinia
Tuż po przekroczeniu progu hotelu każde dziecko dostaje mały prezent – bardzo miły gest!

Imperiall Sianożęty – wakacje z dziećmi nad Bałtykiem

Teren hotelu jest imponujący i pozwala na naprawdę różnorodne spędzanie czasu. Mamy tu dwa baseny – zewnętrzny i wewnętrzny, jest boisko, dwa duże place zabaw, linkowa drabinka wspinaczkowa oraz tyrolka. W środku hotelu poza basenem mamy bardzo dużą salę zabaw, a także strefę gier tuż obok sal konferencyjnych. I rzecz wspaniała – przez cały tydzień mamy rozpisany grafik animacji dla dzieci i dorosłych. Ale umówmy się: głównie dla dzieci. Bo wiecie: mamy tam też bar z przepyszną kawą i drinkami.

imperiall sianożęty animacje

Dodatkowo płatną atrakcję są gry na automatach, które możemy znaleźć zarówno wenątrz, jak i na zewnątrz hotelu.

Dla rodziców, poza barem, mamy strefę wellness & spa, w której można między innymi skorzystać z dobrodziejstw komory hiperbarycznej lub relaksującego masażu.

imperiall sianożęty basen
Basen wewnętrzny: jaccuzzi, basen sportowy, strefa dla maluchów i zjeżdżalnia
imperiall sianożęty basen
Basen zewnętrzny
imperiall sianożęty sala zabaw
imperiall sianożęty sala zabaw
Sala zabaw dla dzieci
imperiall sianożęty sala zabaw
Automaty w hotelu
imperiall sianożęty sala zabaw
W sali zabaw dla dzieci można się poczuć jak w zoo
imperiall sianożęty sala zabaw
Cisi obserwatorzy dziecięcych zabaw 🙂
imperiall sianożęty sala gier
Sala gier obok sal konferencyjnych
imperiall sianożęty sala gier
Wielkie szachy jak w Harrym Potterze!
imperiall sianożęty plac zabaw
Pierwszy plac zabaw
imperiall sianożęty plac zabaw
Drugi plac zabaw dla maluchów
imperiall sianożęty tyrolka
Tyrolka była grana dziesięć tysięcy razy dziennie 🙂
imperiall sianożęty boisko
Po prawej boisko do tenisa i piłki nożnej, dalej baseny
imperiall sianożęty kawiarnia
Chwila szczęścia dla rodziców 🙂
Szczęście w płynie!
I chwila relaksu w spa…

Wakacje dla dzieci i dorosłych

Na uwagę zasługuje również położenie hotelu. Praktycznie przy samej plaży, tuż obok plażowych barów i restauracji. A gdyby nam tego było mało, hotel zapewnia nam trzydaniowe wyżywienie – przepyszne śniadania z ogromnym wyborem dla dzieci i dorosłych, lunche (zupa + owoc) i obfite obiadokolacje.

A ponadto hotel jest naprawdę ładny. Nie tylko wykończenie apartamentowca zasługuje na najwyższe noty, lecz również dbałość o zieleń na terenie hotelu oraz czystość.

Dbałość o każdy detal!
Recepcja hotelu

Przeczytaj również: 10 gadżetów na wakacje z dzieckiem




Jak szybko i naturalnie nauczyć dziecko języka obcego?

dwujęzyczna niania warszawa

Osiemnaście lat uczyłam się języka angielskiego. Dziesięć lat uczyłam się francuskiego. Jestem z wykształcenia tłumaczką i nauczycielką tych dwóch języków. Mimo że nie pracuję w zawodzie, to uważam, że nie ma w życiu cenniejszej umiejętności. Jako rodzic dbam o nią od najmłodszych lat. Dziś opowiem wam co robię, aby moje dziecko lubiło języki obce i aby były one dla niego naturalne. A także co wy możecie w tym celu zrobić. Dwujęzyczna niania Warszawa

Sposobów jest kilka. Oczywiście najlepszym jest naturalna dwujęzyczność od urodzenia. Jednak ja nigdy nie czułam się komfortowo z tym, aby jako nie-native mówić do mojego dziecka w obcym języku. Idealna sytuacja jest taka, w której dla jednego z rodziców językiem ojczystym jest język inny niż polski. Ale w takiej sytuacji nie jestem ani ja, ani większość z was, więc dziś nie będziemy sobie o niej mówić.

1. Naturalne otoczenie językiem w domu

Odkąd Ignaś się urodził, puszczałam mu piosenki po angielsku. Zdarzało mi się również czytać mu po francusku do momentu, kiedy zaczął narzekać, że nic nie rozumie. Oglądał i do dzisiaj (ma 7 lat) ogląda bajki po angielsku, bo niektóre z nich na Netflixie dostępne są tylko w tym języku. Często słuchamy wspólnie anglojęzycznej muzyki i moje dziecko słyszy też często jak po angielsku rozmawiam przez telefon. Ten język jest od samego początku naturalnym elementem jego świata.

2. Lekcje online

Od pewnego czasu korzystaliśmy i korzystamy z lekcji online języka angielskiego. Dzięki nim dziecko ma kontakt z native speakerem, uczy się przez zabawę, dość szybko zaczyna mówić pełnymi zdaniami. Pandemia trochę ułatwiła i przyspieszyła przesunięcie dodatkowych lekcji języków obcych z klas do domu. A to bardzo pomaga zaoszczędzić czas i pieniądze.

3. Obecność języków obcych w szkole i przedszkolu

Wybrałam dla mojego dziecka przedszkole, w którym w ramach czesnego były dwie godziny tygodniowo języka angielskiego. Prowadziła je pani, która mówiła do dzieci tylko w tym języku, a dodatkowo można było wykupić jeszcze dwie godziny. W tej chwili Ignaś chodzi od roku do szkoły, gdzie już w zerówce miał 3 godziny języka angielskiego i dwie godziny języka hiszpańskiego. Od pierwszej klasy ilość godzin angielskiego zwiększa się do pięciu. Od czwartej klasy ruszy z językiem niemieckim.

Widzę, z jaką łatwościa i przyjemnością przychodzi mu powtarzanie słówek. Widzę, że te lekcje z przedszkola, chociaż były tak naprawdę tylko zabawą, dały mu naprawdę wiele. Teraz bez obaw, za to z dużą swobodą bierze udział w lekcjach angielskiego w szkole.

I teraz wisienka na torcie dla rodziców takich jak ja, jak i dla tych, którzy szukają innych dróg nauki języków obcych dla swoich dzieci. Dla rodzin jedno i wielojęzycznych.

4. Dwujęzyczna niania Warszawa

To rozwiązanie dla rodziców dzieci najmłodszych i dzieci w wieku wczesnoszkolnym, które jeszcze trzeba odbierać z placówki. Dla najmłodszych dzieci z przyczyn oczywistych jest to doskonała alternatywa dla żłobka lub przedszkola. W przypadku dzieci starszych, dwujęzyczna niania może pomóc w odbieraniu i opiece nad dzieckiem w domu, po przedszkolu.

Kiedy odezwała się do mnie Justyna, współzałożycielka portalu Say Nanny, bardzo spodobał mi się ten pomysł. Opowiedziała mi o dużym wyzwaniu, jakim było dla niej samej znalezienie dwujęzycznej niani dla swojego dziecka.  Jej próby znalezienia niani poprzez wyszukiwarkę Google były bezowocne, ponieważ na hasło  “dwujęzyczna niania Warszawa” wyszukiwarka nie podpowiadała żadnych wyników.

Tak właśnie zrodził się pomysł na otwarty niedawno portal Say Nanny. Jest to miejsce, w którym rodzice sprawnie mogą znaleźć opiekunkę dla swojego dziecka, która mówi po angielsku, rosyjsku, hiszpańsku, francusku czy niemiecku. Obecnie portal funkcjonuje w Warszawie, jednak niebawem będzie się otwierał również na inne miasta.  Korzystając z dostępnych na portalu filtrów możemy przeszukiwać profile niań i kontaktować się z tymi, które spełniają nasze wymagania (więcej informacji TUTAJ).

dwujęzyczna niania warszawa

Na Say Nanny w łatwy i intuicyjny sposób mogą założyć konto zarówno rodzice, jak również osoby,  które poszukują pracy jako dwujęzyczna opiekunka do dzieci.

dwujęzyczna niania warszawa

Jeśli chodzi o konto dla niań, jest ono w pełni darmowe. Nianie nie płacą za dostęp do serwisu. Dla rodziców natomiast mamy dwie opcje: w darmowej wersji mają oni dostęp do skróconych profili niań i mogą sprawdzić ich ogólne oceny, natomiast w wersji płatnej Parent Silver dostęp ten jest kompleksowy. Pozwala na przeglądanie pełnych profili niań, kontakt z wybranymi nianiami za pośrednictwem komunikatora, czy porównywanie wybranych profili (więcej na temat oferty można przeczytać TUTAJ). Jeśli macie ochotę przetestować możliwości tego pakietu, w tej chwili jest na niego super promocja.

Napiszcie mi jakie są wasze sposoby, żeby zaszczepić w swoim dziecku miłość do języków obcych!




Ikabog – recenzja najnowszej książki J.K. Rowling

„Ikabog” to bajka, którą J.K Rowling wymyśliła jeszcze przed Harrym Potterem, pisząc ją dla swoich dzieci. Na początku pandemii, żeby podnieść na duchu dzieci siedzące w domach na zdalnym nauczaniu, zaczęła publikować książkę fragmentami w internecie. Jednak czy tak naprawdę jest to książka dająca pocieszenie?

Kiedy zobaczyłam tę książkę na półce w Empiku, nie mogłam się jej oprzeć. Przepięknie wydana, w twardej oprawie, z ilustracjami stworzonymi przez dzieci, dopracowana wizualnie z najmniejszymi detalami. No i mamy autorkę Harry’ego Pottera, która od czasów słynnej serii o czarodziejach nie napisała nic dla dzieci. Oczekiwania były więc wysokie, ale nie jestem do końca pewna, czy książka je spełniła.

Ikabog – recenzja

Wszystko zaczyna się niewinne w – wydawałoby się – pozbawionym trosk i zmartwień królestwie Coniemiary. W państwie rządzonym przez króla Alfreda niczego nie brakuje, a jego miasta – Karafa, Serwata, Eklerona i Baleronburg – opływają we wszelkie dobra. Jednak północ kraju słynie ze strasznej legendy o Ikabogu – przerażającym potworze zagrażającym ludziom. Co się wydarzy, gdy król wyruszy stawić potworowi czoła? Dlaczego kraj pogrąży się w nędzy i czy naprawdę Ikabog nie istnieje?

Bohaterami tej książki nie są jednak ani król, ani jego dwaj przyboczni – Fujpluj i Oklap, lecz dzieci. To one dominują na pierwszych stronach książki i to one, niczym klamra, spinają całą powieść.

Recenzent Daily Telegraph dał Ikabogowi tylko 3 gwiazdki na 5 pisząc, że książce tej brakuje magii Harry’ego Pottera. Nie miał racji, ponieważ jest to baśń pełna magii, ale ujętej w zupełnie inny sposób.

„Ikabog” napisany jest pięknym językiem

I tak jak w przypadku Harry’ego Pottera jest to majstersztyk tłumaczeniowy, którego jako tłumaczka nie mogę nie docenić. Na tym analogie do HP się nie kończą, ponieważ typowo dla siebie Rowling nie tworzy samych postaci dobrych i złych. Gdzieś pomiędzy nimi znajdziemy również bohaterów niejednoznacznych i nieoczywiste zakończenia wątków.

I, tak jak w Harrym Potterze, autorka w typowo dziecięcej bajce po raz kolejny oswaja temat śmierci. Z początkowej sielanki przechodzi do bardzo mrocznych klimatów, w których ludzie umierają, są porywani, bici i więzieni. Pojawia się motyw śmierci z głodu. Sieroty porzucane przez rodziców z braku pieniędzy są ofiarami przemocy fizycznej i psychicznej, dzieci walczą ze sobą.

„Ikabog” pokazuje konsekwencje kłamstwa i manipulacji.

To baśń o chciwości i strachu, a jednocześnie o przyjaźni i dziecięcej sile. To fabuła tak emocjonująca, że czytając ją naszemu dziecku do snu wymienialiśmy się nawzajem informacjami co się wydarzyło w rozdziałach, które każde z nas przeczytało.

Jednak nie jest to typowa książka do snu.

Bardzo wrażliwe dzieci mogą mieć problem z zaśnięciem. Opisy bywają brutalne i niepozbawione wprost określeń takich jak „zgon” czy „nieboszczyk”. Całość tym mocniej działa na wyobraźnię, że wszystkie z opisanych tragedii okazują sie prawdziwe.

Czy więc jest to książka dla dzieci?

Wbrew temu, co oficjalnie twierdzi Wikipedia, opisując Ikaboga jako książkę adresowaną dla dzieci w wieku 7-9 lat, portal Common Sense Media ocenia ją jako nadającą się od 9 lat.

Moim zdaniem może być lekturą również dla siedmiolatka. Ale to do nas, rodziców, należy decyzja, czy dziecko nie jest zbyt wrażliwe na takie tematy. Osobiście radziłabym nie bez przyjemności przeczytać książkę samemu, a następnie zadecydować czy to dobry moment, aby przejść przez nią razem z dzieckiem.

Ikabog jest magiczny, wzruszający i pouczający, ale też pokazujący, że nic nie jest w życiu tylko czarne albo tylko białe. Zdecydowanie jest lekturą na dzisiejsze czasy.

Jeśli po lekturze mojej recenzji zdecydujesz się na zakup książki „Ikabog”, będzie mi niezwykle miło. Książka dostępna jest na portalu Tania Książka.


Ikabog recenzja książki

Przeczytaj też:

Pierwsze kino z dzieckiem – kiedy i na co?




Toksyczna przyjaźń, którą kończę bez żalu (i Ty też powinnaś)

toksyczna przyjaźń oznaki

W przyjaźniach byłam już zostawiana i zostawiałam. Byłam porzucana i porzucałam. Często z wielkim żalem i smutkiem, ale – im jestem starsza – tym częściej bez sentymentów. Prawdziwa przyjaźń jest trochę jak związek – potrzebujemy jej w życiu, żeby mieć poczucie przynależności i akceptacji. Jednak kiedy którekolwiek z tych uczuć zanika, z przyjaźni trzeba się wycofać.

Kiedy byłam jeszcze w liceum i otaczał mnie zawsze wianuszek przyjaciółek, nie wyobrażałam sobie jak można mieć wokół siebie mniej ludzi. A potem z każdą kolejną zmianą w życiu i z biegiem czasu tych ludzi było wokół mnie coraz mniej. Czasem dlatego, że sami odchodzili, czasem dlatego, że to ja odchodziłam od nich. Przez lata nauczyłam się ograniczać listę moich przyjaciół do tych, którzy wnoszą do mojego życia prawdziwą wartość i którzy akceptują mnie taką, jaką jestem.

W jednym artykułów przeczytałam kiedyś, że ludzie pojawiają się w naszym życiu albo z jakiegoś powodu, albo na jakiś czas, albo do końca życia. Nie wszystkie przyjaźnie przetrwają próbę czasu i to jest całkowicie normalne.

Żegnałam już wiele przyjaciółek.

Powody tak naprawdę nie mają znaczenia i pewnie ich wersja takiej opowieści znacząco różniłaby się od mojej. Ale to również jest normalne i mam tego świadomość. Niektóre relacje po prostu się kończą, bo przychodzi na nie czas. Czasem po prostu zanikają, jedna lub druga strona przestaje się odzywać i dążyć do utrzymywania kontaktu. Czasami natomiast kończy się to dramatycznie, kłótnią lub jdnym ostrem cięciem i spaleniem mostu.

Odradzam drugą opcję, jednak zdarza się, że nie ma innego wyjścia. Czasem wzajemne pretensje tak długo się kumulują, że w pewnym momencie wybuchają i już nie ma odwrotu. Wtedy trzeba brać nogi zapas, bo ze strony osoby, którą nazywamy przyjaciółką, spada na nas za dużo syfu.

Kiedy przychodzi moment, że zaczynasz sobie zadawać pytanie czy to już pora zakończyć przyjaźń, oznacza to, że nie powinnaś się zastanawiać, tylko po prostu to zrobić. Właśnie takie przyjaźnie kończę bez żalu.

Przyjaźnie jednostronne

Czyli takie w których tylko ja daję, ja chcę się spotkać, ja dzwonię, ja się odzywam. Na dłuższą metę tak się nie da. Miałam w swoim życiu takie relacje i były bardzo męczące psychicznie.

Przypierdalanki i insynuuacje

Pardon my French, ale jest to typ tak zwanej przyjaciółki, która niby jest miła, niby Cię wspiera, ale zawsze o coś się dowali. Zawsze coś skrytykuje, coś wytknie. W heheszkach i niby to żartem dowali tak, że aż się w sobie skulisz, ale powiesz sobie, że przecież to (chyba) tylko żart. Powie Ci, że skoro sie nie odzywasz, to na pewno się obraziłaś. A między wierszami swoich wypowiedzi na pewno chowasz jakieś ukryte znaczenia. Bardzo męczący rodzaj relacji. Na dłuższą metę nie do wytrzymania.

Wchodzenie na głowę i brak przestrzeni

Mówi się, że kota można zagłaskać na śmierć i dokładnie taka sytuacja może nastąpić w przyjaźni. Zdarza się, że się wręcz dusimy od nadmiaru kontaktu ze strony naszej przyjaciółki. Wielogodzinne telefony, dziesiątki wiadomości na komunikatorach, kolejne i kolejne, czasem nawet mimo jakiejkolwiemreakcji z Twojej strony. Brak przestrzeni i dystansu, brak mozliwości odpoczynku od nieustających kontaktów.

Jeśli w przyjaźni czujesz się źle, niewygodnie, jeśli ta przyjaźń ciągnie Cię w dół zamiast dawać ukojenie i spokój, to jest to toksyczna przyjaźń. Od takiej przyjaźni trzeba się odciąć bez żalu. Są na to tylko dwie rady.

Bądź ze sobą szczera.

Często te oznaki zaczynają się od maleńkich prztyczków, które łatwo się wybacza. Przecież uwielbiasz swoją przyjaciółkę i w zyciu byś nie uwierzyła, że celowo robi Ci krzywdę. Ale jeśli z czasem takie zachowania powtarzają się, a Ty dochodzisz do wniosku, że wasze drogi powinny się rozejść, to bądź szczera wobec siebie i swoich przeczuć.

Zamknij za sobą drzwi i nie wracaj.

Nie oglądaj się za siebie, nie żałuj, nie rozpamiętuj. Pamiętaj, że zamykając jedne drzwi otwierasz kolejne, a w Twoim zyciu prędzej czy później pojawią się nowe osoby i nowe relacje.

Prawdziwa, dobra przyjaźń to sztuka wypośrodkowania i kompromisu. To trafienie na siebie w dobrym miejscu i dobrym czasie. W dobrym momencie naszego życia. To nie relacja, która zawsze rozłożona jest idealnie 50 na 50, tylko dobrze wyważona huśtawka, która czasem przechyla się na jedną, a czasem na drugą stronę.

Zamknęłam w swoim zyciu wiele toksycznych przyjaźni i ani jednej ani przez chwilę nie żałowałam. Nie tęsknię za jednostronnymi przyjaźniami, za dramatami, za wmawianiem mi różnych rzeczy, za dowalaniem mi i brakiem przestrzeni.

Życzę moim dawnym przyjaciółkom wszystkiego, co najlepsze. Każda z naszych relacji była dla mnie ważna i każda wniosła coś dobrego do mojego życia. Każdą z nich wspominam ciepło i mam nadzieję, że one również tak o mnie myślą. Otworzyłam wiele nowych drzwi przed sobą dla ludzi, którzy akceptują mnie taką, jaką jestem, którzy mnie wspierają i dają mi siłę. Niektórzy z nich na pewno są ze mną tylko na jakiś czas, a inni, mam nadzieję, zostaną ze mna na zawsze.


Przeczytaj też:

Jak polubić siebie – krótki poradnik

Powiedz sobie: STOP. Masz tylko jedno życie.





Matka jedynaka – egoistyczna lambadziara!

matka jedynaka

Uważa się powszechnie, że dziecko musi mieć rodzeństwo. Co więcej – rodzeństwo to jest i dla rodziców, i dla dziecka błogosławieństwem. W dzieciństwie jest towarzyszem zabaw, w dorosłym życiu wsparciem. Drugie dziecko to w przyszłości większa szansa na wnuki. Z drugim dzieckiem w domu jest weselej, śmieszniej, radośniej. Im więcej, tym lepiej.

Zauważyliście w tym wstępie pewną zależność?

Powszechnie głoszone opinie na temat posiadania rodzeństwa nie biorą pod uwagę ani tego, że sytuacja ta może mieć jakieś minusy, ani tym bardziej tego, jak się z tym czują rodzice. Nie pokazują, że według badań kobiety posiadające jedno dziecko są szczęśliwsze, bo, uwaga, szokujące info: nie każdy chce mieć więcej niż jedno dziecko. Co więcej, na pewno wgniecie was w fotel wiadomość, że istnieją takie ewenementy ludzkie, które dzieci nie chcą mieć W OGÓLE! I nie mają. I dobrze im się z tym żyje. Szok i niedowierzanie, co?

Egoistyczna lambadziara – ja, matka jedynaka

Jestem jedynaczką, która przez całe dzieciństwo chciała mieć rodzeństwo. I mimo że niczego mi nie brakowało, nie odczuwałam nigdy żadnych większych problemów, a moje życie toczyło się mniej lub bardziej spokojnym trybem, ta samotność była w nie po prostu wpisana.

Czy moi rodzice skrzywdzili mnie czyniąc ze mnie jedynaczkę? Czy samotne dzieciństwo było dla mnie niewyobrażalną torturą? Nie, było dla mnie normalnością. A dziś jako osoba dorosła widzę bardzo wiele plusów tej sytuacji, a wśród nich tak bardzo egoistyczny fakt, że niczym nie musiałam się dzielić i nikt mi nic nie zabierał.

Oczywiście, że ludzie posiadający rodzeństwo zawsze próbowali mi wmówić, że w moim życiu czegoś brakuje. Zapominali jednak o tym, że człowiekowi nie może brakować czegoś, czego nigdy nie miał ani nie doświadczył.

Dziś ja sama jestem matką jedynaka.

To ja wysłuchuję komentarzy otoczenia i niewygodnych pytań o to, kiedy drugie. Mimo że moje dziecko wcale o to nie pyta ani nie prosi, a wspólnie z mężem coraz częściej dochodzimy do wniosku, że układ 2+1 jest dla nas układem idealnym, bardzo wygodnym, wręcz optymalnym. Mimo że prawdopodobnie kwestie zdrowotne stanęłyby nam na drodze do realizacji takich planów.

A jednak w oczach znajomych, rodziny, a najbardziej chyba, nie wiedzieć, kuźwa, dlaczego, obcych ludzi, rodzice jedynaków zawsze naznaczeni są jakąś stygmą. Dlaczego wiecznie wytyka się nas palcami? Dlaczego wiecznie uważa się, że jesteśmy niepełni? Że nie jesteśmy rodziną? Że co my wiemy o wychowaniu, bo przecież mamy tylko jedno dziecko!

Moje życie jest moje i mam je tylko jedno.

Mając jedno dziecko nie muszę się martwić, że nie stać mnie będzie na podróże czy wykończenie domu. Mogę się rozwijać, mieć czas na zainteresowania i pasje, edukację, nawet czas na nie robienie niczego. Nie jestem ciągle zmęczona wieczną gonitwą i dzieleniem mojej uwagi na milion różnych wątków.

Nie muszę się zastanawiać, czy będzie mnie stać, żeby sfinansować mojemu dziecku super wakacje, zajęcia dodatkowe, tenisa, angielski, czy nawet studia za granicą. Nigdy nie jestem zmuszona dzielić. Nie słyszę nigdy pod moim dachem zdania „Mamo, to nie fair!… A on ma lepiej!” i nie muszę się zastanawiać, czy sprawiedliwie dzielę moją uwagę i uczucia.

Nie planowałam tego.

Chciałam mieć dwójkę dzieci, a w przypływie szaleństwa nawet trójkę. Ale inaczej planuje się posiadanie potomstwa, kiedy się go nie ma. A kiedy przychodzi prawdziwe życie, kiedy to pierwsze dziecko pojawia się na świecie, a wraz z nim cała ta okołodziecięca rzeczywistość, depresja poporodowa i różne inne atrakcje, nagle priorytety się zmieniają. Dla mnie macierzyństwo było na samym początku zbyt intensywnym przeżyciem, abym z pełną świadomością weszła w nie ponownie. Może stało się tak, bo weszłam w nie za szybko? Może odebrałam je tak, bo sama byłam wychowana w małej rodzinie? Dzisiaj nie ma to już znaczenia.

Znaczenie ma to, że próbuję wychować moje dziecko najlepiej jak umiem, na dobrego, przyzwoitego człowieka. Tak samo jak rodzice, którzy mają dwójkę i więcej dzieci. I jestem pewna, że wyjdzie mi to tak samo dobrze.

Uczę moje dziecko, żeby umiało się dzielić, żeby umiało spędzać czas z kolegami, uczę go wartości ciężkiej pracy, chwalę za dobre zachowania i zwracam uwagę na niepożądane. Tak samo jak rodzice, którzy mają dwójkę i więcej dzieci.

Nie krzywdzę mojego dziecka czyniąc z niego jedynaka

Bycie jedynakiem nie jest dla niego niewyobrażalną torturą. Moja decyzja o nie posiadaniu większej ilości dzieci nie uczyni z niego zwyrodnialca. Czy z jednym dzieckiem, czy z większą ich ilością, wciąż jestem całkiem racjonalną osobą. I nadal robię co w mojej mocy, żeby wychować mojego syna na przyzwoitą istotę ludzką.

Czy jest rozpieszczony? Nienawidzę tego słowa, ale owszem, jest i trudno, żeby nie był. Ma do tego pełne prawo. Nie dostaje wszystkiego na zawołanie, ale daję mu takie życie, jakie tylko jestem w stanie mu zapewnić, ciężko na to pracując. I gdyby miał rodzeństwo, dążyłabym do tego samego.

Dlaczego? Bo mogę i mnie na to stać. Rozpieszczam go, a jednocześnie przekazuję mu najlepsze możliwe wartości w taki sam sposób, w jaki moi rodzice przekazywali je mnie.

Bo koniec końców każdy z nas, rodziców jedynaków i rodziców kilkorga dzieci, robi to samo: wypruwamy sobie flaki, żeby robić to jak najlepiej.

I popatrzcie: ja, jedynaczka, egoistyczna lambadziara, wyszłam „na ludzi”. I moje dziecko też wyjdzie.


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością! A jeśli spodobał Ci się ten wpis, to polub mój fanpage: KLIK. Będzie mi bardzo miło!


Przeczytaj też:

7 komentarzy, których nie chce usłyszeć rodzić jedynaka

Kiedy jedynaczka rodzi dziecko