Słownik macierzyński
Pogrążona w zadumie nad facebookiem mama nagle zbystrzała – co tak cicho – stwierdziła i szybkim krokiem pokonawszy długość pokoju ruszyła korytarzem na inspekcję pozostałych pomieszczeń. Łazienka – nikogo, kuchnia – pusto, sypialnia – wszystko gra, pokój syna… też w zasadzie gra, bo maluch na spokojnie, bez pośpiechu relaksuje się kończąc właśnie pokrywanie sobie głowy kremem do stóp.
Cisza
Kiedy mówimy czy myślimy o ciszy to mamy raczej pozytywne skojarzenia. Słownikowo jest to też stan o pozytywnym zabarwieniu oznaczający m.in. spokój panujący w jakimś miejscu oraz równowagę duchową. Istnieją jednak pewne grupy ludzi, dla których cisza nie ma jednak takiego uroczego wymiaru. Są to dźwiękowcy przed koncertem, studenci na egzaminie ustnym, generałowie Korei Północnej po nieudanej próbie jądrowej i matki. W czasie kiedy urwis ma aktywowany tryb dzienny i jest cicho… wiedz, że coś się dzieje. W słowach: „Co tak cicho? Za długo jest cicho” zawarta jest cała dramaturgia podejrzanych wydarzeń, które na 99% rozgrywają się w którymś z pomieszczeń.
Ładne
Jedną z wielu różnic miedzy człowiekiem a resztą bożych stworzeń jest ludzkie poczucie estetyki. Poza jakimiś ogólnymi odchyleniami będącymi kwestia gustu, każda z pań zgodzi się, że pąk róży jest ładny, a rozjechane na jezdni ścierwo kota już nie. I tak to działa. Jednak w słowniku matki piękno nabiera jeszcze jednego, nowego odcienia – brunatnego. Przecież żadnej nie-matce nie przyszłoby do głowy powiedzieć z uśmiechem: oooo, dzisiaj już ładna kupka.
Przepraszam
Matka ma to do siebie, że w przeciwieństwie do reszty ludzkości potrafi być jednocześnie najczulszym aniołem stróżem i najczarniejszą bestią z piekielnych czeluści. I to niemal jednocześnie! Na przystanku „puci puci, ale sobie mój Okruszek bródkę usmarował biszkopcikiem hi hi”. I najdelikatniejszym ruchem strąca paproszki z różowego liczka pociechy. Ale kiedy trzeba zająć przynależne wózkom miejsce w autobusie, matka wyrzuca z siebie „przepraszam” niczym granat w zebrany tłumek. Niby zwrot grzecznościowy, a jednak ma posmak groźby niosącej dla opieszałych obietnicę trwałego kalectwa.
Nie
Na koniec warto podkreślić jeszcze jedno słowo. Słowo-pomnik, słowo-klucz, crème de la crème matczynego słownika, koh-i-noor wszystkich zwrotów – NIE. Nie ruszaj, nie wchodź, nie wkładaj, nie wylewaj… Lista dąży ku nieskończoności. Nie ma ważniejszego zwrotu w słowniku matki. Ba! Mało tego. Bez „nie” matka nie byłaby matką. Jak dziecko miałoby przetrwać dzieciństwo, jeśli matkę pozbawiono by „nie”? Połamałoby się, utopiło, poraziło prądem gdyby tylko mu pozwalać na każdy pomysł jaki wpada do głowy. Wygląda na to, że bez „nie” ludzkość by nie przetrwała.