1

7 niesamowitych zalet wakacji z dwulatkiem

FotorCreated

Kiedy nie miałam jeszcze dziecka, wydawało mi się, że wystarczy moje odpowiednie podejście, otwartość na nowe doświadczenia i trochę odwagi, a każdy wyjazd z maluchem będzie jak bułka z masłem. Jak zwykle w takich przypadkach, rzeczywistość zweryfikowała moje poglądy. Mając ponad dwuletnie dziecko nie odważyliśmy się jeszcze udać za granicę (aczkolwiek plany już są), za to zaliczyliśmy już trzy wyjazdy nad polskie morze.

Pierwsze dwa, z pięciomiesięcznym niemowlakiem i ponad rocznym brzdącem, polegały głównie na zabraniu ze sobą masy tobołów, a potem przetrwaniu jakoś z dnia na dzień pobytu przy niezbyt sprzyjających warunkach pogodowych z łapaniem w międzyczasie krótkich chwil oddechu. Trzeci wyjazd natomiast, poza zwyczajowym charakterem cygańskiego taboru, czy też, jak kto woli, objuczenia niczym u pustynnych dromaderów, był zgoła różny od poprzednich dwóch. Czym się różnił? Miał znacznie więcej zalet! Jeśli więc wahacie się czy wybrać się na wakacje z dwulatkiem, poznajcie dziś moje zdanie na ten temat.

Wszystko jest nowe

Nawet jeżeli, tak jak my, byliście już wcześniej z dzieckiem na podobnych wakacjach, nie będzie już ono nic z nich pamiętać. Co za tym idzie – przy każdym kolejnym doświadczeniu będzie wam towarzyszyć ta sama podnieta i niczym niezmącona cudowna dziecięca radość. Morze? Mosie, mama, mosie! Kamyki? Kamulek, kamulek! Zrywanie trawy i kwiatków? Plosie powtórzone razy tysiąc przy wciskaniu ich w maminą rękę. Wszystko jest nowe, wszystko jest świeże. Coś pięknego!

Codziennie cieszy to samo

Trochę na podobnej zasadzie wszystkiego, co jest nowe, dwulatka każdego dnia cieszy to samo, co sprawia, że niekoniecznie musimy się bardzo wysilać wymyślając codziennie inne atrakcje. Bujane samochody na dwuzłotówkę? Możemy je wałkować przez cały dzień po kilka razy, za każdym razem tak samo się z nich ciesząc (mniej cieszy się z nich nasz portfel, ale czego nie zrobimy dla naszego szkraba, prawda?). Ta sama reguła dotyczy automatów ze wspaniałej urody kulkami zawierającymi coraz to inne lub dokładnie te same, ale wciąż na nowo cieszące niespodzianki w rodzaju rozciągających się glutów, naszyjników z czaszką czy laleczek voodoo. Jest radocha!

Piasek jest ulubioną zabawką

Widzieliście kiedyś dwulatka, który wpada w szał piaskowej zabawy? Dla mnie to absolutnie fascynujący widok. Wsypuje go, wysypuje, kopie, rzuca nim, zakopuje rodzicom stopy, niszczy babki, uklepuje. Jego najważniejszym orędziem jest łopatka, zaraz za nią w kolejce stoją grabki i wiaderko. Nie trzeba brać nic więcej, żadnych innych zabawek, bo piasek załatwia nam sprawę. Można się w nim do woli tarzać, przewracać i wygłupiać, a żadne pieniądze nie kupią nam lepszej zabawy. No, może istnieje jeszcze jedna, kusząca jeszcze bardziej niż piasek…

Woda jest jeszcze bardziej ulubioną zabawką

Woda! Chlupanie! Plaskanie! Ochlapywanie! Bieganie w te i nazad od plaży do brzegu i z powrotem, robienie błota, skakanie po wodzie, wywracanie się do wody – wakacje są czasem, kiedy dwulatek na nowo odkrywa, że woda nie służy tylko do wieczornych kąpieli, a wręcz że te kąpiele stają się przy nowych wodnych atrakcjach dziwnie nudne. Z każdym kolejnym dniem wyjazdu woda kusi coraz bardziej, a pod koniec staje się już jedyną najbardziej upragnioną zabawką. I jak tu wytłumaczyć maluchowi, że następny raz najpewniej dopiero za rok… Aż żal kończyć takie uciechy.

Aktywny wypoczynek nabiera nowego znaczenia

To, czego być może na co dzień nie mamy czasu przetestować, na wakacjach z dwulatkiem zaczyna być możliwe. Wydawało nam się, że brzdąc źle zareaguje na włożenie go w fotelik rowerowy? Na wakacjach będzie tym zachwycony, a my nie dość, że zrobimy sobie wiele wspaniałych wycieczek, to obiecamy sobie jeszcze, że po powrocie odświeżymy zakurzone rowery i w takowy fotelik się zaopatrzymy. Do tej pory nasze dziecko nie bardzo chciało gdziekolwiek udawać się pieszo? Na wyjeździe wszystko będzie go ciekawić do tego stopnia, że pogna przed nami biegiem! A my tylko będziemy musieli za nim nadążać. A pozostając przy nadążaniu – to będzie naprawdę duże wyzwanie, kiedy zorientujemy się, że mały buntownik nagle wybiera zupełnie inne kierunki wycieczek, niż my…

Czas docenić małe przyjemności

Pozostańmy przy wycieczkach, bo to one właśnie nauczą nas najwięcej, ale i odkryją przed nami nowe zalety wyjazdu z dzieckiem. Jeżeli planujecie w miarę sprawne poruszanie się od punktu A do punktu B, szczerze radzę nastawienie się na dokładną odwrotność. Dwulatek preferuje wycieczki w rytmie slow. Dosłownie. Kwiatek? Trzeba go dokładnie powąchać brudząc sobie cały nosek pyłkiem. Patyczek? Koniecznie trzeba go podnieść! I tak jeszcze jeden patyczek, i kolejny… Uciechom nie ma końca! Co mamy dalej? Kamyk? Listek? Uf, udało nam się w pół godziny przejść jakieś 50 metrów. Jest sukces! Ale przecież po co się spieszyć, w końcu jesteśmy na wakacjach. A nasz nauczyciel wolnego stylu życia ma dwa lata.

Deszcz nie stanowi problemu

Cóż to było za nudne życie, kiedy padający deszcz sprawiał, że nie miało się ochoty wychylić nosa spod dachu. Zaopatrzony w przeciwdeszczową kurtkę i spodnie oraz kalosze dwulatek pokaże nam, że jesteśmy śmiertelnie nudni! Przecież deszcze to niewyczerpane źródło radości! W każdej kałuży można skakać chlapiąc na wszystkie strony. Można wypłukać sobie ręce w deszczówce. Można biegać w deszczu nie przejmując się kompletnie tym, że pada nam prosto na głowę. Naprawdę, wakacje z dwulatkiem pokazują, że przejmowanie się prognozami traci sens, bo im gorsza pogoda, tym lepsza będzie zabawa. To chyba największa zaleta, prawda?

A wy, jakie uroki wakacji z dziećmi odkrywacie w tym roku?


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




Top 5 głupot, które można zrobić dzieciom w wakacje

Bezpieczeństwo w wakacje

Lato i wakacje sprzyjają swobodzie, bywaniu z dzieckiem w miejscach, gdzie zwykle z nim nie bywamy i pozwalaniu mu na dużo więcej niż zwykle pozwalamy. Ten wspaniały okres można z łatwością zepsuć i sobie, i swoim pociechom. W jaki sposób? Oto mój subiektywny, absolutny top 5 tego typu zachowań.

Pozwalanie na dotykanie obcych zwierząt

Chodź, Jasiu, pogłaszcz pieska, zobacz jaki super jest, nie bój się! – powiedziała matka do może pięcioletniego synka, podczas gdy spanikowana właścicielka dość pokaźnego boksera z niepokojem coraz bardziej skracała smycz. Nie, nie, po główce to go nie głaszcz, ale tutaj, po pleckach, o tak, nie bój się. Kobieto, gdzie do licha masz rozum i wyobraźnię?! Ręczysz za to, że obcy pies, który być może na co dzień zupełnie nie ma kontaktu z dziećmi, nie rzuci Ci się na Twoje własne?! Co to za pomysł jest w ogóle, żeby na siłę ciągnąć dziecko do jakiegokolwiek żywego stworzenia, którego kompletnie się nie zna? Choroby, agresja, zarazki. Tyle powiem. Czternaście lat miałam psa. Ja bym raczej uważała.

Nagość na plaży

Temat rzeka. Wstyd mi patrzeć na dzieci, które biegają po plaży jak je pan Bóg stworzył, bo z jednej strony rodzice kompletnie nie dbają o ich komfort i higienę – piasek i wszystko, co w nim siedzi, może się dziecku dostać dosłownie wszędzie – a z drugiej strony brakuje takim rodzicom wyobraźni co do zamiarów obcych ludzi i wszelkiego rodzaju zboczeń i skojarzeń, jakie taki rozebrany maluch może wywoływać. Nie mówię w tym momencie o publikacji potem zdjęć takich dzieci w internecie, bo aż mnie wzdryga jak o tym pomyślę, ale wystarczy malca potraktować jak człowieka, który ma prawo do swojej intymności i do ubrania, jak każda inna osoba.

Nadmierna opiekuńczość

Z góry uprzedzam: nie mówię tu o niepilnowaniu dziecka, nie zwracaniu uwagi na jego bezpieczeństwo i totalnie spuszczanie z oczu, zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Chodzi mi wyłącznie o tzw. matki – helikoptery. Gdzie dziecko, tam ona. Nie pozwoli się oddalić nawet na metr, uczestniczy w każdej zabawie, nie pozwoli na samodzielność. Obserwuje każdy krok, zapobiega upadkom, nie dopuszcza do jakichkolwiek sytuacji, w których taki upadek mógłby się zdarzyć, a kiedy już nie daj Boże coś się stanie, jeszcze zanim w małym oku pojawi się łezka (nie dopuszczając nawet myśli, że taka łezka mogłaby się nie pojawić), od razu biegną, pytają czy boli, czy boli bardzo, w odpowiedzi uzyskując jękliwe baaardzoooo, maaaamaaaa, baaaardzoooo, bo jakżeby inaczej. Wychowują sobie w ten sposób osobników niesamodzielnych, nieodpornych na jakąkolwiek formę bólu i niezdolnych do tego, żeby na własną rękę poradzić sobie z jakimikolwiek przeciwnościami losu. W dzieciństwie to jeszcze, powiedzmy, ok. A co kiedy taka postawa przekłada się na dorosłość? Trochę słabo.

Karcenie dziecka w miejscu publicznym

Piękna pogoda sprzyja wielu aktywnościom na świeżym powietrzu i bywaniu w miejscach publicznych. Przykro mi jednak kiedy patrzę na matki, które w sytuacji, gdy w ich opinii malec solidnie sobie przeskrobie, nie potrafią wziąć go na bok lub w inne ustronne miejsce i tam wytłumaczyć co jest nie tak i jakie będą konsekwencje. Kompromitowanie i zawstydzanie własnego dziecka w oczach rówieśników (Zobacz! Jakoś inne dzieci potrafią być grzeczne!), w prostej linii prowadzące u dziecka do obniżenia samooceny i braku pewności siebie, jest chyba narodowym sportem Matek Polek, w którym należałoby publicznie przyznawać medale, żeby takie matki publicznie zawstydzić. Niech na własnej skórze poczują jaka to przyjemność.

Zostawienie dziecka w samochodzie

Absolutny szczyt szczytów głupoty i kretynizmu. Nie wiem co powoduje rodzicami, którzy pozwalają sobie na zostawienie własnego dziecka choćby na chwilę w zamkniętym samochodzie. Że śpi? Że będzie bezpieczne? Że się o nim zapomniało??? Naprawdę pojęcia nie mam, niech mnie ktoś oświeci. Z moich informacji wynika, że temperatura w samochodzie może w ciągu 10-15 minut wzrosnąć nawet o 20 stopni, co sprawia, że narażamy małe ciałko na działanie minimum 40 stopni Celsjusza, brak powietrza, bezpośrednie narażenie zdrowia (mózg, nerki) i życia. 10 – 15 minut. Co w tym czasie załatwisz? Co zdobędziesz? Stracić możesz bardzo wiele.

Ku przestrodze zapraszam do obejrzenia. Wrażliwych uprzedzam: będzie drastycznie.


Zapraszam do grupy Matki, mamy, mamusie – motherujemy życie, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




Rzeczy, które muszę zrobić zanim będę mieć drugie dziecko

kiedy drugie dziecko

Decyzja o pierwszym dziecku jest trudna. Jeżeli wiadomość o ciąży nas nie zaskakuje, często czekamy z nią na odpowiedni moment. Chcemy skończyć szkołę, ustatkować się, znaleźć odpowiednią osobę, pracę i mieszkanie, mieć stabilizację finansową. Często dopiero wtedy jesteśmy gotowe, często dopiero koło trzydziestki. A kiedy już podejmujemy tę decyzję, chwilę po niej z ust naszych bliskich jak piorun z nieba pada pytanie: „To kiedy drugie dziecko?”.

Przed pierwszym dzieckiem planowałam dwójkę, ba, może nawet trójkę! W końcu kto bogatemu zabroni! No dobra, z tym bogactwem to był żart. Kiedy kompletnie nie miałam wyobrażenia jak wygląda życie z dzieckiem, łatwo mi było marzyć o gromadce, szczególnie że sama jestem jedynaczką. Mówiłam sobie: „Nie ma mowy, żeby moje dziecko długo nie miało rodzeństwa! Koniecznie muszę mieć minimum dwoje dzieci, najlepiej jedno po drugim, żeby była mała różnica!”. Jednak fakt, że urodziłam dziecko dość późno i to, że zbyt długo doświadczyłam niezależności i swobody sprawiły, że ograniczenia, jakie postawiło przede mną to wydarzenie odczuwam po dziś dzień.

Dzisiaj wiem, że wszystko, co sobie zakładałam, było nierealne, bo decyzja o drugim dziecku okazała się jeszcze trudniejsza, niż ta o pierwszym. Dzisiaj mam świadomość, że nowe dziecko to tak naprawdę definicja wszystkiego od początku. To tak naprawdę założenie nowej rodziny i ustanowienie wszystkiego od zera. I pewnie ta świadomość nie przytłaczałaby mnie tak bardzo, gdyby nie kilka czynników. Gdyby nie to, że moje pierwsze dziecko jest tak bardzo wymagające. Gdyby nie to, że doświadczyłam wszystkich siedmiu rzeczy, których nikt nie powiedział mi wcześniej o macierzyństwie. Gdyby nie to, że byłam i jestem zbuntowaną matką, i że do dzisiaj odczuwam skutki, których boję się doświadczać po raz drugi.

Zewsząd otacza mnie ostatnio zalew drugich ciąż, najlepiej takich rok po roku lub z maksymalną różnicą dwóch – trzech lat pomiędzy rodzeństwem. Ale podczas gdy inne mamy cieszą się na nowo odmiennym stanem i posiadaniem w domu noworodka, ja cieszę się moim coraz starszym i coraz rozumniejszym jedynakiem i moją nową pracą. I wiem, że zanim podejmę decyzję o drugim macierzyństwie, koniecznie musi mieć w moim życiu miejsce kilka wydarzeń, które pomogą mi w jak największym stopniu mu podołać.

Koniec z pieluchami

Nie chcę kupować dwóch rozmiarów pieluch, to raz. Dwa, że już teraz wiem, że odpieluchowanie mojego synka to będzie długi i stopniowy proces, któremu będę musiała poświęcić wiele uwagi, energii i cierpliwości, której, jak wiadomo, mam deficyt. Moje kosze na śmieci już teraz są przepełnione głównie pieluchami, więc z utęsknieniem czekam na moment, aż staną się bardziej puste i lżejsze. I chcę się tym momentem przez jakiś czas nacieszyć.

Przespane noce

Ignaś w październiku skończy 2,5 roku. Przez ten czas na palcach jednej ręki mogę policzyć noce, które przespałam w całości. Do dzisiaj wstaję do niego minimum trzy razy, czasami w porywach nawet do dziesięciu. Nasze noce i poranki nie należą do łatwych, dużo czasu spędzam na niewygodnym materacu rozłożonym przy łóżeczku, co daje mocno w kość mojemu kręgosłupowi. Czekam na moment, aż ilość nocnych pobudek zmaleje do jednej lub dwóch, bo na całkowity ich koniec nawet nie liczę. Marzę o porannej pobudce trochę późniejszej niż godzina 6:00 i chciałabym spełnić to marzenie chociaż kilka razy.

Trochę porządku

Mój dwulatek ma obecnie etap brania w rękę wszystkiego tylko dlatego, że jest to w zasięgu jego ręki, zrzucania wszystkiego na podłogę i siania ogólnie pojętego chaosu. Poza momentami kiedy śpi nie ma chwili, żeby w domu panował porządek. Święcie wierzę, że wraz z wiekiem mojego dziecka przyjdzie czas, że ten chaos będzie trochę mniejszy, że uda mi się nad tym zapanować…

Super wyprawa we trójkę

To mogą być super wakacje za granicą, południe Francji lub Chorwacja, które planujemy od jakiegoś czasu, lub lokalna wycieczka do miejsca, które dla maluchów jest jeszcze kompletnie niepotrzebne i niezrozumiałe, jak park dinozaurów czy Energylandia, a może nawet, w ramach wycieczki do Francji, Disneyland? Chcę, żeby mój synek miał super wspomnienia z przygody, podczas której my, jego rodzice, poświęciliśmy mu 100% naszej uwagi zamiast gdzieś na boku czuwać i ogarniać niemowlę.

Dostosowanie lub zmiana mieszkania

Pisałam kiedyś o trikach jak wykończyć (mieszkanie) żeby się nie wykończyć. Wpis nadal jest aktualny, ponieważ wszystkie te błędy sama popełniłam, a największym z nich było urządzenie pokoju dziecięcego w mniejszym z dwóch pokoi sypialnianych. W tej chwili plan minimum obejmuje zamianę naszej sypialni z pokoikiem Ignasia. Plan medium zakłada przeniesienie naszej sypialni do pomieszczenia, w którym teraz mamy kuchnię, a kuchni do aneksu kuchennego w salonie. Natomiast plan maksimum to nowe mieszkanie lub dom. Jako że nie wyobrażam sobie spania z niemowlakiem w jednym pokoju ani umieszczania go w salonie, jedna z tych opcji będzie musiała zostać wdrożona w życie.

Radość ze starszaka

Ten punkt obejmuje tak naprawdę wszystkie powyższe. Już teraz powoli zaczynam się cieszyć, że mam starsze dziecko i uczę się odpoczywać spędzając z nim czas. Nie mam takiego ciśnienia i stresu jak jeszcze rok temu. Mogę spędzać z nim czas na coraz więcej ciekawych sposobów, pokazywać mu coraz więcej atrakcyjnych dla nas obojga rzeczy. Kiedy gdzieś idziemy, nie muszę brać wózka. Kiedy ma dobry dzień i go o coś poproszę, bez problemu to robi. Kiedy mu coś tłumaczę, często rozumie to, co do niego mówię (inna sprawa, że nie zawsze się do tego stosuje). Taki oddech jest mi jeszcze przez jakiś czas bardzo potrzebny. Naszego wspólnego czasu we dwójkę lub w trójkę nikt nam potem nie odda i nie zabierze.

Finansowa pewność

To bardzo przyziemny aspekt, więc nie będę mu poświęcać zbyt wiele miejsca. Ale każdy rodzic wie, z jakimi kosztami wiąże się posiadanie dziecka, a koszty te tylko rosną wraz z wiekiem. Chcę mieć pewność, że będzie mnie stać na zapewnienie moim dzieciom fajnych wakacji, atrakcyjnych prezentów na urodziny i Gwiazdkę, oraz wszystkiego, co będzie im potrzebne, aby ich dzieciństwo było radosne, i żeby ich pasje i zainteresowania mogły się w pełni rozwijać. Zbyt mocno zdaję sobie sprawę, że żyjemy w czasach, w których niejednokrotnie to wkład finansowy w rozwój dziecka decyduje o jego przyszłości. I, jak każdy rodzic, chciałabym, aby przyszłość mojego dziecka była jak najwspanialsza.

Równowaga

To ostatni i tak naprawdę najważniejszy punkt. Wciąż dążę do równowagi, do psychicznej harmonii i polubienia na nowo samej siebie. Są chwile, że nie zawsze się lubię. Nade wszystko potrzebuję też rytmu, który pozwoli mi opanować wszystkie moje codzienne obowiązki w 100% tak, abym spokojnie mogła powiedzieć: „Tak, teraz jestem gotowa dołożyć sobie do całej tej układanki jeszcze jeden element”. I tak naprawdę właśnie kiedy ten moment nadejdzie, większość wcześniejszych punktów straci na znaczeniu, bo to właśnie wtedy powiem sobie: tak, teraz jestem gotowa mieć drugie dziecko. I ani chwili wcześniej.


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




Tania, szybka i zdrowa przekąska dla malucha? To możliwe!

Untitled design (50)

Sezon na owoce w pełni, zresztą warzywa też mają teraz lepszy smak, pełen słońca i ciepłego deszczu. A że odkąd pamiętam moje dziecko uwielbia wyciskać sobie do buzi wszystko, co ma formę tubki, postanowiłam znaleźć sposób, aby trochę mniejszym kosztem niż sklepowe gotowce, a przy okazji z pominięciem aspektu ulepszaczy smaku i konserwantów zaserwować mu w ten sposób własnoręcznie przyrządzone musy. Efektem moich poszukiwań jest sympatyczna i niewielka maszynka, która przy niewielkim małym finansowym i czasowym pozwala przygotować atrakcyjne w formie i kolorze cudowności. Mowa o wyciskarce do musów typu „napełnij i wyciśnij”, czyli Fill’n’Squeeze.

O co tak naprawdę chodzi?

Pudełko z zestawem podstawowym Fill’n’Squeeze zawiera pojemnik o pojemności 500 ml do napełniania saszetek, nakrętkę na pojemnik, tłok z silikonową nakładką, 5 sztuk wielorazowych saszetek oraz instrukcję obsługi. Przyrząd do miksowania owoców i warzyw musimy mieć na wyposażeniu kuchni, ale chyba każda z nas, matek małych dzieci, posiada mikser lub blender – przynajmniej dla mnie od początku był to absolutny must have!

DSCN5860

Jak to wygląda w praktyce?

Bardzo prosto. Bierzemy dowolne owoce, do których możemy dołożyć na przykład jogurt, płatki owsiane czy jakikolwiek innych składnik, który nasze dziecko uwielbia lub który chcemy mu sprytnie przemycić, miksujemy, nakładamy do pojemnika do napełniania, z drugiej strony zakładamy saszetkę i wtłaczamy do niej za pomocą tłoka nasz mus. I, jak mawia ostatnio często moje dziecko: ta dam! Cała filozofia.

DSCN5872

Jakie możemy mieć wątpliwości?

Po pierwsze mycie saszetek. Jest naprawdę banalne: tuż po zjedzeniu wystarczy je opłukać dodając do środka niewielką ilość płynu do mycia naczyń. Możemy je też sterylizować, a kiedy stwierdzimy, że jednak nie nadają się już do ponownego użycia, możemy kupić zapas dodatkowych saszetek. Pojemnik można bez problemu myć w zmywarce.

Po drugie jakie są ograniczenia wiekowe dla małego użytkownika? Tak naprawdę żadne. Możemy zacząć już od momentu rozszerzania diety, miksując najpierw na przykład ugotowaną marchewkę i ziemniaka, a podając za pomocą łyżeczki, którą możemy dokupić do zestawu i zamocować ją zamiast nakrętki. Górnej granicy wiekowej nie ma, ponieważ saszetki z owocowym musem będą atrakcyjne nawet jako deser dla dziecka w wieku szkolnym, a w sumie to nawet kto dorosłemu zabroni takiej atrakcji?

Po trzecie skąd będziemy wiedzieć ile już jest w środku musu i ile dziecko tak naprawdę zjadło? Ano saszetka jest przezroczysta i znajduje się na niej miarka, która najbardziej ułatwi nam życie przy niemowlakach, kiedy najbardziej lubimy wiedzieć ile dokładnie jedzenia wylądowało w małym brzuszku.

Po czwarte w jaki sposób mamy to przechowywać? Saszetkę z gotowym musem możemy włożyć na 24 godziny do lodówki, co bardzo ułatwia nam sprawę, kiedy maluch zje na przykład połowę, a następną część będzie wolał dokończyć w ramach innego posiłku. Saszetki możemy też mrozić i przechowywać w ten sposób na dłuższy czas. Następnie możemy je odmrozić w mikrofalówce lub podgrzewaczu do butelek. Znajduje się na nich także miejsce, gdzie ścieralnym markerem możemy napisać datę włożenia do zamrażalnika, co przypomni nam potem od jakiego czasu się w nim znajdują.

Koszt zestawu to ok. 120 zł, jednak licząc ile gotowych saszetek kupujemy dzieciom w ciągu roku (ja kupuję mnóstwo!) i patrząc na niskie ceny owoców, które teraz mamy, łatwo możemy dojść do wniosku, że jednak jest to opłacalna inwestycja. A dla tych, którzy mają dostęp do darmowych owoców z domowego ogródka czy z działki Fill’n’Squeeze będzie prawdziwym wybawieniem dla portfela.

Mam nadzieję, że was przekonałam, bo sama korzystam z tego fantastycznego wynalazku już dłuższy czas i nie zapowiada się na to, żebym szybko przestała. Znałyście takie cudo? Dałyście się namówić? Dajcie znać!

DSCN5865

DSCN5862

DSCN5876 (1)




7 rzeczy, którymi niepotrzebnie przejmują się młode matki

DSCN6115

Mówi się, że w ciąży kobieta zaczyna się martwić o dziecko i nie przestaje tego robić już do końca życia, przy czym te zmartwienia wraz z czasem ewoluują i się zmieniają. Jednak prawda jest taka, że to my, młode matki, a szczególnie matki, które rodzą swoje pierwsze dziecko, celujemy w największej ilości najczęściej mimo wszystko bezsensownych zmartwień. Każda z nas dałaby zapewne wiele, żeby ich uniknąć, jednak mam wrażenie, że co byśmy nie robiły, one i tak nas dopadną. Co tu kryć, dopadły i mnie, więc staram się być dzisiaj mądrzejsza. Ale to, że jestem ich świadoma, wcale nie oznacza, że udaje mi się ich uniknąć.

Karmienie

Piersią czy butelką? Słoiki czy ekologia? Zabawiać czy dać zgłodnieć? BLW czy totalna kontrola rodzica? Bez przerwy martwimy się o to, jak mają jeść nasze dzieci, kłócimy się o to z innymi, nie przyjmujemy żadnych rad, bo same chcemy być najmądrzejsze. Tymczasem okazuje się, że nasze maluchy nic sobie z tego nie robią, jedzą w taki sposób i takie jedzenie, na które naprawdę mają ochotę, i bez względu na to, czy jedzą bardzo dużo, czy bardzo mało, jakimś cudem zwykle udaje im się przetrwać dzieciństwo i stać się pochłaniającymi wszystko i wszędzie nastolatkami. A wtedy, kiedy lodówka opróżnia nam się w kilka chwil poza naszą kontrolą, z chęcią wróciłybyśmy do błogiego okresu niejadka. Niedoczekanie!

Bajki

W telewizji, na youtube’ie, w telefonie, na tablecie. Martwimy się, czy puszczanie dziecku bajek nie ograniczy jego inteligencji, nie zawęzi zainteresowań, nie zrobi z niego wpatrzonego w ekran półgłówka. Powiem tak: od kilkunastu minut bajki dziennie jeszcze nikomu nie stała się krzywda. Z tego, co obserwuję po moim dwulatku, z równym zaangażowaniem i przyjemnością ogląda on bajki, słucha, jak mu czytam do snu, sam wyciąga książeczki i sięga po analogowe zabawki typu samochody, hulajnoga czy piasek kinetyczny, który absolutnie uwielbia. A już największą atrakcją jest wyjście na plac zabaw, huśtawka i wspinaczki. A więc naprawdę, nie ma się czym martwić. Bajki to tylko kolejny, miły element dzieciństwa i tak proponuję je traktować.

Praca

W momencie, kiedy w życiu młodej matki pojawia się mały człowiek, razem z nim pojawiają się wątpliwości co do pracy. Mamy, które pracowały, zastanawiają się, czy wracając do pracy nie wyrządzą swojemu dziecku krzywdy. Bo pojawi się tęsknota, bo dziecko źle to zniesie, bo nic mu nie zastąpi mamy. No pewnie, że nie zastąpi. To może zostać w domu? A jeśli zostać, to na ile lat? I co zrobić, kiedy nagle dziecko urośnie, nie będzie już w ciągu dnia kim się zajmować w domu, a w CV pojawi się pokaźna luka? A nie daj Boże zdarzenia losowe sprawią, że zabraknie utrzymującego dom męża i taty. Tak źle, i tak niedobrze. Najlepiej zrobić to, co się uważa za stosowne i pogodzić się z konsekwencjami. Tu żadna ścieżka nie będzie łatwa.

Brak rozrywek intelektualnych

Twoje dziecko ma rok i nie dopasowuje jeszcze kształtów? Ma dwa lata i nie układa jeszcze puzzli? Nie masz czasu codziennie mu czytać, albo, o zgrozo, nie lubi tego? Otoczenie i media nieustająco atakują nas naciskami na to, aby maksymalnie stymulować umysł dziecka, podsuwać mu inteligentne zabawki, stawiać przed nim wyzwania i przede wszystkim poświęcać mu maksimum swojego czasu (czyt. wisieć nad nim) koncentrując się tylko na wysublimowanych zabawach. Wiecie co? Mam to gdzieś. Uwielbiam, kiedy moje dziecko bawi się samochodami, przez godzinę wchodzi do kartonu i wychodzi z niego, chodzi po domu z mopem albo obija się o ściany na jeździku. Uwielbia to. Mam mu tego zabronić na rzecz wydumanych korepetycji? Na to jeszcze będzie czas. Na razie wolę, żeby dziecko było dzieckiem.

Nieobecność przy ważnych wydarzeniach

To jest spore zmartwienie. Każda matka marzy o tym, żeby zobaczyć pierwszy krok swojego dziecka, usłyszeć jego pierwsze, a potem każde kolejne nowe słowo, widzieć każdą jego nową umiejętność, a potem zawsze być obecną na jego wszystkich przedstawieniach w żłobku, przedszkolu i szkole. Nie da się. Straciłam pierwszy dzień matki w żłobku, bo moje dziecko było chore. Straciłam masę jego pierwszych razów, bo pracowałam. Wiem, że wspaniale byłoby być przy tym obecną, ale wiem też, że jeszcze nieraz będzie mi dane doświadczyć pięknych chwil. Bo to nie pojedyncze zdarzenia się liczą, lecz sumaryczne wspomnienia, które razem tworzymy. Więc nie warto dokładać sobie do nich zbędnych zmartwień.

Podnoszenie głosu

Niech rzuci kamieniem ta, która nigdy nie straciła cierpliwości i nie podniosła głosu na swoje dziecko. Wszystkie jesteśmy tylko ludźmi, ale martwi nas to i żałujemy tych chwil tuż po tym, jak się wydarzają. Musimy umieć sobie wybaczyć, bo będą one miały miejsce jeszcze nieraz i wyrzuty sumienia nie dadzą nam żyć. Pewnie, że nie powinno tak być. Dziecko nie rozumie naszych nerwów i nie zasługuje na nie. Ale żadna z nas nie jest doskonała, mamy swoje słabości. Walczmy z nimi, ale nie pozwólmy im, aby zatruły nam życie. Nie warto.

Oddawanie dziecka pod opiekę

Marzymy o wolnej chwili. O zwykłym spacerze w samotności, wyjściu do kosmetyczki, kawie z przyjaciółką, kinie z mężem, powrocie do pracy. Każda z nas chce mieć trochę czasu dla siebie i to nie jest egoizm, to nam się zwyczajnie należy. Ale żeby mogło się to udać, musimy się przestać martwić, że zostawiamy dziecko pod opieką jego tacie, babci, opiekunce, żłobkowi czy przedszkolu. Pewnie, że czasem pojawi się płacz i tęsknota, ale im szybciej nauczymy się chociaż trochę myśleć tylko o sobie i swoich potrzebach, i przekonamy się, że maluszkowi też dobrze robi, kiedy czasem chwilę pobędzie bez nas, tym zdrowsza będzie nasza relacja. Z nim i z nami samymi.

A jakie wy dołożycie do tego zmartwienia, których najchętniej byście się pozbyły? Wyrzućcie je z siebie, wszystkim będzie nam lepiej!




5 prostych powodów dlaczego tata jest zawsze fajniejszy od mamy

Untitled design (43)

Jutro dzień ojca i podczas gdy ojciec mojego dziecka dywaguje na temat dylematów, które gnębią współczesnego fathera, ja postanowiłam ugryźć temat z innej strony. Z jakiegoś powodu naszego synka ogarnia głupawka właśnie wtedy, kiedy jego tata jest obok. Jakaś niewidzialna siła sprawia, że to tata jest podziwiany i uwielbiany, że to z nim spędzanie czasu jest na miarę złota. Co u licha jest ze mną nie tak, że ten nieszczęsny tatuś jest zawsze fajniejszy?! No, może nie zawsze… Ale ku mojemu ubolewaniu dość często.

1. Tata gra w piłkę jak dziecko

Czy widzieliście kiedyś w jaki sposób ojcowie grają w piłkę ze swoimi synami? Jak się rzucają, kiwają, robią zwody mając przy tym doskonały ubaw? Czy widzieliście kiedyś jakąś mamę, która robiłaby to w tak nieskrępowany sposób? Mama zawsze albo boi się, że jej klapek spadnie, albo że jej spódnicę podwieje. Tata w grze w piłkę z powrotem staje się w 100% dzieckiem, czym zaskarbia sobie totalnie względy młodego adepta futbolu. Z mamą fajnie jest pójść na huśtawkę (chociaż to tata buja wyżej!) lub na spacer, ale na boisku zwycięzcą jest zawsze pater familias.

2. Tata ogląda bajki jak dziecko

Wiecie, jaką bajkę ogląda moje dziecko w ramach dobranocki? Taką, która podoba się tacie! To tata stwierdza, że Masza jest fajna, a Peppa nudna, że Tomek i przyjaciele nie dorasta do pięt bajce Stacyjkowo, a Kot Prot na wszystko odpowie w lot znacznie lepiej niż Kucyki Pony. A bajki długometrażowe? Kiedy okazało się, że Ignaś skupia już na nich swoją uwagę, jego tata zaczął wybierać swoje co lepsze kąski, które oglądał jeszcze zanim pierworodny pojawił się na świecie. I to nie mama przebiera nogami w miejscu, żeby na wszystkich premierach filmów animowanych siedzieć w pierwszym rzędzie…

3. Tata majsterkuje jak dorosły

Jedyna rzecz, którą tata najlepiej robi po dorosłemu, jest majsterkowanie. Zaczęło się od niewinnego pokazywania zawartości skrzynki na  narzędzia, a teraz już razem przykręcają śruby śrubokrętem, skręcają meble i naprawiają co potrzeba. I nie ma lipy! Każdy musi mieć swoje narzędzie i każdego praca się tak samo liczy i naprawdę nie jestem w stanie stwierdzić, który jest bardziej skupiony i zaangażowany w to, co robi. Tutaj nie ma szans, mama nawet nie ma co stawać do konkurencji. Jest przegrana na starcie.

4. Tata jest wyluzowany jak dziecko

To tata zawsze mówi mamie: odpuść, wyluzuj. To on jest czynnikiem, który sprawia, że my, matki, powstrzymujemy się przed założeniem i tak już ubranemu na cebulkę brzdącowi jeszcze jednej warstwy ubrań. To tata częściej pozwala buszować po kuchni i w szufladach. To on pozwala się bez skrępowania pobrudzić, wejść w błoto lub w kałużę, wspiąć się samodzielnie na najwyższe drabinki (podczas gdy mama gdzieś na boku po cichu dostaje w tym czasie kolejnego zawału…), podrzuca wysoko w powietrze i robi takie akrobacje, że aż dech zapiera. Czy mamie brakuje kreatywności? Chyba nie o to chodzi. Ktoś w tym wszystkim musi w końcu zachowywać się jak osoba pełnoletnia!

23145_podrzucanie-dziecka

5. Tata jest spontaniczny jak dziecko

W większości przypadków to nie mama ma spontaniczne pomysły. To tata, niczym duże dziecko, w tej samej chwili coś wymyśla i po chwili to realizuje. Szybki wypad na miasto o 18:00? Czemu nie! Nieplanowany wyjazd za miasto? Bierzemy trzy pieluchy i t-shirt na zmianę i już nas nie ma! Mama zbyt wiele by chciała przemyśleć, zbyt wiele spakować i w rezultacie przespałaby moment. Doprawdy, bezsensowna strata czasu.

Widzicie tę dziwną zależność? W czterech przypadkach na pięć dominuje dziecięca natura taty. A do kogo innego dziecko będzie naturalnie lgnąć, jak nie do drugiego dziecka? No proste. Ale czasem tata jest też dorosły i to jest w nim jeszcze fajniejsze. A przy tym okazuje tyle miłości, cierpliwości i wsparcia, że nie da się go nie lubić. I mama wymięka, ale też musi się do tego przyznać: jest w stanie znieść tę porażkę. No niech już będzie.