1

Ekskluzywny house tour: dom matki, żony, pani domu

Dom matki, żony, pani domu

Chodźcie, zapraszam was dzisiaj do mojego domu. Daję wam klucze i serdecznie was namawiam na wycieczkę po kolejnych pomieszczeniach. Jestem pewna, że jeszcze żadna inna matka, żadna inna żona i żadna inna pani domu nie pokazała wam tak intymnych szczegółów ze swojego gniazda domowego.

Usiadłam wczoraj wieczorem w fotelu, zmęczona po całym dniu i całym tygodniu pracy na etacie w trybie home office, ogarniania posiłków sobie, mężowi i dziecku, i ogólnie ogarniania życia. I stwierdziłam, że koniecznie musicie to zobaczyć. Tak wygląda dom matki, żony, pani domu.

Zacznijmy od kuchni.

Chciałam zwrócić wam uwagę na moją wybitną baterię i przepiękny zlewozmywak…

…pełen brudnych garów.

Podczas gdy obok dumnie błyszczy…

…zmywarka pełna czystych garów, od doby czekająca na rozładowanie.

Pójdźmy dalej.

Obok stoi ekspres do kawy.

Ile razy zdarzyło wam się zostawić mleko na wierzchu i w panice po południu chować je do lodówki w nadziei, że jeszcze się nada? No. To witam w klubie.

Stan płyty indukcyjnej ewidentnie świadczy o tym, że nie głodzę mojej rodziny. Ale czasu na przetarcie też nie miałam.

I póki co równie dobrze mogłoby to być mieszkanie singielki. Ale nie dajcie się zwieść.

Bo oto przed nami pięknie przozdobiony salon i jadalnia.

Z przypadkowymi zabawkami pozostawionymi tu i tam…

…i stołem, który czasem jest pięknym, czystym stołem rodem z Instagrama…

A czasem nie.

I oczywiście, że zdarza nam się na nim zostawić resztki śniadania, które na sprzątnięcie czekają aż do pory obiadowej.

Ale jest jeszcze przecież mały stolik w części telewizyjnej. Równie uroczy.

Już za momencik przeskoczymy na górę, ale jeszcze pralnia. Nie możemy jej tak zostawić, bo włożyłam wiele serca w jej wygląd i atmosferę przytulności.

Zrobiłam pranie…

…które czeka na złożenie od ładnych kilku dni.

(Czy kiedy je prałam, trzy razy zapomniałam o tym, że skończyło się prać i gnije, więc musiałam je nastawić ponownie? Być może.)

Ale nie czeka samotnie, o nie.

Bo razem z nim czekają zdjęte naprędce poprzednio uprane rzeczy, które musiały zrobić tamtym miejsce na suszarce. Może któregoś dnia awansują do statusu zaniesionych na górę…

…ale nie prędko.

Bo góra, jak możecie się domyślać, również jest ciekawa.

Wejdźmy do łazienki. Oazy spokoju, domowego spa, świątyni samotności.

Ale nigdy nie jestem w niej samotna.

Bo towarzyszą mi Batman i Olaf.

Już się pewnie nie możecie doczekać sypialni? Wskakujcie, drzwi stoją przed wami otworem.

Moja toaletka… (zupełnie przypadkiem wygląda jak parapet)

…i moja szafa.

Tak, dobrze widzicie. Od ponad roku mieszkamy bez szafy, bo zwyczajnie nas na nią nie stać i czekamy na dobry moment.

Już prawie kończymy ten house tour. Został nam pokój dziecięcy. Tam w zasadzie komentarz niepotrzebny.

I to by było na tyle.

Bardzo wam dziękuję za wizytę i było mi przemiło gościć was w moich skromnych progach.

A jeśli myślicie, że wszystkie te piękne wnętrza jak z katalogów pokazywane na Instagramie są zawsze takie piękne i czyste, to mam nadzieję, że udowodniłam wam, że wcale tak nie jest.

Każda z nas: matek, żon, pań domu ma prawo do tego, aby jej dom wyglądał na tyle, na ile ona ma czas i siłę się nim zająć. A nie zawsze ma. I nie zawsze jej się chce. Czasami po prostu pada zmęczona po całym dniu lub całym tygodniu i jedyne, co może, to wyciągnąć nogi, odpalić Netflixa i zasnąć po pierwszych pięciu minutach filmu.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do mnie wpadniecie. Macie już klucze, więc mój dom zawsze stoi przed wami otworem.


Z kategorii dom: Pomysły na pokój przedszkolaka, Metamorfoza pokoju przedszkolaka




Wara od naszych macic.

wara od naszych macic

Wyobraź sobie, że ktoś Cię zmusza do zjedzenia czegoś, czego jeść nie chcesz, bo rzygać Ci się po tym chce. Albo do wjechania na wysoką wieżę, kiedy Ty masz lęk przestrzenny i lęk wysokości, grozi Ci atak paniki, omdlenie lub zawał serca. Albo że ktoś na siłę przyciąga Twoją rękę do olbrzymiej tarantuli, mówiąc: „Masz, pogłaszcz, ona jest bardzo przyjazna.”. A może skoczysz w ogień? No przecież najwyżej się poparzysz. SKACZ!

Kobiety w Polsce MUSZĄ rodzić dzieci.

Za wszelką cenę. Nie masz żadnego? Kiedy pierwsze? Masz już pierwsze? Kiedy drugie? Masz synka? Kiedy córeczka? Masz chore? To może teraz zdrowe?

Temat aborcji omijałam do tej pory szerokim łukiem, trzymając się bezpiecznych i przyjemnych wpisików, ale po raz kolejny w Polsce dzieje się szopka. Za dwa dni Trybunał Konstytucji ma wydać wyrok uniemożliwiający usuwanie ciąży w przypadku śmiertelnych, nieodwracalnych zmian płodu, braku kręgosłupa lub mózgu. Gdy dziecko nie ma szans na przeżycie lub skazane jest na cierpienie, którego nie da się opisać. A orzekać mają sędziowie znani z publicznych wystąpień antyaborcyjnych.

Znów będą decydować za nas, o nas, o naszych ciałach, naszym życiu i naszej przyszłości. Naszym zdrowiu psychicznym, naszych lękach i naszych koszmarach.

Korzystając z pandemii, po cichu, licząc na nasze milczenie.

Po raz kolejny rząd bez debaty chce skazać rodziców na niewyobrażalną mękę.

Być może są kobiety, które takie ciąże chcą donosić do końca. Ze świadomością, że 9 miesięcy będą nosiły pod sercem życie, które zgaśnie tuż po tym, jak przyjdzie na świat. To jest ich świadoma decyzja, żeby tego procesu doświadczyć od początku do końca. Ale dlaczego, do cholery, te, które tego nie chcą, nie mają na to zdrowia ani siły, również mają być do tego zmuszane?

Miałam ten komfort, że przeszłam zdrową ciążę i urodziłam zdrowe dziecko, które jest chciane, kochane i akceptowane. To moje pierwsze i jedyne dziecko. Na drugie nie dałam rady się zdecydować i już raczej się nie zdecyduję. Ale co jeśli takie krytycznie chore dziecko urodzi matka, która ma już trójkę czy czwórkę innych, w domu piszczy bieda, a stary wraca dzień w dzień nachlany jak meserszmit? Czy ona ma te dzieci porzucić, żeby opiekować się tym jednym, żeby poświęcić mu swoje życie, uwagę, cały swój czas? Zostawić te dzieci na pastwę ojca pijaka czy tułania się po rodzinach zastępczych, ośrodkach opiekuńczych czy innych podobnych miejscach?

Nie ma się co łudzić, podziemie antyaborcyjne było, jest i będzie.

Decydując za kobiety, zmuszając je do uległości, do psychicznych traum i działania wbrew sobie, ludzie u sterów tego kraju kierują je prosto w to podziemie. Tylko że te, które będą miały pieniądze, pojadą za granicę i załatwią to w kulturalnych, higienicznych i legalnych warunkach. A te z nizin społecznych będą ryzykować swoje zdrowie i życie. Po cichu zrobią skrobankę u jednego z tych z ogłoszeń AAAA Tanio USG, badania gin.

Jeszcze zanim urodziłam dziecko, zawsze, ale to zawsze byłam zdania, że kobiety powinny same o sobie decydować. Żadne prawo, żadne regulacje nie powinny im narzucać co mogą, a czego nie mogą jeśli chodzi o ich własne ciała. Jeśli ja podejmuję decyzję o aborcji, to konsekwencje będę ponosić tylko i wyłącznie ja. To moje życie i moje sumienie, to moje cierpienie i moja walka. Nikt nie ma prawa mi tego odbierać, ani mi tego narzucać.

A to i tak przecież nie są łatwe decyzje.

Nawet jeśli dowiem się, że dziecko jest śmiertelnie chore, to zawsze gdzieś w podświadomości błądzi ta myśl… A co, jeśli jednak będzie mieć szansę? A co, jeśli lekarz się myli? Przecież technologia jeszcze czasem zawodzi. Wbrew logice i mimo, że nie mówimy o chorobach takich jak zespół Downa, tylko o dużo cięższych wadach płodu, uszkodzeniach. Takich wręcz jak z horroru, których nikt nie chciałby oglądać na własne oczy. Ale umysł matki jest niezbadany. I to ona będzie w swojej głowie i sercu ważyła każde za i przeciw. To ona w swoim sumieniu i swojej moralności będzie rozważała, czy którekolwiek rozwiązanie da jej wewnętrzny spokój. A tak naprawdę żadne nie da. Cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by nie zdecydowała, ta decyzja zaważy na całym jej życiu. To ona będzie z nią żyła.

To ona, nie rząd. Nie władza, nie partia rządząca. Nie kościół. To ona.

Mamy ciężkie czasy. Czasy koronawirusa, czasy pandemii i walki o swoje zdrowie i życie. Czasy olbrzymiego kryzysu gospodarczego, w którym ludzie i firmy walczą o przetrwanie. Wiele jest w tym kraju do naprawienia, wiele tematów do podjęcia przez rząd. Ale oni po raz kolejny próbują nas ograniczyć. Nas – kobiety, Polki, matki.

Dlaczego mimo tylu zmartwień, w dobie niepewnego jutra znów funduje nam się zamachy na naszą niepodległość? Co ma chronić ta ustawa? Płód ludzki, który nie ma szans na przeżycie? A dlaczego nie zdrową, silną kobietę, która jeszcze wiele może w życiu osiągnąć?

Powiedz komuś, zanim będzie za późno.

Wara od naszych macic i naszych wyborów. Od naszej niezależności. Wara od naszych ciał i naszych wyborów.


Przeczytaj też:

Takie przyjaźnie kończe bez żalu. I Ty też powinnaś!

Matka jedynaka – egoistyczna lambadziara!





Jak być dobrą maDką

jak być dobrą madką

Odkąd zaszłaś w ciążę dążysz do tego, by być matką idealną? Zastanawiasz się co zrobić, aby w Panteonie znaleźć się wśród zasłużonych? By wynieśli Cię na piedestał, a ofiara Twojego macierzyństwa została doceniona i umieszczona wśród żywotów świętych?

Wystarczy podmienić w tym zapytaniu jedną literę i sprawdzić…

…jak być dobrą maDką.*

Pchasz się do przodu w kolejce, bo przecież masz dziecko i Ci się należy.

Wymuszasz ustąpienie miejsca siedzącego, bo przecież MASZ DZIECKO I CI SIĘ NALEŻY.

Powiedzmy to sobie wprost: nie szczepisz. Twój bombelek wypracuje sobie sam odporność i stawi czoła całemu złu tego świata. A szczepienia powodują autyzm.

Skoro jesteśmy przy chorobach: najpierw konsultujesz je na madkowych grupach. Wiadomo, nie ma co ufać lekarzom.

Karmisz tylko piersią i szczujesz inne matki za karmienie butelką. Butelka to zło!

Pijesz zimną kawę i jesteś z tego dumna. Bombelek nie pozwala wypić ciepłej!

Temat kupy i rzygów to w zasadzie obyczajóweczka przy kawce i na publicznych forach i grupach.

Zdjęcia chorego bombelka, zarzyganego i obsranego bombelka, problemów skórnych bombelka – każde konsultujesz na madkowej grupie.

Jesteś madką na full etat. Do żłobka oddają przecież tylko te wyrodne karierowiczki.

Urodziłaś naturalnie, choćby bombelek ważył 6 kg. Cesarka to wydobyciny!

Żadna kobieta nie będzie godna twojego synka, gdy dorośnie. ŻADNA. Rozumiemy się?

Twój bombelek swoje potrzeby fizjologiczne może załatwić wszędzie, w każdym miejscu publicznym. W końcu to bombelek, c’nie?

Owszem, kupisz coś używanego dla bombelka, ale nie za miliony monet, a najlepiej to za darmo, bo masz horom curke. No, ewentualnie zapłacisz uśmiechem bombelka.

Owszem, kupisz coś przez internet, ale sprzedający ma ci to przywieźć, bo przecież MASZ BOMBELKA!

Inni mają ciężko? To ty masz ciężko!!!

Praca? Twoją pracą jest wychowanie dziecka! Piniendze spływają z pińcet plus i z alimentów!

Zresztą jakie pieniądze? Jakie bogactwo? Twój bombelek to Twoje największe bogactwo i największe osiągnięcie!!!!111oneone

No, to skoro priorytety mamy już ustalone, bierzemy się do roboty.

*Na czas czytania tego wpisu należy wyjąć kij z zadniej części swojego ciała, wskazany jest dystans i poczucie humoru. Osoby niespełniające tych trzech warunków uprzejmie uprasza się o opuszczenie niniejszej strony.




Ustąp ciężarnej, do cholery!

ustąp ciężarnejCiąża to nie choroba. Chciała, to ma. Gdzie się pcha?! Niech stoi i czeka, jak inni! Kiedyś rodziła w polu, a następnego dnia szła zbierać ziemniaki!

Żyjemy w XXI wieku. Mamy akcje takie jak „Odmienny stan, odmienne traktowanie” Anny Majewskiej czy #jestemwciąży Nicole Sochacki-Wójcickiej. Mamy naklejki w Rossmannie i placówkach zdrowia mówiące o tym, że ciężarne obsługiwane są w pierwszej kolejności. Mamy kasy pierwszeństwa dla ciężarnych, miejsca parkingowe dla ciężarnych. A mimo to nadal, nieustająco napotykamy na obojętność, a nawet wrogość wobec kobiet w ciąży.

Dlaczego poruszam ten temat?

Po mojej przygodzie przy kasie w Lidlu i poście, który spontanicznie opublikowałam na moim fanpage’u, ruszyła lawina komentarzy.

Dziewczyny, mamy i ciężarne, piszą w nich o zachowaniach ludzi w stosunku do ciężarnych. Najgorzej reagują starsi ludzie. Ci sami starsi ludzie, którzy nie mają oporów, żeby poprosić nas o ustąpienie miejsca w komunikacji miejskiej czy o powiedzenie, o której przyjedzie tramwaj, bo nie mogą dojrzeć na rozkładzie. Luz, nie mam z tym problemu i zawsze, jak tylko mogę, pomagam. Ale przykro mi, kiedy czytam, że ciężarne w mało wybredny sposób odsyłane są przez nich po wolne miejsce w autobusie czy w kolejce do młodszych. Że mają pretensje o to, z jakiej racji mają kogokolwiek przepuszczać. Wyzywają od młodych kurew z życzeniem, oby się kaleka urodziła (sic!).

Inni, młodsi, w obecności ciężarnej nagle tracą wzrok, wpatrują się uparcie w telefon lub książkę. Czasami wręcz biegną, żeby stanąć przed nią w kolejce! Zahaczając o brzuch nawet nie przeproszą i mają świetne wymówki, żeby nie ustąpić pierwszeństwa: spieszy im się, są zmęczeni, im się należy bardziej. Osobiście również doświadczyłam podobnych sytuacji, na przykład w kolejce do pobrania krwi, gdzie mimo wyraźnej naklejki mówiącej o tym, że ciężarne mają pierwszeństwo, grupa emerytów oburzyła się, gdzie ja się pcham.

Przykłady można by mnożyć i mnożyć.

I jest to tym bardziej przykre, że robi się ich coraz więcej. Od zeszłego roku mamy w Polsce ustawę, zgodnie z którą ciężarnej należy się bezwzględne pierwszeństwo w placówkach zdrowia. Nie sądzę jednak, żeby wszędzie była ona przestrzegana, zwłaszcza przez pacjentów. Pozytywne reakcje można policzyć na palcach jednej ręki, i to najczęściej w tych samych miejscach, takich jak wspomniany Rossmann, czy placówki LuxMedu.

Oczywiście, można by uważać, że kobieta w ciąży niczym się nie różni od przeciętnego człowieka.

A jednak wiedza medyczna świadczy na niekorzyść tej teorii. Po pierwsze układ krwionośny ciężarnej jest dużo bardziej obciążony niż przeciętnego człowieka. Z tego powodu pojawiają się u niej obrzęki i jest podatna na tracenie przytomności. Podczas długotrwałego stania jej serce jest bardzo obciążone. Jej odporność spada do poziomu odporności małego dziecka. Co gorsza, wraz z dodatkowymi kilogramami i rosnącym brzuchem, środek ciężkości ciała ciężarnej przesuwa się, więc dużo trudniej jest jej utrzymać równowagę. (źródło: wywiad z @mamaginekolog). Długie stanie może być u niej również przyczyną wolniejszego wzrostu płodu, zwiększać ryzyko powikłań ciąży, takich jak stan przedrzucawkowy, przedwczesny poród i urodzenie zbyt małego dziecka. (źródło: mamotoja).

Zresztą wystarczy trochę wyobraźni.

Czy widząc kobietę w ciąży wiemy, czy ciąża ta przebiega bezproblemowo? Czy nie ma powikłań, cukrzycy ciążowej, anemii i innych problemów, których na pierwszy rzut oka nie widać? Nie potrzebujemy mieć w oczach rentgena, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że w środku tej kobiety jest mały, bezbronny człowiek, którego swoją bezmyślnością możemy narazić na fatalne skutki.

Uderza mnie też mocno diametralna różnica pomiędzy traktowaniem w komunikacji miejskiej kobiet z dziećmi i kobiet w ciąży. Podczas gdy rzadko kiedy widzę, jak ludzie sami z siebie ustępują tym drugim, te pierwsze nie mają żadnego problemu, żeby zdobyć miejsce siedzące. A tak naprawdę w jednym i drugim przypadku z grę wchodzą dwie osoby, dwa odrębne byty: małe, bezbronne dziecko i odpowiedzialna za nie matka.

Mam nadzieję, że ten wpis dotrze do jak największej ilości ludzi, zwłaszcza takich, którzy na swoim sumieniu mają te najmniej przyjemne zachowania w stosunku do ciężarnych i teksty typu „ciąża to nie choroba” czy „jej się nie należy”. Do takich ludzi apeluję o rozsądek i wyobraźnię.

Wszystkich innych nawołuję do zachowań takich, jak moje: do zachęcania ciężarnych, aby głośno upominały się o swoje prawa. Bo sama na swoim przykładzie wiem, że im samym często jest albo głupio, albo nie mają już po prostu siły użerać się z kolejnymi idiotycznymi komentarzami ignorantów.

A wy, ciężarne, walczcie o swoje! Należy wam się jak psu buda!


Zapraszam do grupy Matki, mamy, mamusie – motherujemy życie, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




Moje kosmetyczne odkrycia 2017 roku

najlepsze kosmetyki 2017

Rok 2017 nie był łaskawy dla mojej cery. Mimo że skończyłam 32 lata, nigdy wcześniej, nawet jako nastolatka w czasie dojrzewania, nie miałam takich problemów i nie szukałam tak intensywnie dobrej jakości kosmetyków.

Po części to, a po części potrzeba zmian (od lat używałam niezmiennie tych samych produktów) sprawiła, że odkryłam kilka bardzo przyjemnych kosmetyków, które chciałabym wam dziś pokazać i polecić.

Tusz do rzęs Lovely Pump Up

tusz do rzęs lovely pump up

Wiem, że wiele z was na pewno go już zna, ale dla mnie jest to odkrycie tego roku. Wcześniej całymi latami wierna byłam Max Factor 2000 Calorie, ale coś się w nim w moim odczuciu popsuło i zaczęłam szukać alternatywy. Do tuszu Lovely podchodziłam jak do jeża. No bo jak to – taki tani i taki niby dobry? Kłóciło mi się to, ale któregoś dnia zaryzykowałam. Okazało się, że tusz ma świetną, sztywną szczoteczkę, która doskonale rozczesuje rzęsy (nie lubię silikonowych i elastycznych szczoteczek). Nie kruszy się, jest wydajny, naprawdę świetny jakościowo. W niczym nie ustępuje dużo droższym konkurentom. Polecam spróbować go chociaż raz! Ja się absolutnie zakochałam.

Korektor do brwi Eveline Art Scenic Brown

korektor do brwi eveline art scenicTrend ogarniętych brwi uważam za fantastyczny, bo zupełnie zmienia to i doskonale uzupełnia codzienny makijaż. Jednak jako wiecznie spiesząca się matka nie miałam nigdy czasu na malowanie brwi cieniami. Korektor Eveline po pierwsze je rozczesuje i układa, a po drugie nadaje im kolor i kształt. Rano zajmuje mi to dosłownie dwie minuty więcej podczas codziennego malowania się. Wybrałam kolor brązowy, bo czarny wydawał mi się jednak zbyt intensywny. Warto spróbować, bo cena jest naprawdę atrakcyjna.

Krem ultranawilżający Resibo

krem ultranawilżający resiboDłuuugo szukałam idealnego kremu nawilżającego do twarzy. Nie tylko wydajnego, ale i z gęstą, zwartą, nie lejącą się konsystencją, dobrze wchłaniającego się i naprawdę działającego, a przy okazji delikatnego i z naturalnym składem. Krem Resibo spełnia wszystkie te warunki. Nie należy do najtańszych, bo jego cena waha się pomiędzy 60 a 80 zł, ale jest naprawdę wydajny (jedna pompka starcza na całą twarz) i wystarcza na około dwa do trzech miesięcy. Forma opakowania zapewnia wykorzystanie kosmetyku do ostatniej kropli, bo nie ma prawa dostać się do niego powietrze. Używam go codziennie rano pod makijaż i czasami na noc. Po jednym opakowaniu widzę, że moja twarz jest wyraźnie lepiej nawilżona. Zamierzam być mu długo wierna.

Krem La Roche-Posay Effaclar Duo [+]

krem effaclar duo plusZdaję sobie sprawę, że na temat tego kremu krążą różne opinie, ale mimo wszystko postanowiłam przetestować go na własnej skórze. Jego zadaniem jest wyrównywać koloryt cery i zwalczać niedoskonałości, z czym radzi sobie bardzo dobrze. Ma tez działanie matujące i nawilżające. Okazało się, ze jest dla mnie idealny zarówno rano pod makijaż, jak i wieczorem, na oczyszczoną cerę. I to właśnie przez noc działa najlepiej, ponieważ wycisza wszelkie trądzikowe zmiany i podrażnienia, uspokaja i wygładza skórę. Jego cena waha się pomiędzy 40 a 70 zł, warto więc szukać promocji.

Peeling enzymatyczny Sylveco

peeling enzymatyczny sylveco

Odkrycie tego peelingu to efekt moich kolejnych poszukiwań w stronę kosmetyków naturalnych. Jest bardzo delikatny dla twarzy, a przy stosowaniu raz do dwóch razy w tygodniu bardzo wydajny. Ma konsystencję masła i podczas mycia nim twarzy wydaje się, że nic się nie dzieje, a mimo to buzia robi się wygładzona i miękka. Mimo dość nieprzyjemnego dla mnie zapachu (coś jakby zioła z miodem i cytrusami) uwielbiam go używać i bardzo wspomaga moją walkę z gładką cerą. Uwaga: aby faktycznie odczuć jego działanie, twarz należy myć od trzech do pięciu minut, zgodnie z zaleceniem producenta.

Azjatyckie maseczki w płachtach

Te maseczki to mój wielki hicior 2017 roku. Szukałam czegoś, co pomoże mi zapewnić spore nawilżenie cery, dając trochę lepszy efekt niż kremy. Koreańskie i japońskie maseczki w płachtach nie tylko dają mi mega-giga-bombę nawilżeniową, ale są też cudowne w stosowaniu. Nie trzeba nic smarować, nic zmywać (a często miałam z tym trudność w przypadku maseczek smarowanych) – wystarczy położyć na twarz płachtę na 15-20 minut, a następnie ją zdjąć, wklepując resztki produktu w twarz. Najlepiej robić to wieczorem, bo wtedy działanie przeciąga się na noc i rano budzimy się z buźką niemowlaka. Te maseczki ratowały mnie też po zmyciu ciężkich wieczorowych makijaży. Wystarczyło 15 minut powstrzymać się przed zaśnięciem po męczącej imprezie, a moja cera rano była mi za to wdzięczna.

Polecam zamówić sobie paczkę kilku maseczek i popróbować. Wszystkie poniższe są bardzo fajne, testowałam na sobie i polecam.

Skin79:

Monkey animal Mask mocno nawilżająca

All That Aloe nawilżająco – łagodząca

Holika Holika:

Baby Pet Magic Mask

Aloe 99% Soothing Gel

Juicy Mask sheet Aloe

Pure Essence Avocado

Pure Essence Acaiberry

Skin Rescuer Hyaluronic Acid

Skin Rescuer Vita C

Japońskie szampony i odżywki

japońskie szampony i odżywki

Szampon i odżywka Shikioriori Tsubaki

Szampon i odżywka Beaua 10 essences

Mam bardzo gęste i grube włosy, które, ze względu na to, że mieszkam w pełnym spalin mieście i pracuję w klimatyzowanym pomieszczeniu, ciągle potrzebują nawilżenia i wygładzenia. Zanim kupiłam te produkty, długo przyglądałam im się z daleka, bo odstraszała mnie cena (wahająca się od 50 do 70 zł za sztukę). Któregoś razu skorzystałam z promocji i okazało się, że dzięki tak dużej pojemności (odpowiednio 600 i 700 ml) i pompce dozującej odpowiednią ilość produktu wcale nie wychodzi to drogo. Jednorazowo wydatek jest większy, ale w tym czasie, kiedy zużywam dużą butlę jednego z tych szamponów i odżywek, zużyłabym dwie lub trzy butelki mniejszych kosmetyków. Żaden z tych produktów nie obciąża włosów, ale też włosy nie puszą się po nich nadmiernie. Na dodatek wspaniale pachną i faktycznie sa bardzo dobrze nawilżone.

Mam nadzieję, że udało mi się polecić wam naprawdę dobre kosmetyki. A jeżeli macie jakies swoje kosmetyczne hity, koniecznie mi je polećcie. Jestem otwarta na wszelkie nowości! 🙂




10 rzeczy, których na pewno NIE zrobię w te Święta

czego nie zrobię w świętaŚwięta Bożego Narodzenia są pięknym czasem. Spokojnym, magicznym i refleksyjnym. W moim wspomnieniach z rodzinnego domu również takie były i zawsze uczono mnie, że to bardzo specjalne chwile. Pamiętam, że jako dziecko bardzo na nie czekałam i nigdy nie byłam nimi rozczarowana.

Ten wpis miał w pierwotnej wersji nosić tytuł „Czy moje dziecko wybaczy mi, że nie miało magicznych świąt?”. Brzmiał tak dlatego, że, stety lub niestety, nie robię masy rzeczy, które obserwuję obecnie głównie wśród rodziców dzieci aktywnych w mediach społecznościowych. Wystarczy wspomnieć, że dopiero minęła połowa listopada, a my już pędzimy za wszystkim, co dotyczy tych trzech dni w roku. W sklepach już są tłumy, reklamy już atakują nas idealnymi prezentami, instagram atakuje nas perfekcyjnymi przygotowaniami. Mam wrażenie, że od kilku lat Boże Narodzenie zamieniło się w wyścig, w którym startujemy, chcąc, nie chcąc, wszyscy, o północy z 1 na 2 listopada.

A może by tak wyluzować?

Może tak po prostu, ze zdrowym podejściem, nie zrobić kilku rzeczy w imię świętego spokoju i nie spinania się przez prawie dwa miesiące tylko dla tych trzech dni? Oto moja lista rzeczy, których na pewno nie zrobię w tym roku i pewnie przez kilka najbliższych lat też nie.

1. Nie opakuję prezentów we własnej roboty opakowania

Nie jestem uzdolniona manualnie – to raz. Nie mam czasu, bo pracuję na etacie – to dwa. Nie będzie ani zgrabnych wycinanek, ani własnoręcznie zrobionych bilecików, ani innych tego typu czasochłonnych ozdób, bo po prostu nie czuje się do nich powołana. Dla tych trzech sekund rozpakowywania wystarczy mi kupny papier i wstążeczka. A wszyscy i tak będą się cieszyć z prezentów.

2. Nie upiekę pierniczków

Robienie pierniczków jest moją zmorą. Zrobiłam je raz w życiu, poświęcając na to trzy wieczory. Jedynym plusem tej roboty były solidne bicepsy, które uformowały się dzięki wyrabianiu ciasta. Będę musiała przeżyć bez pierniczków.

3. Nie przygotuję własnoręcznie kalendarza adwentowego

Ta sama historia co z opakowaniami. Naprawdę nie wiem, czy jestem aż tak do bólu pragmatyczną osobą, czy aż tak bardzo przywiązaną do własnych wspomnień z dzieciństwa, ale mnie jako dziecko zawsze cieszyły czekoladki wyjmowane z klasycznego kupnego kalendarza. I znowu – brak czasu przemawia za tym, żeby nie podążyć za modą tworzenia własnych kalendarzy. Są piękne i pięknie prezentują się na zdjęciach, ale nie dla mnie takie atrakcje.

4. Nie zamówię rodzinnej sesji zdjęciowej

To pewnie piękna pamiątka i nie wykluczam, że kiedyś się na nią skuszę, ale na pewno nie w tym roku. Z jednej strony to dla mnie kwestia wydatków, które i tak w okolicach świąt są napompowane do granic możliwości, z drugiej – znowu czas! Szczerze mówiąc im dalej piszę ten wpis, tym bardziej przekonuję się, jak strasznie mało go mam…

5. Nie kupię mojemu dziecku świątecznych ubrań

Tak, znowu jestem pragmatyczna. Ciuchy, które można nosić przez tydzień w ciągu roku? Serio? Jedyne szaleństwo, na które sobie pozwoliłam, to piżama z czerwononosym reniferem. Na wigilię będzie pewnie koszula z kołnierzykiem i dżinsy, które po godzinie zamienią się w zwykłą bluzkę i dresik. Tak, moje dziecko również jest pragmatyczne.

6. Nie podpowiem dyskretnie mężowi, co bym chciała pod choinkę

My po prostu kupimy sobie wspólny prezent, coś do domu, z czego oboje będziemy korzystać. To już od kilku lat nasza tradycja, która bardzo dobrze się sprawdza i nie widzę powodu, żeby ją zmieniać. Ba, ja ją wręcz polecam!

7. Nie będę się przejmować, że przytyję

To ostatnia rzecz, którą zamierzam się przejmować, zwłaszcza, że w tym roku (tak, jeszcze w tym, a nie od 1 stycznia) planuję poważnie się za siebie wziąć. Mam do zrzucenia kilka kilogramów, ale umówmy się. Święta nie są najlepszym czasem, żeby przejmować się dietą.

8. Nie ubiorę choinki tak, żeby była fotogeniczna

Mam pudło różnokolorowych ozdób choinkowych, których używam co roku. Czasem dokupuję kilka elementów, ale nie planuję choinki pod kątem fotogeniczności, instagrama i jednego, wiodącego koloru. Moja choinka jest przeważnie lekko krzywym chaosem. I za to ją kocham.

9. Nie przyozdobię całego mieszkania świątecznymi dekoracjami

Szczerze podziwiam osoby, które co roku kupują nowe dekoracje do mieszkania, albo, o zgrozo, wykonują je same. Nawet, kiedy nie miałam dziecka, nie czułam w sobie powołania do okazjonalnych ozdób, które najpierw zbierają kurz, a potem, jeśli nie znajdzie się czasu na ich sprzątnięcie (a przeważnie się nie znajdzie), to ozdabiają dom aż do Wielkanocy. Dziecko natomiast jest dodatkowym usprawiedliwieniem, żeby nie zagracać dodatkowo mieszkania. Ono samo wie jak i czym najlepiej zagracać.

10. Nie spędzę sylwestra na modnej imprezie

To wyjątkowo nie świąteczny, ale mój ulubiony punkt. Nigdy szczególnie nie lubiłam przymusu fantastycznej zabawy na cudownej sylwestrowej imprezie. Cały świat się bawi, baw się i Ty! Musisz koniecznie pokazać wszystkim, że doskonale się bawisz! Brrr. Aż mnie wzdryga. Kiedy na świat przyszło moje dziecko i sytuacja zmusiła nas do kanapowego sylwestra i odrzucenia wszystkich zaproszeń odkryłam, że to jest najlepsza i najdoskonalsza forma spędzania tej nocy. Dres i kapcie. Nic więcej mi nie trzeba.

A co w tym roku zrobię na pewno?

Jak pewnie większość z was jak co roku obejrzę „Love Actually”, pojedziemy obejrzeć z roku na rok coraz piękniejsze świąteczne światełka na ulicach Warszawy, zrobimy sobie we trójkę wyprawę po choinkę i razem ją ubierzemy przy dźwiękach kolęd. Kupię masę mandarynek i pomarańczy, i będziemy się nimi zajadać. Spędzimy rodzinnie wigilię, a potem pierwszy i drugi dzień Świąt. Tylko tyle i aż tyle. Bez pędu, bez stresu i bez wyścigu. Czego i wam z całego serca życzę.