1

Co matka musi olać, żeby nie oszaleć

co matka musi olać

Każdy rodzic czegoś żałuje. Żałujemy, że podnosimy głos, że nie mamy czasu, że ogarnia nas zmęczenie, znużenie i ogólna niechęć. Wydaje nam się, że inni mają lepiej, bo cudze dzieci są zawsze grzeczne, czyste i bez zarzutu, a wcale tak nie jest. Każdy z nas podejmuje najlepsze wybory, jakich tylko może dokonać dla swoich dzieci. To my najlepiej wiemy co je uspokaja, co im pomaga, co najlepiej na nie wpływa. Ale czasem po prostu mamy dość i to jest zupełnie w porządku.

Trwa pandemia, właśnie zaliczamy z półobrotu kolejny lockdown, kolejne zdalne nauczanie i kolejny home office. Poziom naszego stresu od roku wzrósł drastycznie i nie oszukujmy się – jeszcze przez jakiś czas niższy nie będzie. Jedynym sposobem na to, żeby jakoś to przetrwać, jest nauczyć się zdrowo olewać sprawy, na które nie mamy wpływu.

Luki w nauce

Wszyscy się tym martwimy. Mamy świadomość, że własnie rośnie w jakimś sensie stracone pokolenie, które przez zdalną naukę, brak szkoły, brak przedszkola będzie w tyle w porównaniu do swoich poprzedników. Ale to nie są przypadki odosobnione. Takich roczników jest na dzień dzisiejszy przynajmniej dziesięć. W takiej sytuacji jest moje dziecko, Twoje dziecko i większość dzieci na całym świecie. Nic z tym nie zrobimy. Możemy tylko wierzyć, że kiedyś to nadrobią. Musimy wyluzować. Nie jesteśmy w tym sami.

„Naprawianie” własnych dzieci

Zauważyłam u siebie taką tendencję, że im dłużej siedzę w domu z moim dzieckiem, im więcej spędzamy razem czasu, tym lepiej je poznaję, ale też usiłuję tłumić w nim czysto dziecięce zachowania. Na dłuższą metę bardzo męczą mnie krzyki, skakanie po meblach, dotykanie ścian brudnymi łapkami, bo po prostu jest tego dużo. Staram się hamować w tych zapędach, bo dziecko ma prawo być dzieckiem i jest nim tylko chwilę. Nie da rady „naprawić” dziecka, ani zrobić z niego z dnia na dzień dorosłego.

Nie zgadzanie się na wszystko

…czego efektem są awantury. Rodzic musi być rodzicem, nie zawsze możemy być dla naszych dzieci kolegami lub przyjaciółmi, których tak bardzo im teraz brakuje. Zgadzanie się na wszystko i mówienie ciągle dziecku „tak” niczego nie rozwiąże, bo granice dają dziecku poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Nie możemy się wiecznie przejmować, że kolejny zakaz i powiedzenie „nie” wywoła burzę w szklance wody. Wiadomo, że teraz mocniej to odczuwamy, bo spędzamy z dzieckiem 24 godziny na dobę (poza słodkimi godzinami, kiedy śpi). Automatycznie tego „nie” jest znacznie więcej. Musimy się wyposażyć w wewnętrzną zbroję, uodpornić i robić swoje.

Nie poświęcanie czasu na zabawę z dzieckiem

Nie lubisz się bawić z własnym dzieckiem? Masz do tego prawo. Nie masz na to czasu, bo praca w zdalnym biurze jest dla Ciebie gigantycznym wyzwaniem? Nie rób sobie z tego powodu wyrzutów sumienia. Wiem przecież, i Ty to wiesz w głębi serca, że Twoje dziecko nie jest zaniedbane. Że robisz wszystko, co w Twojej mocy, żeby zapewnić mu rozrywkę, zorganizować mu czas. Ale nuda też jest dobra. Bajka w telewizji też jest dobra. Cokolwiek, co w obecnych czasach sprawi, że życie Twoje i Twojego dziecka będzie łatwiejsze – jest dobre.

Że dziecko sobie nie poradzi

My rodzice, mamy w sobie teraz taką obawę, że nasze dzieci zagubią się gdzieś w tej pandemicznej rzeczywistości. Że nie nauczą się tyle, co powinny. Że poprzez brak kontaktu z rówieśnikami wyrosną na odludków. Czy dopadnie je znużenie i depresja? Czy nie będą samodzielne? Nie mamy na to pełnego wpływu. Możemy uczyć je samodzielności nie wtrącając się w codzienne czynności. Możemy pozwalać im upadać, założyć lewy but na prawą nogę, zapiąć krzywo guziki. Ale nie możemy zamartwiać się na zapas.

Nadmiar ekranów

Jedna z największych bolączek i jeden z największych rodzicielskich wyrzutów sumienia. Z jednej strony wszyscy doskonale wiemy, że nie ma innego sposobu, żeby rodzic mógł się skupić na pracy. Z drugiej, w mediach społecznościowych na każdym kroku natrafiamy na innych rodziców, kórzy wytykają nas palcami za dawanie dziecku ekranów, oskarżają nas o bezmyślność i o robienie dzieciom krzywdy. Czy są hipokrytami? Nie mnie to oceniać. Moje stanowisko jest w tej sprawie jasne.

Co o tym myślą ludzie

Tak wiele mówi się teraz o poświęcaniu dzieciom czasu, o godzeniu pracy z opieką nad dziećmi, o tym ile wszyscy tracimy. I wiecznie każdy patrzy na innych. Co powiedzą? Co pomyślą? Czy to, co robię, jest dobrze widziane? Porównujemy się z innymi rodzicami, cały czas analizując dlaczego nam nie wychodzi tak jak innym. A to kompletnie nie ma sensu.

Ja nie jestem osobą z natury spokojną. Nie jestem też cierpliwa. I nie znoszę łatwo sytuacji, w której przyszło mi żyć od roku. Zawsze bardzo ceniłam sobie fakt, że praca była pracą, a dom był domem. Moje dziecko chodziło do żłobka, potem do przedszkola, teraz chodzi do szkoły i to był dla mnie święty czas, kiedy mogliśmy za sobą za tęsknić, a ja mogłam spokojnie pracować. I nagle wszystko to zostało mi odebrane.

Ale pozwoliłam sobie pomóc.

Na ratunek przyszło mi Kanaste, czyli olejek CBD. Od trzech tygodni testuję jego działanie i muszę przyznać, że efekty mnie zaskoczyły.

Byłam lekko sceptyczna.

No bo jak to? Ja, osoba, która nigdy nie stosowała używek? Na szczęście Kanaste nie jest ani używką, ani nie odurza. Zamiast tego znacząco redukuje poziom stresu i minimalizuje jego odczuwanie. Pomaga zachować spokój w tak trudnej rzeczywistości, jaka spadła w tej chwili na mnie jako matkę. Poprawia też znacząco jakość mojego snu. Czuję, że w momencie, kiedy robię się senna, po prostu zasypiam. Nie mam gonitwy myśli, nie nachodzi mnie milion wątpliwości i nie panikuję. Zasypiam momentalnie i przesypiam całą noc, aż do porannej pobudki, co wcześniej było rzadkością, ponieważ mam bardzo lekki sen i w ciągu nocy budzę się wielokrotnie, z różnych powodów. Nie spodziewałam się, że Kanaste zaradzi i temu.

Zaczęłam akceptować rzeczywistość.

Oczywiście, tak jak wszyscy, jestem zła, kiedy odbiera mi się prawo do wszelkich życiowych przywilejów i zamyka się mnie w domu. Ale zaczęłam widzieć plusy tej sytuacji. I dużo lepiej potrafię skoncentrować się na pracy, mimo że mój dzień przerywany jest masą odpowiedzi na wszelakie potrzeby mojego dziecka.

Skład olejków jest naturalny, a smak waniliowy, który sobie wybrałam, jest bardzo łagodny i słodkawy, bardzo mi odpowiada. Jeśli wciąż jeszcze zastanawiacie się lub macie pytania, bardzo wiele odpowiedzi znajdziecie tutaj.


A jeśli macie ochotę wypróbować Kanaste, to tutaj na hasło MOTHERATORKA otrzymacie 20% rabatu na pierwszy zakup.


Jako rodzice mamy prawo olać, nie przejmować się, wyluzować. To nie znaczy, że się poddajemy. To znaczy, że mamy zdrowe podejście. Stres i nerwówka nie pomagają naszym dzieciom. Nie pomagają też nam.

co matka musi olać
kanaste olejek cbd
kanaste

Partnerem wpisu jest marka Kanaste.


Przeczytaj też:

Dzień, w którym przestałam krzyczeć na moje dziecko

10 rzeczy, na które mam wywalone jako matka

Dziecko i ekrany: ten kijek wyjmij z dupy.




Czy Twoje dziecko da radę uratować życie?

objawy udaru mózgu

Jako dziecko spędzałam całe wakacje u babci. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak wiele wysiłku i serca babcia wkładała w to, żeby było mi u niej dobrze. Miałam tam swój pokój, zawsze świeżą pościel, mogłam jeść, co chciałam. Czyli głównie naleśniki lub placki ziemniaczane ze śmietaną i z cukrem.

Ten czas u babci wspominam jako najbardziej beztroskie momenty mojego życia… Letnie miesiące, kiedy biegałam po wypełnionym słońcem podwórku z bandą dzieciaków, piłam orenżadę, wisiałam na trzepaku i tylko głód sprawiał, że biegłam do babci. To właśnie ona opowiadała mi bajki, nauczyła mnie odmawiać modlitwę i pocieszała mnie, kiedy płakałam tęskniąc za rodzicami.

Brakuje mi mojej babci.

Zmarła 10 lat temu, a jedną z przyczyn, które znacząco pogorszyły jej stan, był udar mózgu. A kiedy zastanowię się jak często moje dziecko, tak samo pewnie jak i Twoje, spędza czas z dziadkami na wyjazdach lub przy innych okazjach, nasuwa mi się pytanie: A co, gdyby pierwsze objawy udaru pojawiły się w momencie, kiedy dziecko jest z nimi sam na sam? Samo z babcią lub samo z dziadkiem? Czy Twoje dziecko umiałoby zareagować na pierwsze objawy udaru mózgu, wezwać karetkę i uratować życie?

Jak wyglądają objawy udaru mózgu?

W dużym skrócie: wyglądają, jak główni bohaterowie kampanii Fast Heroes (Face, Arm, Speech, Time – Twarz, Ręka, Mowa i Czas), której celem jest nauka poprzez zabawę, dzięki której dzieci dowiadują się czym jest udar i jak mogą pomóc swoim dziadkom. Kampania pomaga dzieciom stać się superbohaterami ratującymi życie.

Udar mózgu to druga najczęstsza przyczyna śmierci,

trzecia najczęstsza przyczyna niepełnosprawności (jak u mojej babci) i główny powód, dlaczego wnukowie tracą dziadków. Średnia wieku osób doznających udaru to około 70 lat. Jestem pewna, że w swoim otoczeniu, w swojej rodzinie masz przynajmniej jedną osobę dotkniętą przez udar.

Kampania Fast Heroes skierowana jest do dzieci w wieku od 5 do 9 lat.

Uczy dzieci empatii, miłości, a przede wszystkim praktycznych umiejętności, dzięki którym maluch rozpozna objawy udaru mózgu i uratuje cudze życie. Być może właśnie życie swojej babci lub swojego dziadka. Dzięki rejestracji na stronie zyskujemy dostęp do bardzo przystepnie przekazanej wiedzy. Przekaz jest maksymalnie prosty – graficznie atrakcyjny i ciekawy dla dziecka. Do dyspozycji są ebooki, łamigłówki i filmy. Sama bardzo wiele się z nich dowiedziałam!

W programie Fast Heroes można rejestrować się jako osoba indywidualna, jako szkoła lub jako nauczyciel. Cała dostępna w nim wiedza jest darmowa, pozwala więc na przeprowadzenie zajęć w ramach lekcji lub w zaciszu domowym. Dzieci dowiadują się między innymi czym jest numer ratunkowy 112 i w jakich okolicznościach należy z niego korzystać.

Możemy też razem pobić rekord Guinessa!

Wystarczy, że ze strony Fast Heroes pobierzesz i wydrukujesz maskę superbohatera, lub przygotujesz własną, oryginalną maskę i zrobisz sobie w niej zdjęcie, a następnie opublikujesz je w tym miejscu: KLIK. Razem możemy stworzyć największy na świecie album superbohaterów, szerząc jednocześnie dostęp do niesamowitej bazy wiedzy dla dzieci i dorosłych.

To co, dołączycie razem ze mną?

objawy udaru mózgu

Partnerem wpisu jest kampania Fast Heroes.


Przeczytaj również:

Jak rozmawiać z dzieckiem o niepełnosprawności?




Przeziębienie u dziecka – 3 niezawodne sposoby, żeby przeszło bokiem

Mamy wiosnę i pandemię, a to oznacza, że w okresie wzmożonych zachorowań i przeziębień znowu mamy ograniczony dostęp do lekarzy. Moje dziecko właśnie wyszło z krótkiego przeziębienia, które po raz kolejny udało nam się zwalczyć tuż po tym, jak się zaczęło.

Dlatego pomyślałam, że podzielę się z wami moimi trzema sposobami, które bardzo często sprawiają, że przeziębienie mojego dziecka nie rozwija się dalej. Po prostu przechodzi bokiem. I to bardzo szybko!

Sposoby są trzy, ale aby zadziałały, trzeba je wdrażać jednocześnie.

1. Zostajemy w domu

I to od razu, po pierwszych objawach, bez zbędnej zwłoki. Bez względu na to, czy z nosa leci trochę bardziej niż zwykle, albo czy kaszel jest tylko rano. Jestem gorącą zwolenniczką dmuchania na zimne. Wolę zatrzymać moje dziecko w domu na 2-3 dni w domu. Obserwuję je zamiast ryzykować rozwinięcie się zapalenia gardła czy oskrzeli, albo czegoś jeszcze poważniejszego.

Na co dzień o tym nie myślimy, bo nie widzimy naszych dzieci w przedszkolu czy szkole. Ale pobyt tam to dla nich przede wszystkim wysiłek fizyczny, którego podczas leczenia przeziębienia powinno się unikać. Każde zajęcia ruchowe to dla organizmu dziecka dodatkowe obciążenie, które nie ułatwia szybkiego powrotu do zdrowia. Dodatkowym czynnikiem jest oczywiście kontakt z rówieśnikami – ryzyko zarażenia ich lub też, przy obniżonej odporności, złapanie od nich jeszcze czegoś dodatkowego.

Jeśli nie ma gorączki, nie unikam przebywania na świeżym powietrzu. Kiedy w zeszłym tygodniu siedziałam z moim dzieckiem w domu, była piękna pogoda, więc pozwalałam mu wyjść do ogródka pobawić się i wychodziliśmy na krótkie spacery. Świeże powietrze jest bardzo potrzebne podczas leczenia przeziębień i pediatrzy, z którymi o tam rozmawiałam, zawsze potwierdzali tę opinię.

2. Nebulizacje

Również niezwłocznie po pierwszych objawach odpalam nebulizator. Zawsze mam w domu zapas soli fizjologicznej i kiedy tylko widzę, że u mojego dziecka rozwija się katar lub kaszel, sadzam go do inhalacji na ok. 20 minut (jedna lub dwie ampułki soli). Takie nebulizacje robimy 2-3 razy dziennie przez cały okres siedzenia w domu i ich działanie jest zbawienne. Nosek pięknie się oczyszcza, drogi oddechowe są nawilżone i objawy przeziębienia sa dużo mniej męczące.

Zawsze po nebulizacji wycieramy porządnie nos i psikamy wodą morską, którą również, jak większość rodziców, mamy na stałym wyposażeniu domowej apteczki.

3. Naturalne wspieranie odporności

Staram się to robić na co dzień, ale wiadomo, że w momencie, kiedy pojawiają się pierwsze objawy przeziębienia, zdwajam wysiłki w tej kwestii. Do codziennego żywienia włączam miód, czosnek i cytrynę – moich trzech sprzymierzeńców w walce z glutem.

Uwielbiam też syrop z czarnego bzu. Odkąd Ignaś skończył rok, podaję mu taki syrop w każdym sezonie przeziębieniowym prewencyjnie i dodatkowo podczas zwalczania pierwszych objawów przeziębienia. I tu muszę się przyznać, że kiedyś nie zwracałam uwagi na skład syropu. Kupowałam to, co w aptece było wyróżnione na półce lub to, co podał mi farmaceuta. Wierzyłam, że takie polecenia są nieszkodliwe. A potem okazywało się, że w składzie syropu był na przykład syrop glukozowo-fruktozowy, totalny wróg jeśli chodzi o budowanie odporności.

Od dłuższego czasu moja świadomość w temacie składów bardzo wzrosła. Patrzę na nie zarówno podczas zakupów spożywczych, jak i podczas decyzji w temacie leków. Dlatego moim sprzymierzeńcem został syrop Sambucus Kids. Co ważne, Sambucus Kids posiada w składzie standaryzowany ekstrakt z czarnego bzu. Działa przeciwwirusowo, przeciwbakteryjnie. przeciwzapalnie i lekko przeciwbólowo, a także aktywuje system odpornościowy.

Co oznacza, że ekstrakt jest standaryzowany? Jego jakość jest sprawdzona pod kątem ilości składników bioaktywnych, bardzo istotnych dla działania i osiągnięcia oczekiwanego efektu – w tym przypadku zwiększania odporności.

KONKURS!

Razem z marką Sambucus mam dla was super konkurs. Wystarczy, że w komentarzu na moim Facebooku lub Instagramie napiszecie w jaki sposób wy wspieracie odporność waszych dzieci i zaprosicie do zabawy jedną osobę. I to wszystko! Wyłonię trzech zwycięzców – dwóch na Facebooku i jednego na Instagramie (można brać udział w obu miejscach!). Nagrodami są syropy Sambucus Kids i piękne drewniane gry Halma – każdy ze zwycięzców otrzyma syrop i grę. Konkurs trwa do środy 24 marca do godziny 18:00. Zapraszam was do udziału!

View this post on Instagram

A post shared by Magdalena Rogala (@motheratorka)


przeziębienie u dziecka
Skład syropu Sambucus Kids: organiczny syrop z agawy; koncentrat soku z aronii; regulator kwasowości-kwas cytrynowy; ekstrakt z owoców bzu czarnego (Sambucus nigra L) standaryzowany na 13% antocyjanów, DER 64:1; ekstrakt z owoców bzu czarnego (Sambucus nigra L.) standaryzowany na 10% polifenoli, DER 5:1; aromat malinowy naturalny, maltodekstryna, sproszkowane owoce malin.

Partnerem wpisu jest marka Sambucus.


Przeczytaj również:

Glut w przedszkolu wasza mać.

Dziecko i antybiotyk – jego cichy zabójca?




Jak szybko schudnąć i dobrze czuć się ze sobą

jak szybko schudnąć

W październiku zeszłego roku podjęłam ciężką i nierówną walkę o to, żeby czuć się lepiej sama ze sobą. Dziś opowiem wam co dokładnie zrobiłam, żeby schudnąć prawie 10 kg w ciągu trzech miesięcy i co robię, aby nie dopadł mnie efekt jojo.

Moim marzeniem jest, żebyś po przeczytaniu tego wpisu powiedziała: robię to. Wchodzę w to. Biorę się za siebie! Dlatego opiszę Ci kolejne kroki, zaczynając od podstawowych i kończąc na tych bardziej złożonych, a także opowiadając co dokładnie sprawdziło się u mnie i dlaczego. To wszystko ma znaczenie!

Przygotuj plan

Zapisz sobie na kartce co chcesz osiągnąć, jakie są Twoje cele. Zapisz jakimi środkami chcesz do nich dojść i mniej więcej kiedy. Ale niech to nie będą sztywne wytyczne! Załóż sobie, że daty i cele są orientacyjne. Nie rób sobie kieratu, do niczego się nie zmuszaj. To ma być przyjemność!

Nie stawiaj sobie zbyt restrykcyjnych wymagań

Pamiętaj, żeby nie zajeżdżać się jak koń na westernie. Kiedy ja ruszałam z ćwiczeniami, wydawało mi się, że muszę ćwiczyć koniecznie codziennie. Taki tryb udało mi się utrzymać tylko przez jakieś 2- 3 tygodnie, a potem bardzo szybko się zniechęcałam i kompletnie odpuszczałam ćwiczenia na dłuższy czas.

Nie bądź jak ja. Znajdź złoty środek zarówno w aktywności fizycznej, jak i w tym, co jesz. Pamiętaj, że to ma być przyjemność, a nie katowanie się, które sprawi, że wieczorami rzucisz się na lodówkę i szafkę lub szufladę grzechu.

Przebadaj się

To jest absolutna podstawa dla każdego, a dla kobiet koło trzydziestki po jednej lub więcej ciążach, w szczególności. Zrób morfologię, a jeśli czujesz, że jest taka potrzeba, pójdź do dobrego endokrynologa i alergologa. Ten pierwszy pomoże Ci stwierdzić dlaczego na przykład masz trądzik mimo że okres dojrzewania dawno już masz za sobą, skąd biorą się nawracające bóle głowy i chroniczne zmęczenie. Powie dlaczego włosy wypadają Ci garściami i dlaczego Twoja waga waha się mocno w górę lub mocno w dół. Sprawdzi wszystko, co związane jest z Twoją tarczycą, glukozą we krwi i poziomem hormonów.

Alergolog pomoże Ci stwierdzić jakie pokarmy Ci nie służą, bo Twój organizm ich nie toleruje. To właśnie one mogą sprawiać, że mocno tyjesz.

A na koniec, jeśli nie dajesz rady sama układać sobie posiłków, możesz skonsultować się z dietetykiem. Dopasuje on dietę do Twoich potrzeb i przyzwyczajeń. Jeśli masz Thermomixa i zależy Ci na jego wykorzystaniu, są również dietetycy tworzący jadłospisy właśnie na Thermomix.

Zastanów się jaką aktywność fizyczną lubisz najbardziej

i jaka sprawia Ci prawdziwą przyjemność. To mogą być ćwiczenia w domu lub na siłowni (o ile aktualnie są otwarte…). Może to być rower, bieganie lub spacery. Jeśli wolisz na spokojniej – joga lub pilates będzie dla Ciebie świetnym rozwiązaniem. Super jest to, że na YouTubie jest cała masa treningów, które są darmowe! A więc ani ja, ani Ty, nie możemy tu wymyślić żadnych wymówek.

Ja uwielbiam basen i pływanie, ale aktualnie czekam aż wygoi mi sie piercing w uchu i zastępuję baseny intensywnymi ćwiczeniami na macie w domu. Latem na pewno będę jeździła na rowerze na wyprawy z rodzinką i do pobliskiego sklepu, chodziła na spacery. Na spokojnie, bez ciśnienia.

Znajdź czas na siebie i swoje przyjemności

To jest bardzo ważny element, nawet kluczowy. Żeby czuć się dobrze sama ze sobą, musisz odmawiając sobie pewnych rzeczy znaleźć czas na inne, przyjemne. Niech to będzie kawa z przyjaciółką, wyjście na manicure, do fryzjera, zakup nowej sukienki w nowym, mniejszym rozmiarze! Nagradzaj się za każdy mały krok, który robisz w dobrą stronę. Ale pamiętaj – tylko dyscyplina pozytywna!

Wybaczaj sobie potknięcia.

Poprawiaj koronę i idź dalej. Nie stosujemy tu żadnego samobiczowania, żadnej dyscypliny negatywnej. Każdy ma prawo do błędów i do ulegania pokusom. Mi też się one zdarzają, i to częściej, niż bym chciała!

Nie traktuj diety jako zmiany na chwilę

Zamiast tego wypracuj zdrowe nawyki. W moim przypadku zadziałało całkowite przestawienie myślenia na to, że już do końca życia muszę zwracac uwagę na indeks glikemiczny. Wyeliminowałam z diety wszystko, co zawiera gluten, mąkę pszenną, cukier. Uczę się używania innych mąk – semoliny (świetnie sprawdza się do pizzy), mąki pełnoziarnistej, gryczanej, orkiszowej czy owsianej. Makaron zastąpiłam pełnoziarnistym i szczerze? Kompletnie nie czuję różnicy. Cukier zastępuję ksylitolem i syropem z agawy, który smakuje jak miód – można nim na przykład słodzić kawę lub herbatę. Ograniczam też pieczywo.

Kiedy mam ochotę na coś słodkiego, jem kawałek ciemnej czekolady 70% lub coś innego ze sprawdzonych zdrowych słodyczy. Piję wodę lub świeżo wyciskany sok pomarańczowy. Ciągle szukam produktów i przepisów, które nie będą mi szkodziły – to jest moja rozrywka i autentyczne wyzwanie! Sprawia mi to dużą satysfakcję.

Dodatkowo, kiedy bardziej chcę zejść z wagi niż utrzymać jej wartość, staram się zrobić codziennie deficyt kaloryczny. Zjadam trochę mniejsze ilości i trochę lżejsze posiłki niż zwykle – dzięki temu żołądek przyzwyczaja się do mniejszych porcji i szybciej pojawia się uczucie sytości. Nigdy nie dopuszczam do przejedzenia lub jedzenia z łakomstwa!

Zmiany zacznij od teraz, nie od jutra.

Nie czekaj do wizyty u lekarza, nie rób sobie wymówek. Zdrowe żywienie i eliminację słodyczy możesz zacząć już od dzisiaj. Obserwuj rónież swój organizm i eliminuj produkty, po których czujesz się źle, na które Twoje ciało źle reaguje.

Aktywność fizyczną zacznij od małych rzeczy. Wejdź po schodach zamiast wjechać windą. Zrób 8 minut brzuszków lub inny krótki trening. Pójdź na długi spacer. Te zmiany nie wymagają od Ciebie wyników badań i przepisanego leczenia, prawda?

Ułatw sobie życie na tyle, na ile możesz

Jeśli nie masz czasu, poszukaj rozwiązania, które pozwoli Ci zjeść nie przygotowując posiłku. Pracując na etacie i dodatkowo mając jeszcze drugi etat w postaci dziecka, prania, sprzątania, gotowania dla rodziny, czasem po prostu brakuje mi doby na przygotowywanie zawsze 5 pełnych, dobrze zbilansowanych posiłków. A podstawową zasadą odchudzania jest, że chudniemy jedząc, a nie głodując.

Postawiłam na zamienniki posiłków w postaci szejków. W pełni świadoma tego, co potrzebuję, odezwałam się do marki Natural Mojo, która zapewniła mi ratujące mi życie produkty. Zrobienie takiego szejka to 2 minuty roboty: dodaję mleko, kapkę oleju i dwie miarki proszku, solidnie wstrząsam (bo wiadomo, że lepsze wstrząśnięte, niż zmieszane ;). W taki sposób mogę sobie zastąpić do dwóch posiłków dziennie – oczywiście zakładając, że pozostałe trzy są pełne potrzebnych wartości odżywczych i witamin!

jak zrzucić kilogramy

Na początku byłam delikatnie sceptyczna, ale Natural Mojo bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Okazuje sie, że nie tylko skład jest naturalny i idealny na moje potrzeby, ale i smak jest po prostu świetny. Testując szejki przez dwa tygodnie udało mi się schudnąć 2 kg bez wiekszych wyrzeczeń. Jeśli masz ochotę spróbować takiego rozwiązania, po wpisaniu kodu motheratorka45 otrzymasz 45% rabatu na stronie Natural Mojo.

jak schudnąć
jak szybko schudnąć

Co daje zgubienie zbędnych kilogramów?

A raczej co MI dało? Bo być może Tobie da zupełnie co innego, ale na pewno będą to same pozytywne rzeczy!

  • Większe poczucie własnej wartości
  • Większą pewność siebie prywatnie i w pracy
  • Więcej siły i energii
  • Większą motywację do działania w życiu
  • Możliwość noszenia innych fasonów ubrań niż dotychczas
  • Brak kompleksów na wakacjach i latem
  • Glow up i lepszą cerę

Zastanów się ile tracisz nie zmieniając nic w swoim życiu. Zastanów się też co zyskasz, jeśli zawalczysz o siebie. Weź kartkę papieru, zrób listę za i przeciw. A potem zacznij działać. I obiecaj mi, że już dziś zrobisz dla siebie coś dobrego!

Partnerem wpisu jest marka Natural Mojo.


Przeczytaj również:

10 sposobów na znalezienie motywacji do ćwiczeń

Jak polubić siebie – krótki poradnik z życia wzięty




Jak polubić siebie – krótki poradnik z życia wzięty

Jeszcze niedawno bardzo się nie lubiłam. Patrząc w lustro widziałam wystający brzuch, boczki i ziemistą cerę z bardzo intensywnym trądzikiem hormonalnym. Od dawna wiedziałam, że po ciąży nie wszystko wróciło do normy. Ale nie miałam ani siły, ani energii, ani tym bardziej motywacji, żeby cokolwiek zmienić.

Zdarzało mi się, że patrząc w lustro płakałam, bo żadne sposoby nie działały, a twarz była jedną wielką raną. Czesząc się lub biorąc prysznic z podłogi zbierałam całe kłęby moich gęstych, grubych włosów. Byłam 35-letnią babą z kompleksami nastolatki, samopoczuciem babuleńki i niemowlęcą oponą na brzuchu. Chciałam jeszcze chociaż raz w życiu poczuć się piękna, atrakcyjna i młoda (a przecież taka jestem!). Chciałam, żeby moi bliscy czuli się ze mną dobrze.

Zamiast tego miałam bardzo silne wahania nastrojów, a mówiąc mniej delikatnie:

Kurwica mnie strzelała o byle gówno.

Bywały dni, że już od rana wewnętrznie się gotowałam, a wszyscy wokół mnie uciekali po kątach. Raniłam męża, krzyczałam na dziecko, tygodniami nie odzywałam się do znajomych.

Do tego dochodziły bardzo silne migreny, wieczory spędzone samotnie pod kocem, silne środki przeciwbólowe i poczucie straconego czasu. Doszło do momentu krytycznego, w którym sama ze sobą już nie mogłam wytrzymać i zaczęłam nienawidzić potwora, którym się stałam.

Za długo szukałam motywacji na zewnątrz.

A ona oczywiście nie przychodziła. W mediach społecznościowych obserwowałam dziewczyny, które prowadziły zdrowy tryb życia, dbały o siebie, ćwiczyły. Sama na boku zajadałam Maca i mleczną czekoladę. Karmelowa Milka z fistaszkami – to była moja ukochana!

Nawet nie było tak, że nie próbowałam. Dwa lata temu endokrynolog stwierdził u mnie hirsutyzm i na to mnie leczył. Rok później kolejny ginekolog wykrył u mnie PCOS i stwierdził, że to jest przyczyną. A ja miałam wrażenie, że kolejne diagnozy były jak kulą w płot, bo nic się nie zmieniało.

Postanowiłam przypierdzielić z grubej rury i nie przebierać w środkach.

Powiedziałam sobie: teraz albo nigdy. Kto jak nie ja. ZE MNĄ SIĘ NIE NAPIJESZ??? No dobra, tak nie powiedziałam.

Zaczęłam od znalezienia najlepszego ginekologa endokrynologa w moim mieście. Było bardzo wielu lekarzy o doskonałych notowaniach, ale po przejrzeniu forów, grup i znanego lekarza, po przeczytaniu miliona opinii i pogodzeniu się z faktem, że muszę wydać kupę kasy na prywatne leczenie, poszłam do tego mojego wybranego.

Ta kasa nie była taka zła…

…bo wiedziałam, że jak już ją wydam, to nie ma to tamto, muszę w to iść. Muszę wytrwać, muszę się za siebie wziąć.

Lekarz dał mi skierowanie na szczegółowe badania w szpitalu na oddziale endokrynologicznym, badania pierwszej i drugiej fazy cyklu. W życiu nie miałam tak dużo pobieranej krwi. Do tego USG tarczycy i biopsja endometrium, która bolała mnie bardziej niż naturalny poród bez znieczulenia.

Tym bardziej wiedziałam, że to musi być dopiero początek dużych zmian.

Diagnoza brzmiała jak wyrok.

Wyszłam z gabinetu lekko ogłupiała, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć, gdzie szukać, jak to wszystko ugryźć.

Pani Magdo, ma pani początki Hashimoto i jest pani na dobrej drodze do cukrzycy. Daję pani leki, a od dzisiaj już na zawsze dieta o niskim indeksie glikemicznym.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Coś, co kiedyś było dla mnie niewyobrażalne: rezygnacja z ukochanej pizzy, ziemniaczków pod wszelkimi postaciami (fryteczki!!!), z sushi z ryżem. To wszystko stało się teraz faktem.

Początki nie były łatwe.

Potykałam się, robiłam błędy, ulegałam pokusom. Musiałam znaleźć mój system regularnego brania leków i nie zapominania o nich. Upadałam i się podnosiłam. A jednocześnie cieszyłam się z każdych kilkuset gram mniej na wadze i zaczynałam myśleć co dalej. Co mogę jeszcze zrobić, żeby uśmiechnąć się do odbicia w lustrze i wreszcie na nowo się polubić.

Kiedy po półtora miesiąca ze zdziwieniem zauważyłam, że trądzik zniknął i zostały same przebarwienia, postanowiłam skonsultować twarz z lekarką kosmetologii estetycznej. Podjęłam decyzję o stopniowej naprawie wszystkiego, co przeszkadzało mi do tej pory w mojej twarzy i powodowało kompleksy. Laserowo usuwam nadmierne owłosienie i skorygowałam kształt ust pozbywając się uśmiechu z widocznymi dziąsłami, który zawsze był moim kompleksem. Przede mną jeszcze peeling medyczny pomagający pozbyć się przebarwień i bardzo możliwe, że lekkie wygłądzenie zmarszczek poziomych na czole.

Za tydzień o tej porze będę robić u fryzjera mój wymarzony kolor farby, a za jakiś miesiąc dodatkowe dziurki w jednym uchu. Marzy mi się wyjazd z przyjaciółkami na weekend do SPA i wiem, że w końcu to zrealizuję.

I najważniejsze.

Wreszcie ruszyłam dupsko z kanapy. Wykupiłam dostęp do platformy Edyty Litwiniuk Trainingpoint i codziennie wieczorem wskakuję z leginsy i sportowy stanik, rozkładam matę i ćwiczę. Edyta jest super bezpośrednią babką, a same ćwiczenia są kierowane do kobiet takich jak ja, do matek. Co fajne, są dość różnorodne, więc codziennie wybieram inny trening.

To nie jest wiele. 30-40 minut dziennie. Ale daje mi to wewnętrzną siłę i energię. Czuję, że mogę przenosić góry. Właśnie teraz, w szczycie pandemii, w epicentrum lockdownu, ja czuję, że żyję.

Chcę się sobie podobać i to są właśnie te elementy, które pomogą mi czuć się lepiej. Ty też możesz poszukać swoich. Go for it, girl! Zrób to, co czujesz, że będzie dla Ciebie dobre.

Jak polubić siebie?

To zabrzmi głupio i trywialnie, ale motywacja musi przyjść z wewnątrz. Nie musisz podobać się otoczeniu. Najważniejsze, żebyś podobała się sobie. Zacznij od badań, od wizyty u lekarza. Zrób regularne badania kontrolne: cytologię i USG piersi. A potem pomyśl, tak w sobie, w środku, w Czesiu, co sprawi Ci tak egoistycznie największą przyjemność. I zrób to.

To tak niewiele i tak wiele.

Jeszcze trzy miesiące temu wyglądałam tak:

A to ja teraz:

View this post on Instagram

A post shared by Magdalena Rogala (@motheratorka)


jak polubić siebie



Wara od naszych macic.

wara od naszych macic

Wyobraź sobie, że ktoś Cię zmusza do zjedzenia czegoś, czego jeść nie chcesz, bo rzygać Ci się po tym chce. Albo do wjechania na wysoką wieżę, kiedy Ty masz lęk przestrzenny i lęk wysokości, grozi Ci atak paniki, omdlenie lub zawał serca. Albo że ktoś na siłę przyciąga Twoją rękę do olbrzymiej tarantuli, mówiąc: „Masz, pogłaszcz, ona jest bardzo przyjazna.”. A może skoczysz w ogień? No przecież najwyżej się poparzysz. SKACZ!

Kobiety w Polsce MUSZĄ rodzić dzieci.

Za wszelką cenę. Nie masz żadnego? Kiedy pierwsze? Masz już pierwsze? Kiedy drugie? Masz synka? Kiedy córeczka? Masz chore? To może teraz zdrowe?

Temat aborcji omijałam do tej pory szerokim łukiem, trzymając się bezpiecznych i przyjemnych wpisików, ale po raz kolejny w Polsce dzieje się szopka. Za dwa dni Trybunał Konstytucji ma wydać wyrok uniemożliwiający usuwanie ciąży w przypadku śmiertelnych, nieodwracalnych zmian płodu, braku kręgosłupa lub mózgu. Gdy dziecko nie ma szans na przeżycie lub skazane jest na cierpienie, którego nie da się opisać. A orzekać mają sędziowie znani z publicznych wystąpień antyaborcyjnych.

Znów będą decydować za nas, o nas, o naszych ciałach, naszym życiu i naszej przyszłości. Naszym zdrowiu psychicznym, naszych lękach i naszych koszmarach.

Korzystając z pandemii, po cichu, licząc na nasze milczenie.

Po raz kolejny rząd bez debaty chce skazać rodziców na niewyobrażalną mękę.

Być może są kobiety, które takie ciąże chcą donosić do końca. Ze świadomością, że 9 miesięcy będą nosiły pod sercem życie, które zgaśnie tuż po tym, jak przyjdzie na świat. To jest ich świadoma decyzja, żeby tego procesu doświadczyć od początku do końca. Ale dlaczego, do cholery, te, które tego nie chcą, nie mają na to zdrowia ani siły, również mają być do tego zmuszane?

Miałam ten komfort, że przeszłam zdrową ciążę i urodziłam zdrowe dziecko, które jest chciane, kochane i akceptowane. To moje pierwsze i jedyne dziecko. Na drugie nie dałam rady się zdecydować i już raczej się nie zdecyduję. Ale co jeśli takie krytycznie chore dziecko urodzi matka, która ma już trójkę czy czwórkę innych, w domu piszczy bieda, a stary wraca dzień w dzień nachlany jak meserszmit? Czy ona ma te dzieci porzucić, żeby opiekować się tym jednym, żeby poświęcić mu swoje życie, uwagę, cały swój czas? Zostawić te dzieci na pastwę ojca pijaka czy tułania się po rodzinach zastępczych, ośrodkach opiekuńczych czy innych podobnych miejscach?

Nie ma się co łudzić, podziemie antyaborcyjne było, jest i będzie.

Decydując za kobiety, zmuszając je do uległości, do psychicznych traum i działania wbrew sobie, ludzie u sterów tego kraju kierują je prosto w to podziemie. Tylko że te, które będą miały pieniądze, pojadą za granicę i załatwią to w kulturalnych, higienicznych i legalnych warunkach. A te z nizin społecznych będą ryzykować swoje zdrowie i życie. Po cichu zrobią skrobankę u jednego z tych z ogłoszeń AAAA Tanio USG, badania gin.

Jeszcze zanim urodziłam dziecko, zawsze, ale to zawsze byłam zdania, że kobiety powinny same o sobie decydować. Żadne prawo, żadne regulacje nie powinny im narzucać co mogą, a czego nie mogą jeśli chodzi o ich własne ciała. Jeśli ja podejmuję decyzję o aborcji, to konsekwencje będę ponosić tylko i wyłącznie ja. To moje życie i moje sumienie, to moje cierpienie i moja walka. Nikt nie ma prawa mi tego odbierać, ani mi tego narzucać.

A to i tak przecież nie są łatwe decyzje.

Nawet jeśli dowiem się, że dziecko jest śmiertelnie chore, to zawsze gdzieś w podświadomości błądzi ta myśl… A co, jeśli jednak będzie mieć szansę? A co, jeśli lekarz się myli? Przecież technologia jeszcze czasem zawodzi. Wbrew logice i mimo, że nie mówimy o chorobach takich jak zespół Downa, tylko o dużo cięższych wadach płodu, uszkodzeniach. Takich wręcz jak z horroru, których nikt nie chciałby oglądać na własne oczy. Ale umysł matki jest niezbadany. I to ona będzie w swojej głowie i sercu ważyła każde za i przeciw. To ona w swoim sumieniu i swojej moralności będzie rozważała, czy którekolwiek rozwiązanie da jej wewnętrzny spokój. A tak naprawdę żadne nie da. Cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by nie zdecydowała, ta decyzja zaważy na całym jej życiu. To ona będzie z nią żyła.

To ona, nie rząd. Nie władza, nie partia rządząca. Nie kościół. To ona.

Mamy ciężkie czasy. Czasy koronawirusa, czasy pandemii i walki o swoje zdrowie i życie. Czasy olbrzymiego kryzysu gospodarczego, w którym ludzie i firmy walczą o przetrwanie. Wiele jest w tym kraju do naprawienia, wiele tematów do podjęcia przez rząd. Ale oni po raz kolejny próbują nas ograniczyć. Nas – kobiety, Polki, matki.

Dlaczego mimo tylu zmartwień, w dobie niepewnego jutra znów funduje nam się zamachy na naszą niepodległość? Co ma chronić ta ustawa? Płód ludzki, który nie ma szans na przeżycie? A dlaczego nie zdrową, silną kobietę, która jeszcze wiele może w życiu osiągnąć?

Powiedz komuś, zanim będzie za późno.

Wara od naszych macic i naszych wyborów. Od naszej niezależności. Wara od naszych ciał i naszych wyborów.


Przeczytaj też:

Takie przyjaźnie kończe bez żalu. I Ty też powinnaś!

Matka jedynaka – egoistyczna lambadziara!