1

Widziałam łzy matki, która straciła dziecko

mvi_1449-00_01_50_09-still005

Nie ma smutniejszych i cięższych łez niż te, które płyną z oczu matki, która straciła dziecko. Jej płacz zawsze będzie wołaniem o niemożliwe, jej żal zawsze będzie niewysłowiony, a rana w jej sercu już na zawsze pozostanie nieuleczona. Jednak te łzy mają wartość. Mimo że niepłodności nie widać, to właśnie po nich czasami poznamy matkę, która jest nią dotknięta. Ale tylko czasami.

Co można powiedzieć matce, która traci dziecko? Jak można ją pocieszyć? Niewiele da się zrobić i nie ma takich słów, które wynagrodzą jej cierpienie. Wystarczy przy niej być, to wiele dla niej znaczy.

15 października był dniem zimnym i wietrznym, naprawdę nieprzyjemnym. Tak się jednak złożyło, że to właśnie tego dnia był dzień dziecka utraconego. I tak się też złożyło, że to właśnie tego dnia po raz pierwszy w życiu zobaczyłam łzy matki, która straciła dziecko.

Niepłodności nie widać.

Możemy o niej mówić, możemy o niej informować, uczyć się, badać się pod jej kątem, ale nigdy nie zobaczymy jej gołym okiem. Kiedy staną przed Tobą dwie kobiety, jedna z dwójką, a druga z trójką dzieci, o której z nich powiesz, że jest niepłodna? Widzisz, ja też nie wiem.

Ciężko się mówi o tematach tak niewygodnych i krępujących, tym bardziej więc mówić o nich trzeba, głośno i wyraźnie. Właśnie dlatego zdecydowałam się poświęcić kilka godzin tego szczególnego dnia, tej zimnej i wietrznej soboty, żeby w kameralnym gronie blogerek i dziewczyn z redakcji gazety Chcemy być rodzicami mówić o tym, co ważne. I dowiedzieć się, jak mogę przekazać to moim czytelnikom.

Co mogę wam dziś zatem powiedzieć? Tym razem kilka podstaw, które, każda na swój sposób, dość mocno mnie zaskoczyły.

Że niepłodność męska i żeńska jest chorobą, którą się leczy i której definicja WHO obejmuje również brak poczucia komfortu w życiu.

Że niepłodność to nie to samo, co bezpłodność i tych pojęć absolutnie nie można ze sobą mylić, bo podczas gdy niepłodność oznacza, że można się leczyć i wciąż istnieją szanse na dziecko, bezpłodność tych szans nie daje i jest jak wyrok.

Że niepłodność możemy leczyć też zdrowym odżywaniem i zdrowym trybem życia, do czego powinien nas dodatkowo motywować fakt, że postępująca niepłodność u mężczyzn dotyczy tylko rasy kaukaskiej, czyli tej, która żyje w najbardziej cywilizacyjnie pędzącym świecie.

Że niepłodność dotyczy tylko kobiet jedynie w przypadku, kiedy mamy do czynienia z parą lesbijek. Jeżeli o dziecko stara się kobieta i mężczyzna, oboje powinni się zbadać i oboje powinni o siebie dbać, bo prawdopodobieństwo, że niepłodne będzie jedno z nich, wynosi równo 50%.

Że niepłodność dotyczy co piątej polskiej pary. Czyli jeżeli postawimy przed sobą 100 osób, czyli 50 par, to dwadzieścia z nich, czyli 10 par, będzie niepłodne. To daje do myślenia.

Że adopcja nie jest dla każdego i nie jest rozwiązaniem na wszystkie problemy związane z niepłodnością.  Nie jest lekiem na cale zło, nie jest lekiem w ogóle. Żeby być do niej gotowym, trzeba sobie przede wszystkim najpierw poradzić z faktem, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie będzie się miało biologicznych dzieci. Niektórzy nigdy nie będą na to gotowi.

I tak, metoda in vitro leczy niepłodność.

To tylko kilka informacji, które być może sprawią, że komuś łatwiej lub trudniej będzie podjąć decyzję o walce z niepłodnością. Jedno wiem na pewno: łzy matki, która straciła dziecko, łamią mi serce. Z wielkim trudem wypuściłam w niebo białe balony symbolizujące kolejne utracone dzieci. Mogę się tylko domyślać jak ciężka jest to walka i mogę się modlić, żeby nigdy mnie nie dotknęła, chociaż pewności nigdy nikt mi nie da.

Jeżeli szukasz informacji o niepłodności, bo ten problem dotyczy bezpośrednio Ciebie lub kogoś z Twojego otoczenia, z olbrzymią pomocą może Ci przyjść gazeta Chcemy być rodzicami, pokazująca wszystkie możliwe drogi do rodzicielstwa. Jeżeli wolisz zachować dyskrecję, możesz zamówić jej elektroniczną formę. Ja to zrobiłam, bo w życiu biorę pod uwagę wszystkie opcje.

I, jak nigdy, proszę: udostępnij ten wpis. Bardzo bym chciała, żeby dotarł do jak największej liczby ludzi, którzy starają się o ten największy cud świata, jakim jest dziecko.

pharma2

pharma4

pharma3




5 filmów, które powinna obejrzeć każda mama

movies-like-life-as-we-know-it

Ponieważ nie znalazłam jeszcze w internecie takiej listy, a z chęcią sama podzielę się filmami, które jako matka obejrzałam więcej niż raz z ogromną przyjemnością, przygotowałam dzisiaj cztery filmy i jeden serial, które polecam wam zwyczajnie jak matka matce. Nie są mega-giga-ambitne, bo nie takie mają spełniać zadanie. To filmy, które mają grać na naszych macierzyńskich emocjach, bawić, wzruszać i działać nastrojowo i refleksyjnie.

Zapraszam na moją subiektywną listę do uronienia matczynej łezki z lampką wina w sobotni wieczór.

 

Och, życie

To historia Holly i Erika, którzy dość niespodziewanie dowiadują się, że ich znajome małżeństwo zginęło w wypadku zostawiając im pod opieką swoją malutką córeczkę. Sęk w tym, że Holly i Eric parą nie są, a ich charaktery i tryb życia są skrajnie różne. Ona – uporządkowana, wręcz pedantyczna szefowa kuchni. On – playboy i imprezowicz, który w życiu nie ma nic stałego. Zakończenie filmu jest jak zwykle dość oczywiste, ale tu najważniejsze jest to, co dzieje się po drodze. Mamy i sytuacje do bólu prawdziwe związane z kolejnymi etapami życia dziecka, pieluchami, kupami, nauką jedzenia i chodzenia, mamy też wszelkie wyrzeczenia, jakie wychowanie dziecka za sobą niesie, porażki, sukcesy i związaną z nimi gigantyczną radość i satysfakcję. Na tym filmie śmiałam się i płakałam na zmianę, i za każdym razem oglądałam go z taką samą, niekłamaną przyjemnością.

7359176-3

mv5bntg1odm4mzgwnf5bml5banbnxkftztcwmzg3nzmwmw-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmtmzmdgyndc2mv5bml5banbnxkftztcwnjg3mzc4mw-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmteynzi1otcyotdeqtjeqwpwz15bbwu3mdmzmdgzotm-_v1_sx1777_cr001777758_al_

mv5bmjiynjg3otkwnl5bml5banbnxkftztcwnzawodm5mw-_v1_sx1500_cr001500999_al_

 

Jak urodzić i nie zwariować

Polski tytuł nie oddaje do końca angielskiego oryginału What to expect when you’re expecting, bo to film o każdym rodzaju rodzicielstwa. Mamy tu historię adopcji, grupę wsparcia dla ojców, dwie ciężarne – jedną totalnie rozwaloną swoim stanem i zmęczoną każdym jego aspektem, i jedną trenerkę i telewizyjną gwiazdę, która do końca ciąży jest aktywna i chce pracować. Mamy też historię ciąży z zaskoczenia po klasycznej jednej nocy spędzonej razem. Każda historia jest inna i każda na swój sposób po części zabawna, a po części bardzo prawdziwa. Każda pokazuje radości, smutki, rozczarowania i nadzieje płynące z oczekiwania dziecka, z macierzyństwa i z ojcostwa. I oczywiście tutaj także czasem poleci łezka wzruszenia.

7466484-3

mv5bmta3mjmwnjm5mjzeqtjeqwpwz15bbwu3mdyyodi2njc-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmty2mzmxmze3nf5bml5banbnxkftztcwntc3mjy2nw-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bodk3mdk2nzu3ov5bml5banbnxkftztcwnzkxmje1nw-_v1_sx1777_cr001777888_al_

 

Marley i ja

Przyznaję się bez bicia, że kiedy włączyłam ten film, bo nic innego akurat nie leciało w telewizji, myślałam, że to głupkowata komedia, jak to zwykle bywa z filmami z Owenem Wilsonem. Jednak Marley i ja to historia wielu lat powstawania rodziny, której towarzyszy niezwykle energiczny i generujący wiele problemów labrador Marley. Początkowo ma on być rekompensatą braku dzieci, później staje się niezastąpionym towarzyszem i przyjacielem, źródłem pocieszenia, śmiechu, świadkiem smutków, sukcesów i radości. Psiak jest totalnym chaosem, ale wpływa na losy wszystkich członków powiększającej się rodziny, scala ją i jednoczy. I nie, to nie jest kolejna głupawa komedia, tylko film, który ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Brzmi to być może sztampowo i niezbyt ciekawie, jednak namawiam was bardzo mocno do obejrzenia go.

7238860-3

 

 

 

 

Marley makes important contributions to the building of a snowman, as John (Owen Wilson) and Jenny (Jennifer Aniston) look on.

Jennifer Aniston and Owen Wilson enjoy the company of their four-legged co-stars on the set of MARLEY & ME.

Marley hungrily eyes the breakfast that John (Owen Wilson) is preparing for 5-year-old son Connor (Ben Hyland).

 

Wielki Mike. The blind side.

Oscarowa i przegenialna Sandra Bullock w opartej na faktach roli matki adopcyjnej bezdomnego, czarnoskórego nastolatka z problemami, która swoją siłą i determinacją pomaga mu wyrosnąć na gwiazdę footballu. Nie zliczę, ile razy oglądałam ten film i jak wielkie zrobił na mnie wrażenie. Uwielbiam go miłością absolutną, bo mamy tu rodzinę i relacje międzyludzkie, na których wszyscy powinniśmy się wzorować. Mamy wsparcie rodzeństwa i fajne relacje małżeńskie, mamy powoli nawiązującą się przyjaźń i miłość. Nie wiedziałam, które zdjęcia wybrać, więc musicie mi wybaczyć, że jest ich tak wiele, bo bardzo chciałam oddać klimat filmu. To jest wasz absolutny obowiązek z tej listy. Zaopatrzcie się w dużą paczkę chusteczek.

7327662-3

mv5bmtmwndkwmty4n15bml5banbnxkftztcwntkzmjg3mg-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmtqzmjaxmtm5n15bml5banbnxkftztcwnzi2nzq5mg-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmtyznduwmtm4ml5bml5banbnxkftztcwmdi2nzq5mg-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bnzm4nzezmtk1mf5bml5banbnxkftztcwndg2nzq5mg-_v1_sx1500_cr001500999_al_

mv5bmtc1mjg1nti3ml5bml5banbnxkftztcwmji2nzq5mg-_v1_sx1500_cr001500999_al_

 

Kochane Kłopoty

To tak naprawdę nie film, a 7-sezonowy serial nakręcony w latach 2000 – 2006, angielska wersja tytułu to Gilmore Girls. Piszę o nim na świeżo, ponieważ oglądałam go już w całości dwa razy będąc w liceum i na studiach, a w tej chwili jestem po moim trzeci (pierwszym jako matka) razie dzięki temu, że na Netflixie dostępne są wszystkie sezony jako zapowiedź planowanej na 25 listopada kontynuacji. Tyle tytułem wstępu. Dziewczyny Gilmore to samotna matka i jej nastoletnia córka, które łączy bardzo bliska więź i przyjacielska relacja w głównej mierze dzięki temu, że dzieli je tylko 16 lat różnicy. Jak łatwo się domyślić, ciąża nie była planowana, a bogaci rodzice starszej gilmorówny nie byli nią zachwyceni, co ma bardzo mocny wpływ na całość relacji rodzinnych. Lorelai i Rory Gilmore, główne bohaterki, piją hektolitry kawy, jedzą śmieciowe jedzenie i cieszą się życiem mimo wszelkich problemów. Między nimi nie zawsze jest różowo, bo Rory dorasta i dojrzewa, a Lorelai nie zawsze godzi się z jej wyborami, lawirując gdzieś pomiędzy olbrzymią potrzebą bycia przyjaciółką córki i macierzyńskimi obowiązkami. W to wszystko gładko wplecione są kolejne związki obu dziewczyn oraz edukacyjne i życiowe wybory Rory. Warto wspomnieć też o nie zawsze łatwej relacji Lorelai z rodzicami, którzy mimo swoich szorstkich i przykrych reakcji powodowanych konwenansami i zupełnie innym od córki postrzeganiem świata, są mimo wszystko ciepłą i bawiącą nas nieraz do łez wspaniałą parą. To serial na wiele wieczorów pod kocem i z herbatą w dużym kubku.

7190235-3

mv5bmtezotu1mde4mjveqtjeqwpwz15bbwu4mdy1otqzmdix-_v1_sy1000_cr0015341000_al_

mv5bmtg4otk1odiynl5bml5banbnxkftztgwodu5ndmwmje-_v1_sy1000_sx1500_al_

mv5bnjm0ndg1njmyov5bml5banbnxkftztgwndu5ndmwmje-_v1_sy1000_sx1500_al_

mv5bnty2ntiwoduxnv5bml5banbnxkftztgwmju5ndmwmje-_v1_sy1000_cr0015341000_al_

mv5boda1otq4nzawn15bml5banbnxkftztgwotu5ndmwmje-_v1_sy1000_sx1500_al_

 

To jak? Do którego filmu przekonałam was najbardziej? Które oglądaliście lub zamierzacie obejrzeć? Ja na pewno każdy, jeszcze przynajmniej po razie!

 

Zdjęcia pochodzą ze strony imdb.com, a plakaty ze strony filmweb.pl.


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




Tania, szybka i zdrowa przekąska dla malucha? To możliwe!

Untitled design (50)

Sezon na owoce w pełni, zresztą warzywa też mają teraz lepszy smak, pełen słońca i ciepłego deszczu. A że odkąd pamiętam moje dziecko uwielbia wyciskać sobie do buzi wszystko, co ma formę tubki, postanowiłam znaleźć sposób, aby trochę mniejszym kosztem niż sklepowe gotowce, a przy okazji z pominięciem aspektu ulepszaczy smaku i konserwantów zaserwować mu w ten sposób własnoręcznie przyrządzone musy. Efektem moich poszukiwań jest sympatyczna i niewielka maszynka, która przy niewielkim małym finansowym i czasowym pozwala przygotować atrakcyjne w formie i kolorze cudowności. Mowa o wyciskarce do musów typu „napełnij i wyciśnij”, czyli Fill’n’Squeeze.

O co tak naprawdę chodzi?

Pudełko z zestawem podstawowym Fill’n’Squeeze zawiera pojemnik o pojemności 500 ml do napełniania saszetek, nakrętkę na pojemnik, tłok z silikonową nakładką, 5 sztuk wielorazowych saszetek oraz instrukcję obsługi. Przyrząd do miksowania owoców i warzyw musimy mieć na wyposażeniu kuchni, ale chyba każda z nas, matek małych dzieci, posiada mikser lub blender – przynajmniej dla mnie od początku był to absolutny must have!

DSCN5860

Jak to wygląda w praktyce?

Bardzo prosto. Bierzemy dowolne owoce, do których możemy dołożyć na przykład jogurt, płatki owsiane czy jakikolwiek innych składnik, który nasze dziecko uwielbia lub który chcemy mu sprytnie przemycić, miksujemy, nakładamy do pojemnika do napełniania, z drugiej strony zakładamy saszetkę i wtłaczamy do niej za pomocą tłoka nasz mus. I, jak mawia ostatnio często moje dziecko: ta dam! Cała filozofia.

DSCN5872

Jakie możemy mieć wątpliwości?

Po pierwsze mycie saszetek. Jest naprawdę banalne: tuż po zjedzeniu wystarczy je opłukać dodając do środka niewielką ilość płynu do mycia naczyń. Możemy je też sterylizować, a kiedy stwierdzimy, że jednak nie nadają się już do ponownego użycia, możemy kupić zapas dodatkowych saszetek. Pojemnik można bez problemu myć w zmywarce.

Po drugie jakie są ograniczenia wiekowe dla małego użytkownika? Tak naprawdę żadne. Możemy zacząć już od momentu rozszerzania diety, miksując najpierw na przykład ugotowaną marchewkę i ziemniaka, a podając za pomocą łyżeczki, którą możemy dokupić do zestawu i zamocować ją zamiast nakrętki. Górnej granicy wiekowej nie ma, ponieważ saszetki z owocowym musem będą atrakcyjne nawet jako deser dla dziecka w wieku szkolnym, a w sumie to nawet kto dorosłemu zabroni takiej atrakcji?

Po trzecie skąd będziemy wiedzieć ile już jest w środku musu i ile dziecko tak naprawdę zjadło? Ano saszetka jest przezroczysta i znajduje się na niej miarka, która najbardziej ułatwi nam życie przy niemowlakach, kiedy najbardziej lubimy wiedzieć ile dokładnie jedzenia wylądowało w małym brzuszku.

Po czwarte w jaki sposób mamy to przechowywać? Saszetkę z gotowym musem możemy włożyć na 24 godziny do lodówki, co bardzo ułatwia nam sprawę, kiedy maluch zje na przykład połowę, a następną część będzie wolał dokończyć w ramach innego posiłku. Saszetki możemy też mrozić i przechowywać w ten sposób na dłuższy czas. Następnie możemy je odmrozić w mikrofalówce lub podgrzewaczu do butelek. Znajduje się na nich także miejsce, gdzie ścieralnym markerem możemy napisać datę włożenia do zamrażalnika, co przypomni nam potem od jakiego czasu się w nim znajdują.

Koszt zestawu to ok. 120 zł, jednak licząc ile gotowych saszetek kupujemy dzieciom w ciągu roku (ja kupuję mnóstwo!) i patrząc na niskie ceny owoców, które teraz mamy, łatwo możemy dojść do wniosku, że jednak jest to opłacalna inwestycja. A dla tych, którzy mają dostęp do darmowych owoców z domowego ogródka czy z działki Fill’n’Squeeze będzie prawdziwym wybawieniem dla portfela.

Mam nadzieję, że was przekonałam, bo sama korzystam z tego fantastycznego wynalazku już dłuższy czas i nie zapowiada się na to, żebym szybko przestała. Znałyście takie cudo? Dałyście się namówić? Dajcie znać!

DSCN5865

DSCN5862

DSCN5876 (1)




2 zeta dziennie na zdrowie!

Untitled design (33)
Kto kiedykolwiek musiał wydać pieniądze na cokolwiek związanego z własnym dzieckiem ten wie, że powiedzenie „Na dziecku będę oszczędzać?!” nie jest czczą gadaniną i wymysłem marketingowców. Tak po prostu jest. Idę na zakupy dla dziecka – kupuję rzeczy dla dziecka i jeszcze trochę rzeczy dla dziecka. Idę na zakupy dla siebie – dla siebie nic nie znajduję, ale o, proszę, ile ciekawszych rzeczy dla dziecka!

Ale nie chodzi o same zakupy. W temacie zdrowia mam tak samo. Potrafię miesiącami zapominać o własnych terminach u lekarza, nie realizować recept na leki, których potrzebuję, ale kiedy to dotyczy Ignasia, potrafię pojechać do lekarza na drugi koniec miasta, wykupić pół apteki i pamiętać o absolutnie każdym terminie nawet go nie zapisując.

Zdrowie mojego dziecka i mojej rodziny to dla mnie priorytet. Ignaś chodzi od roku do żłobka, więc tym bardziej narażony jest na ataki wszelkiego badziewia pochodzącego ze strony jego rówieśników (przez badziewie rozumiem oczywiście wszelkiej maści bakterie i wirusy). Co robiłam w zimie? Co w mojej mocy. Pod okiem lekarza faszerowałam go syropkami i probiotykami na uodpornienie, a w lutym wysłałam go na 10 dni nad polskie morze. Muszę przyznać, że efekt był piorunujący, dlatego w tej chwili planujemy kolejny, tylko już teraz miesięczny pobyt z wystawieniem na zbawienne działanie jodu, ale mój plan jest tym razem zakrojony dużo szerzej. Chcę maksymalnie skorzystać z dobrodziejstwa sezonu na wszelkie możliwe owoce, dosłownie wyciskając z nich jak najwięcej tego, co najcenniejsze: soku i witamin.

DSCN5811

DSCN5846

DSCN5825

DSCN5797

DSCN5820

Kto kiedykolwiek próbował wciskać dziecku owoce ten wie, że skończy się na jednym winogronku i dwóch truskawkach, a w wyjątkowych przypadkach poobgryzanym dookoła jabłku.

30A7004000000578-3420341-Parents_understand_Facebook_page_School_Mum_shared_this_meme-a-1_1454023318087

Właśnie dlatego kiedy Philips zaproponował mi przetestowanie wyciskarki Avance Collection HR1897/30 nie wahałam się ani minuty, a mój mąż aż podskoczył z radości, bo właśnie planował jej zakup. A on jak planuje zakup konkretnego produktu to ani chybi przekopał całą konkurencję, zrobił tabelki porównawcze i stwierdził, że ten model nie ma sobie równych. A więc wszystko, co przeczytacie dalej, to wyniki jego skrupulatnych analiz.

Przede wszystkim zależało nam na tym, żeby móc przemycić Ignasiowi składniki, których na co dzień nie toleruje on na swoim talerzu, takie jak pietruszka (fu! mama! fu!) czy brokuł (FUUU!) lub takie, których w żaden inny sposób nie da się podać, jak chociażby jarmuż. W tym momencie wyciskarka jest idealną opcją.

Inna sprawa, że w gorące dni mojemu dziecku, zresztą dokładnie tak samo jak mi, delikatnie mówiąc nie dopisuje apetyt, za to pić mogłoby za dwóch. W tym momencie wyciskarka jest na wagę złota, ponieważ soki, które z niej powstają są zazwyczaj gęstsze, a co za tym idzie bardziej sycące niż z sokowirówki. I chociaż wartość odżywcza soków z wyciskarki i z sokowirówki jest podobna (najnowsze badania pokazują, że soki z obydwu urządzeń zawierają średnio tyle samo witamin i przeciwutleniaczy), na korzyść tej pierwszej przemawia fakt, że można za jej pomocą robić gęste soki z miękkich owoców, które są bogatsze w drogocenny błonnik, odpowiedzialny za walkę z nowotworami, cukrzycą, miażdżycą, otyłością i chorobami serca. To jest dla mnie dobry argument.

Zdaję sobie sprawę, że sokowirówka również poradziłaby sobie elegancko z miękkimi owocami, natomiast jak dla mnie korzyść wynikająca z dużej wartości błonnika jest nie do przebicia. To, co dodatkowo mnie przekonało, to możliwość zrobienia musu z banana czy papai, z którymi poradzi sobie tylko wyciskarka. Wśród zdjęć na dole znajdziecie przepis na pyszny naturalny jogurt z bananami, którego wykonanie nie byłoby możliwe przy użyciu sokowirówki.

DSCN5767

DSCN5835

DSCN5816

DSCN5796

DSCN5788

DSCN5783

Jeżeli chodzi o ten konkretny model, Tata Ignasia wyczytał o nim całkiem sporo. Po pierwsze dzięki technologii Micro Masticating wyciska ona do 90% zawartości owoców i warzyw (według producenta taki wynik daje wyciskanie soku z 1000 g winogron, jabłek, czarnej porzeczki, truskawek, pomidorów, arbuzów, pomarańczy i granatów). To ważne, bo dzięki temu wiemy, że pieniądze, które wydajemy na składniki soków nie idą (dosłownie) w błoto. Nie spodziewajmy się jednak, że sprzęt ten wyciśnie 90% z twardych warzyw takich jak marchewka czy burak, co jest absolutnie normalne, ponieważ oczywiście składniki te zawierają mniej wody.

Po drugie, co dla mnie bardzo istotne, bo we wszelkich kwestiach technicznych jestem jak blondynka z dowcipów, wyciskarka Philipsa jest bardzo prosta w składaniu, rozkładaniu i obsłudze, co widać na filmiku. Ma dosłownie kilka elementów, które pasują do siebie jak puzzle, i tylko dwa przyciski: włączania i rewersu. Banalne!

Jest też bardzo praktyczna. Zajmuje niewiele miejsca – ma 11 cm szerokości, ma antypoślizgowe podkładki, a wszystkie elementy po rozłożeniu mieszczą się w pojemniku na odpady. To mocno ułatwia życie, bo nasze kuchnie i tak są już przeważnie zawalone masą dużych sprzętów.

Mój mąż wiedział również, że w kwestii mycia czegokolwiek ręcznie nie ma ze mną rozmowy, bo to z góry skazane jest na porażkę. Wybrał więc model, którego płukanie zajmuje 1 minutę, podczas której człowiek nieznoszący zmywania nie zdąży się zirytować. Skąd wiem? Testowałam!

Ostatnia kwestia to cena, która zaczyna się już od niecałych 1200 zł, możecie zresztą sprawdzić tutaj: KLIK. Jeżeli przeliczycie to na soki, które kupujecie na co dzień i na korzyści zdrowotne, które są nie do przecenienia, to zdecydowanie można, a nawet trzeba sobie pozwolić na taki wydatek. Zresztą to, co sama zawsze radzę i stosuję przy droższych gadżetach – warto wykorzystać jakąś okazję, urodziny, imieniny, święta, żeby poprosić rodzinę o zrzutkę na jeden, ale większy i bardziej wartościowy prezent. A ten w moim odczuciu należy do najbardziej wartościowych.

Philips daje też w pakiecie z wyciskarką bardzo fajną książkę z przepisami na soki i nie tylko (ja zdążyłam zrobić już nawet lody i zupę!), której przedsmak znajdziecie poniżej w kilku ciekawych przepisach, które z niej wybrałam. Pozostałe są równie ciekawe i pyszne, ale to już musicie sprawdzić sami!

1%2F2 ogorka2 szklanki szpinaku1 lyzka miodu100 ml wody mineralnej (4)

1%2F2 ogorka2 szklanki szpinaku1 lyzka miodu100 ml wody mineralnej (3)

1%2F2 ogorka2 szklanki szpinaku1 lyzka miodu100 ml wody mineralnej (2)

1%2F2 ogorka2 szklanki szpinaku1 lyzka miodu100 ml wody mineralnej (1)

1%2F2 ogorka2 szklanki szpinaku1 lyzka miodu100 ml wody mineralnej

DSCN5886

DSCN5857

DSCN5841

Wpis powstał we współpracy z marką Philips.




Targi Kid’s Time Kielce – relacja i ciekawostki

targi kid's time kielce -relacja i ciekawostki

W dniach 25-27 lutego 2016 odbyły się w Kielcach olbrzymie targi branży dziecięcej, na które pojechałam w tym roku po raz pierwszy, ale już teraz wiem, że nie ostatni. 7 olbrzymich hal było tam zastawione wszystkim, co tygryski lubią najbardziej, czyli dziecięcymi gadżetami, zabawkami, wózkami, fotelikami i czego tylko dusza zapragnie. Przy okazji targów miałam również przyjemność wziąć udział w spotkaniu Klubu Mam Blogerek, z którego to wyłapałam kilka ciekawych rzeczy, które poniżej mam przyjemność zaprezentować. Zapraszam na zdjęciowo – opisową relację z targów.

Moją największą uwagę na targach i na spotkaniu przykuły trzy zupełnie różne od siebie wózki, które w bliższej lub dalszej przyszłości na pewno chciałabym przetestować. Pierwszy z nich to dosyć już popularny Greentom, w całości (łącznie ze śrubami!) wyprodukowany z surowców z recyklingu. Wózek bardzo lekki, kompaktowy i przyjemny dla oka, złożony z uniwersalnej ramy i dopasowanych do niej kilku rodzajów gór. Podbił moje serce wszystkimi tymi aspektami.

 

Drugi absolutny hit wśród wózków to GB Pockit, czyli najmniejszy wózek na świecie. Jego magia zamknięta jest w tych właśnie słowach. Jest doskonały dla wszystkich posiadaczy małych mieszkań, małych bagażników, osób mieszkających na ostatnim piętrze bez windy, itd. Pod jedną pachę bierzesz wózek, pod drugą dziecko, a Twój kręgosłup kompletnie tego nie odczuwa. Ba, jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że dasz radę tachnąć dodatkowo zakupy. Gigantycznym plusem tego wózka jest cena. W regularnej sprzedaży kosztuje on 850 zł.
Źródło: http://www.gbinternational.com.hk/innovation/latest-innovation/
Ostatnia z wózkowych nowości, którą rozpatruję bardziej w kategoriach rozrywki niż realnego użytkowania na co dzień, to Quinny Long Board Stroller. Na pewno jest to propozycja dla rodziców aktywnych, posiadających dużo miejsca na trzymanie dodatkowego wózka, ale także posiadających poczucie humoru. Czy na dłuższą metę ma to sens? Moja pragmatyczna natura podpowiada mi, że nie, ale fajnie było go sobie wypróbować. 🙂
Poza wózkami obejrzałam całą masę gadżetów i zabawek. Ciekawostką były przeciwsłoneczne okularki dla dzieci dystrybuowane przez producenta nawet do słonecznej Australii, bardzo elastyczne (jak widać na zdjęciu) i z bardzo wysokimi filtrami. Ich koszt to 89 zł i jak znam mojego szoguna, to miałby to w głębokim poważaniu i tak czy inaczej zrzucał je sobie z twarzy. Jednak sam pomysł bardzo fajny.
Na koniec natomiast trzymam wisienkę na torcie, o której na razie powiem niewiele, bo póki co jestem w fazie testów. Jest to na pewno coś dla maniaków zdrowej żywności i przeciwników sklepowych gotowców, a jednocześnie posiadaczy dzieci uwielbiających jedzonko wyciskane z tubki prosto do buzi. Ja już jestem jego absolutną fanką i na pewno jeszcze nieraz o nim wspomnę.

 

Dzięki Klubowi Mam Ekspertek i portalowi zabawkowicz.pl przywiozłam z Targów trochę ciekawostek, ale również sporo interesujących doświadczeń. Wiem już na co zwracać uwagę, jak podchodzić do sprawy i co zrobić, żeby następnym razem ogarnąć to wszystko bardziej profesjonalnie i z jeszcze większą korzyścią dla moich czytelników. Wniosek jest jeden: Kielce, widzimy się za rok!

 

 

 

 

 




Rzym w tydzień – organizacja wyjazdu

 rzym w tydzień -organizacja wyjazdu

Pomysł na wyjazd do Rzymu był dość szalony i karkołomny. Powstał tak naprawdę u zarania naszej znajomości, ponieważ kiedy się poznaliśmy, ja byłam świeżo po trzytygodniowym kursie włoskiego tamże, a mój niedoszły wówczas małżonek właśnie o takim wyjeździe marzył. Minęło 6 lat. Trochę, jak widać, musiał poczekać, ale myślę, że było warto. Kiedy już udało nam się zagospodarować czas potomkowi (szczegóły dla dzieciatych tutaj: KLIK), mogliśmy na spokojnie zorganizować nasz dorosły wyjazd. Zapraszamy więc dzisiaj na pierwszą część naszej opowieści dotyczącej organizacyjnego aspektu tygodniowego pobytu w stolicy Włoch.

Podejście do wyjazdu

Moim zdaniem główny (pomijając finanse) aspekt wyjazdu. Dlaczego akurat tu, a nie gdzie indziej? Każdy naturalnie ma swoją filozofię podróżowania. I nie ma co się starać sympatyków turystyki leżącej przerobić na nawiedzonych globtroterów. Rzym jednak jest specyficznym miejscem, które warto odwiedzić z odpowiednim podejściem. Oczywiście można się ograniczyć do szwendania po lokalach czy to w imię turystyki kulinarnej, czy tradycyjnie na kuracjusza – w nocy bania, za dnia rekonwalescencja. Ale po co się fatygować taki kawał, kiedy taniej wyjdzie picie w Mikołajkach, a i kac w mazurskim mikroklimacie bardziej litościwy. Do Rzymu warto podejść jak do staruszka, który jest żywym pomnikiem przeszłości – uczestniczył w tworzeniu historii, znał się z ludźmi, o których uczą w podręcznikach, ma swoje dziwactwa i wymaga nieco cierpliwości, ale wystarczy go posłuchać, aby oczarował swoją niezrównaną opowieścią. Dlatego jadąc do Rzymu warto nastawić się na stąpanie po Wiecznym Mieście i Głowie Świata nie tylko z nazwy, lecz po fundamentach Zachodniej Cywilizacji, która opiera się przecież na rzymskim prawie, chrześcijańskiej moralności i greckiej filozofii.

 

 

Termin

Sezon turystyczny w Rzymie wg tego, co się podaje w różnych źródłach to kwiecień-czerwiec i wrzesień-październik. Letnie upały nie zachęcają do snucia się wśród rozgrzanych do czerwoności kamieni. Doświadczony na własnej skórze pobyt w lutym wydaje się również świetnym rozwiązaniem. Nas na lotnisku przywitała ciepła wiosenna pogoda – oczywiście ciepła w punktu widzenia człowieka północy. Na ulicach widać bowiem ludzi w kurtach puchowych i szalikach – to Włosi, ludzi w bluzach – to np. my, i ludzi w krótkich rękawkach – to Anglicy. W ciągu tygodnia padało dwa razy, przy czym deszcz oznaczał krótkotrwały opad, po którym szybko i na długo wychodziło piękne słońce.

 

 

Lot

O biletach lotniczych nie ma co się rozpisywać. Jeden wybierze tanie linie, inny nie wyobraża sobie podróży w zwierzęcych warunkach panujących poniżej pierwszej klasy (chociaż oczywiście warto sobie dopłacić za miejsca z dodatkową przestrzenią na nogi, co też uczyniliśmy). My podróż odbyliśmy lotem linii Wizzair, który ląduje na głównym porcie lotniczym Rzymu – Fiumicino im. Leonarda da Vinci. Lotniskiem obsługującym docelowo tanie linie lotnicze jest Port lotniczy Rzym – Ciampino (lata tam Rayanair).

Lotnisko

Fiumicino jest sporym portem lotniczym o 3 terminalach. Ciekawostką jest fakt, że tablice informacyjne o odlotach podawane są wyłącznie dla danego terminala. Dlatego odlatując np. z terminala 2, nie należy się spinać kiedy na 1 lub 3 nie będzie naszego lotu.

 

 

Transfer do Rzymu

Z lotniska do Rzymu dostać się można na kilka sposobów: busem, taksówką lub pociągiem. Sprawdzoną (również przez nas), komfortową i najtańszą opcją jest transfer busem Teravision. Przy zakupie przez Internet koszt biletu w jedną stronę to 4€ (na miejscu w kasie 5€; dla porównania pociąg to już 8€ za osobę). Bilet warto nabyć wcześniej również w celu zapewnienia sobie miejsca w busie, który odjeżdża o godzinie, która nam odpowiada. W sytuacji kiedy na miejscu okaże się, że wszystkie miejscówki dla danej godziny wykupili już cwaniacy przez Internet, zostajemy zdani na łaskę losu, który nie wiadomo o której godzinie pozostawił jakieś wolne fotele. Po co psuć sobie wyjazd już na początku. Busy Teravision parkują na stanowisku nr 5 na końcu Terminala 3 i w ciągu niecałej godzinki dowożą nas do dworca Termini w Rzymie. Tam, w zależności gdzie mamy hotel, mamy do dyspozycji metro, autobusy, tramwaje i pociągi.

 

 

Nocleg

Rzym jako turystyczna mekka do tanich należeć nie może i trzeba się z tym liczyć. Ceny będą zależały od sezonu, co jest kolejnym argumentem za wyjazdem w lutym czy marcu. Warto naturalnie skorzystać z serwisów typu booking.com w celu wyszukania i zarezerwowania dla siebie noclegu w odpowiedniej cenie, lokalizacji i standardzie. Nasz wybór padł na nocleg w typu Bed&Breakfast w dobrze ocenianym B&B TWICE usytuowanym w kamienicy tuż przy stacji metra i zajezdni autobusów i tramwajów, 350 m od Watykanu i 25 min spacerku od większości pocztówkowych atrakcji. Na dole znajduje się mała pizzeria i sklepik, a w bardzo bliskim pobliżu apteka, Carrefour Express i McDonald’s (idealny na nocne napady głodu). Lokalizacja i cena świetne. Co ze standardem? Pokój przestronny, czysty, nowocześnie wyposażony, z podwójnym wygodnym łóżkiem oraz prywatną dużą łazienką poza pokojem, usytuowaną naprzeciwko kameralnego korytarza (gospodarz wraz z zestawem kluczy przekazuje też ten do łazienki). Pokoje i łazienki są codziennie sprzątane, ręczniki wymieniane na nowe, a pościel co 4 dni zmieniana na świeżą. Wielkim plusem jest też dość szybko działający router, co nie jest powszechnym standardem. Jest też telewizorek, ale próżno w nim szukać czegoś nie po włosku. W większości przewodników i opinii turystów oferowane we Włoszech śniadania obejmują rogalika, cappuccino i tutaj lista się kończy. W B&B TWICE sprawa wygląda podobnie, z tą wielką różnicą, że poza włoskim zestawem obowiązkowym dostaniemy również inne podstawowe produkty śniadaniowe konieczne każdemu Polakowi do rozpoczęcia dnia, od mleka z płatkami, przez wędlinę, ser i jajka, po dżemy, miody itp. Miejsce to ma też jeden unikalny walor – nazywa się on Antonio Morgani. Antonio jest właścicielem B&B TWICE i służy wszelką możliwą troską i pomocą. Nie wiesz gdzie pójść na jedzenie po przyjeździe – poleci lokal, masz nietolerancję glutenu – zapyta o preferencje żywieniowe przed śniadaniem, potrzebujesz biletu do Galerii Borghese – załatwi ci go, zaczniesz kichać – podrzuci chusteczki higieniczne, zabraknie Ci rogalika na śniadanie – pobiegnie do sklepu po świeżego. Facet ogarnia to w sposób absolutnie nienachalny, w taki, nazwijmy to, naturalny.

 

 

Koszty

Koszty dodatkowe, jakie poniesiemy w Rzymie, obejmują przede wszystkim podatek pobytowy, który dla standardu B&B wynosi 3,5€ od osoby za noc przez 10 pierwszych dni noclegu. Wydatki będą dotyczyły również transportu miejskiego: 1,5€ za 100-minutowy bilet (przy czym uwaga, dotyczy to jednorazowego przejścia przez bramki metra; z autobusów i tramwajów można korzystać wiele razy). Lampka wina markowego to koszt około 5€, espresso 2-3€, pizza margherita od 5-6€.

Przydatne strony

http://www.rzym.it/ – skarbnica wiedzy o Rzymie.
http://www.primocappuccino.pl/ – wiele przydatnych informacji i praktycznych porad nt. przygotowania wyjazdu, zwiedzania, kultury życia w Rzymie.
www.terravison.eu/pl/ – kupno biletów na bus z lotniska Fiumicino.