1

7 rzeczy, których nikt Ci nie powie o ciąży

udalosie

Ciąża, cudowny czas, przez niektórych nazywany stanem błogosławionym. Nieporównywalny z niczym innym. Tak, zdecydowanie, nigdy wcześniej, ani nigdy później nie będziesz się tak czuła. Czego by nie mówić o tym wyjątkowym pod wieloma względami okresie, jest on dla nas, kobiet, pełen skrajności i zaskakujących chwil. Ale dzisiaj nie będę wam ściemniać, że to najpiękniejsze momenty w życiu kobiety. Dzisiaj powiem wam o ciąży to, co usłyszycie od mało kogo, bo każdy będzie się bał, żeby was nie zrazić. Wrażliwych ostrzegam: nie będzie delikatnie.

Będziesz dziwna.

Będziesz płakać. Będziesz się śmiać. Będziesz krzyczeć. Na reklamach, na filmach, na ulicy, w sklepie, nieustająca huśtawka emocjonalna będzie Ci towarzyszyć dosłownie wszędzie. Będziesz miała tego dość, a poród Ci tego nie ułatwi, bo jak tylko na świecie pojawi się Twoje dziecko, huśtawka zamieni się w rollercoaster. Ci bardziej wrażliwi niech zasłonią teraz oczy (chociaż hej, nie wiem co tu robicie, skoro na wstępie lojalnie was uprzedzałam!): spójrzmy prawdzie w oczy, wtedy to już będzie totalny emocjonalny wrak. Hormony dadzą Ci solidnie w kość. Ale luz, dobra wiadomość jest taka, że to minie. Wiem coś na ten temat.

Szybki poród tylko fajnie brzmi.

W praktyce nie wydaje mi się, żebyś chciała poczuć głowę własnego dziecka między nogami już w drodze na porodówkę. Wiem, że chcesz to mieć jak najszybciej za sobą, ale pamiętaj, że Twoje dziecko też potrzebuje czasu na przygotowanie się do wyjścia na świat. Moja akcja porodowa trwała półtorej godziny i można by pomyśleć: ideał, ale okazało się, że mój synek miał minimalne niedotlenienie, bo trochę za bardzo mu się spieszyło. Umówmy się, nie życzę Ci 24 godzin ze skurczami i wiadomo, że tego nie da się zaplanować, ale Ty po prostu słuchaj się lekarza i położnej. Będzie dobrze!

Twoje dziecko będzie brzydkie.

Serio, ładnych noworodków jest jak na lekarstwo, chociaż oczywiście każdy będzie Ci mówił i Ty sama też będziesz uważała, że Twój bobasek jest najśliczniejszy na świecie. A po kilku miesiącach, po roku spojrzysz na jego zdjęcia i pomyślisz sobie: Naprawdę tak myślałam?! Będziesz już wtedy mieć porównanie z naprawdę ładnym dzieckiem. Pewnie się na mnie za to obrazisz, ale uwierz mi: pulchne, różowe bobaski wyglądają tak po przyjściu na świat tylko na filmach i w reklamach. Moje i Twoje dziecko będzie pomarszczone, zmęczone, czasem trochę sine. Ale to nie będzie miało znaczenia, bo właśnie tego brzydala będziesz kochała najmocniej na świecie.

Plan porodu? Ha ha ha! A to dobre.

Nie pisz planu porodu. Po pierwsze żyjemy w takim kraju, gdzie i tak lekarz i położna zrobią to, co uznają za stosowne. Po drugie i tak w ferworze walki i emocji zapomnisz, że on gdzieś tam jest wśród dokumentów przygotowanych na porodówkę i zapomnisz o nim komukolwiek powiedzieć. Jeżeli zaplanujesz poród bez znieczulenia, prawdopodobnie będziesz się męczyć tyle godzin, że w końcu będziesz o nie błagać. Zaplanujesz poród w wodzie, ale kiedy zamoczysz w niej stopę okaże się, że akurat w tym momencie masz do niej awersję. I tak dalej. Najepsza moim zdaniem filozofia na czas porodu to go with the flow. Dosłownie.

W trakcie porodu zaproponują Ci dziwne rzeczy.

Ooo, widzę główkę, chce pani dotknąć?! Wyszło łożysko, czy chce je pani zobaczyć? No to tatuś bierze teraz nożyczki i przecina pępowinę! Uf. Ble. Fuj. Jeśli nie czujesz się na siłach, nie rób tego, ani, broń Cię Panie Boże, nie zmuszaj do niczego swojego partnera. Mi dwie pierwsze rzeczy wydają się kompletnie obrzydliwe, a pępowinę przecięła mojemu dziecku położna i wszyscy mamy się dobrze. Lekarze i położne na oddziałach ginekologicznych żyją w swoim dziwnym świecie i niech tak zostanie. Ale Ty możesz zachować swoje idealne wyobrażenia i żyć w dobrym zdrowiu psychicznym. Wybór należy do Ciebie.

Nie bój się, że nie będziesz wiedzieć, czy rodzisz.

Będziesz wiedzieć. Ja wiedziałam, mimo że przez 13 godzin położne i lekarze na izbie przyjęć wmawiali mi, że nie rodzę. A ja jadąc do szpitala powiedziałam mężowi: Czuję, że jeszcze dzisiaj Ignaś będzie po drugiej stronie brzucha. I tak się stało. Nie daj sobie wmówić, że to „skurcze przepowiadające, a po prysznicu, spacerze i kilku basenach pani przejdzie”. Intuicja ciężarnej jest magiczna. To się po prostu wie. Brzmię jak szarlatanka i też w to nie wierzyłam, a jednak sama umiałam sobie przepowiedzieć, że moja ciąża właśnie dobiega końca. I jestem o tym przekonana, że mój przypadek nie był odosobniony.

Najlepsze w ciąży jest to, że się w końcu kiedyś kończy.

I to jest najprawdziwsza prawda. Jeżeli boisz się bólu porodowego, przeraża Cię to, co się wydarzy, to znaczy, że jeszcze nie doświadczyłaś trzeciego trymestru i końcówki ciąży. Te ostatnie momenty są dla ciężarnej zdecydowanie najgorsze. Czuje się jak słonica i z jednej strony wychwala niebiosa, że ten dziadowski stan nie trwa 22 miesięcy, a z drugiej strony modli się, żeby jak najszybciej go już zakończyć, bez względu na ból, sposób porodu i wszelkie konsekwencje. No i ma już coraz większą świadomość, że ten mały alienik, którego w sobie nosi, to prawdziwy człowiek, z którym już naprawdę fajnie byłoby się spotkać.

To co? Przestraszyłam? Rozbawiłam? Zachęciłam lub zniechęciłam? Jak by na to nie patrzeć, ciąża jest niesamowita przygodą i jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem. A że ma swoje blaski i cienie? Cóż, taki jej urok!

Autorką prześmiesznego obrazka tytułowego jest Ania Piaszczyńska, autorka bloga i fanpage’a Jeden Rysunek Dziennie. Zajrzyjcie do niej koniecznie, bo ten jeden rysunek codziennie poprawi wam humor! 🙂


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!




„Chlopiec nawalil kupe w pampersa” czyli jak trafić w sieci na Motheratorkę?

shutterstock_157057736

Zagłębiając się ostatnio w statystyki mojego bloga zorientowałam się, że mam dostęp do haseł, po których moi czytelnicy trafiają do mnie z wyszukiwarki Google. Bardzo wiele się z nich o was dowiedziałam i wiem już między innymi, że najczęściej trafiacie do mnie szukając instrukcji do zrobienia własnej tablicy sensorycznej lub recenzji kapci marki Attipas (ale nie czytajcie teraz tej recenzji, bo muszę ją zaktualizować!). Ale poza hasłami, dzięki którym faktycznie widać, na które wpisy trafiliście, miałam też mnóstwo śmiechu czytając hasła, które nie zawsze miały ze mną coś wspólnego.

Dziś postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości! Zachowałam oryginalną pisownię, więc nie dziwcie się, że czasem nie do końca wiadomo o co chodzi 😉

rozczarowanie plcia dziecka

Cóż mogę powiedzieć? Też chciałam mieć córeczkę! A teraz nie zmieniłabym na nic innego mojego czorta płci męskiej!

 

blog matki mother

Dobrze, że nie moHer! Za mohera bym się obraziła!

 

śpiochy z czym połączyć

Nie wiem. Nie lubię ich i skorzystałam może raz.

 

dlaczego tata jest lepszy od mamy

Też się nad tym nieustająco zastanawiam…

 

sommar torba termiczna oponie ijea

Yyyy? Że torba termiczna na oponie? Podbita oponą? I yeah!

 

joanna sirak

W tym miejscu pozdrawiam Asię 🙂 Równa babka!

 

za co kocham miasto wagowiec

Naprawdę nie wiem za co można je kochać, nigdy tam nie byłam. Ale może najwyższa pora się wybrać?

 

spor malzonkow wybor imienia

Tylko mi się tam nie kłócić! Jak się dziecko urodzi to dopiero będziecie mieli prawdziwe problemy i powody do kłótni!

 

„propaganda dobrych serc, czyli rzecz o reklamie społecznej”, rozdział „co to jest reklama społeczna”

Lubię reklamy społeczne i pisałam o nich pracę magisterską, więc bardzo mi to schlebia, ale żeby aż tak?!

 

przustawko do reki

Mogę tylko zgadywać czym jest tajemnicze przustawko. Coś jakby wypustka? Z przepustem? No nie wiem.

 

super anty

Aż taka jestem zła?!

 

jestem nerwowa czy dziecko odziedziczy to po mnie?

Oby nie!

 

chlopiec nawalil kupe w pampersa

Niezmiernie mi przykro, ale obawiam się, że takich sytuacji będzie jeszcze wiele przez najbliższe 2 – 3 lata…

 

marze o coreczce

Ja też!

 

sztaluga kaszka z mlekiem

Kaszka z mlekiem na sztaludze? Że niby taka martwa natura?

 

blog parentingowy zanety z kielc

Znam dwie Żanety – blogerki, ale żadna nie jest z Kielc. Mamalife? Nieprzykładna?

 

kocham was moje panie po do pobrania

Ja też was kocham, moje panie, ale nie chcę was pobierać!

 

brudny pampers dziecka

Że co z nim nie tak? Proponuję prosto do śmietnika!

 

Mam nadzieję, że pośmialiście się razem ze mną! A dla śpiochów mam nagranie z dzisiejszego poranka, czyli mój debiut w telewizji, w programie Pytanie na Śniadanie. Serdecznie zapraszam! Nagranie znajdziecie tutaj: KLIK. Pierwsze koty za płoty!




Powiedz sobie: STOP. Masz tylko jedno życie!

stop-634941_1920

Czy zdarzyło wam się kiedykolwiek, że wasze życie momentalnie obróciło się o 180 stopni, a wszystkie wasze dotychczasowe plany i marzenia zmieniły się w jednej chwili? Że wszystkie priorytety nagle zamieniły się miejscami, a wszystko, co wydawało wam się ważne, nagle ważne nie jest? Że codziennie spieszyliście się do pracy, uczestnicząc w dzikiej gonitwie za karierą, za pieniędzmi, za Bóg wie czym, a tymczasem wasze zdrowie powiedziało wam: Stop. Zatrzymaj się. Masz tylko jedno życie! To właśnie jest moja historia.

Ja, kobieta, żona, matka, blogerka, tłumaczka, nauczycielka, pracownik korporacji, zagubiłam się. Mój organizm jasno i wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie daje już rady, że to dla niego za dużo, że moja rodzina, mój mąż, moje dziecko, moi rodzice, potrzebują mnie zdrowej. Że pogoń nie ma sensu, bo ważny jest spokój, moja radość życia, mój czas dla siebie i dla najbliższych, bo liczy się tu i teraz.

Nie umiem żyć powoli. Mieszkam w szybkim mieście, gdzie sprawy załatwia się szybko, gdzie tempo życia jest szybkie i stresujące, gdzie nie pamięta się o tym, żeby czasem się zatrzymać i zastanowić nad tym, co najważniejsze. Aż w końcu ktoś nie zrobi tego za nas. Żyjemy w czasach, które pozwalają na zadumę tylko w chwilach, kiedy wydarza się jakaś tragedia. Które pozwalają na wolniejsze tempo tylko wtedy, kiedy zmuszeni jesteśmy zrezygnować z tego, co nam je narzuca.

Tegoroczna jesień jest dla mnie trudna. Kiedyś opowiem o tym więcej, ale na razie mam za sobą wrzesień, który dał mi bardzo dużo do myślenia. Zatrzymałam się. Spojrzałam na siebie z góry, z boku. I wiem jedno: nie pozwolę, żeby ktoś inny planował za mnie moje własne życie. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek narzucał mi co mam robić i jak mam robić. Nie pozwolę, żeby zabójcze tempo wyssało ze mnie radość i pewność siebie. Chcę, żeby role, które pełnię w życiu: kobiety, żony i matki, były pełnowartościowe, wnosiły coś więcej, dawały mi satysfakcję i spokój.

Rok temu, na trzydzieste urodziny, założyłam sobie plan, który zawierał bardzo konkretne cele. Nie wszystkie je spełniłam, ale mam jeszcze dużo czasu. Miesiąc temu skończyłam 31 lat i tym razem wiem jedno: to idealny moment, na podsumowania czego w życiu chcę, a czego nie chcę.

Chcę ludzi.

Chcę w moim życiu dobrych, mądrych, życzliwych ludzi, którzy dadzą mi siłę i motywację. Którzy dadzą mi miłość i przyjaźń, dobre słowo kiedy trzeba i kubeł zimnej wody na głowę, kiedy tego potrzebuję. Wartościowych ludzi. Wiem, że nie będzie ich wiele, ale życie nauczyło mnie, że nie ilość się liczy w tym przypadku. Przez te 31 lat odsiałam już w życiu wiele osób, które nazywałam przyjaciółmi. Osób, dla których byłam kozłem ofiarnym, które wiedziały lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre, które miały interes w tym, żeby się ze mną przyjaźnić lub po prostu wykorzystywały mnie do swoich celów. Nie chcę takiej negatywnej energii, już najwyższa pora ją od siebie odepchnąć, odciąć się od ludzi, z którymi znajomość jest albo jednostronna, albo płytka. Zbyt wiele kosztuje mnie to nerwów i czasu, który mogłabym spożytkować na pozytywy, na pójście dobrą ścieżką.

Chcę spokoju.

Spokój to ostatnio słowo – klucz w moim życiu. Zdałam sobie sprawę jak mało go miałam i jak cholernie go potrzebuję. Nie robię tego, czego nie muszę zrobić. Poświęcam siebie i swój czas na to, co jest dla mnie naprawdę ważne. Chodzę z dzieckiem na spacery, celebruję nasze małe chwile i zwycięstwa, cieszę się z tego, jak pięknie mój synek się rozwija, jakie robi postępy, jak ładnie już do mnie mówi, sam je, układa puzzle. To te wszystkie małe rzeczy są teraz fundamentem mojego spokoju. To ten spokój jest fundamentem mnie i mojego życia – teraz to wiem. I robię postępy. Uczę się cierpliwości. Uczę się spokojnej relacji mama – dziecko i żona – mąż. Uczę się rozmawiać. To może wydawać się dziwne i śmieszne, bo być może powinnam to wszystko wiedzieć już wcześniej, a jednak ta wiedza spłynęła na mnie dopiero teraz.

Chcę być panią samej siebie.

W pewnym momencie zorientowałam się, że straciłam kontrolę nad sobą i nad swoim życiem. Moje wybory i decyzje podryfowały w kierunku, z którego przestałam być zadowolona. Moje priorytety zamieniły się miejscami. A przecież to nie tak miało być. To nie po to byłam odważna, żeby potem tego żałować. To nie dlatego rzucałam się na głęboką wodę, żeby potem tonąć. Muszę być silna i szczera wobec samej siebie. Jeżeli coś mi nie wyszło, jeżeli coś koncertowo spieprzyłam, to muszę to przyznać. Muszę na głos powiedzieć, że złapałam zbyt wiele srok za jeden ogon, a teraz czas zrezygnować z tego, co zbędne, a wziąć się za to, co ma sens. Zdaję sobie sprawę, że to ogólniki i mało znaczące hasła, ale obiecuję, że z czasem wszystko wyjaśnię. Póki co, mogę powiedzieć jedno: podjęłam decyzję, że już nikt nigdy nie będzie mi narzucać co mam robić i jak mam się zachowywać. I to jest bardzo dobra decyzja.

Chcę być zdrowa.

To takie oczywiste. Takie trywialne. Każdy człowiek tego chce. Ale matka chce tego bardziej niż wszyscy inni ludzie na tej ziemi, bo ma dla kogo żyć, i to żyć bardzo długo. W dobrym zdrowiu – fizycznym i psychicznym. W pogoni za nie wiadomo czym straciłam poczucie czasu, zaniedbałam badania i zapomniałam o sobie. Teraz to nadrabiam. Sprawdzam stan mojego zdrowia, robię niezbędne badania, chodzę na kontrole, stosuję się do zaleceń lekarzy. Dotarło do mnie, że mam tylko jedno życie i jeżeli je zaniedbam, nikt mi go nie zwróci. Znowu – śmieszne i oczywiste. Ale niestety większość z nas o tym zapomina. Wierzcie mi: nie warto.

Nie chcę stresu.

Stres mnie zjada i wpływa na wszystkie płaszczyzny mojego życia, na moją codzienność i moje funkcjonowanie. Sprawia, że boli mnie brzuch, że nie mogę spać, że kłócę się o byle głupotę. Nie zdaję sobie z tego sprawy, ale stres niszczy mnie od środka i wpływa destrukcyjnie na wszystko, co dla mnie cenne. Długo tego nie wiedziałam. Długo śmiałam się z tych, którzy mówili mi, że coś jest nie tak, że się zmieniłam. A to nie ja się zmieniłam, to zmienił mnie stres. Przerażający demon naszych czasów. To on jest skutkiem pogoni za pieniędzmi, za coraz lepszą pracą, skutkiem zapominania o sobie, o swojej rodzinie, o odpowiednim tempie życia. O wolnym tempie życia, które jako jedyne gwarantuje nam brak stresu. Nie mogę pozwolić, żeby to wszystko zjadło mnie od środka. Dzisiaj wiem, że to ja sama sobie mogę regulować poziom stresu. A jeżeli faktycznie tak jest. to świadomie wybieram jego brak. I bardzo mi z tym dobrze.

Nie chcę smutku.

Depresja matki to nie tylko depresja poporodowa. To także smutek związany z tym, że bardzo wiele czasu musi ona spędzić oderwana od dziecka, rezygnując z tego wspólnego czasu, poświęcając tę jedyną na świecie relację na rzecz innych, dużo mniej ważnych pierdół. To rozerwanie jest źródłem tym większego smutku, im starsze jest dziecko i im większą przyjemność sprawia obcowanie z nim, zabawa, obserwacja jego kolejnych etapów rozwojowych. Nie chcę smutku, który wypływa z gigantycznego poświecenia, jakim jest rezygnacja z pięknych chwil z moim dzieckiem. Nie chcę smutku, który jest skutkiem oddalania się mojego dziecka ode mnie tylko dlatego, że mamusi nie ma w domu. Zamiast tego chcę czerpać radość z naszego wspólnego czasu, z naszych rozmów i naszych zabaw. Smutek zabiera mi życie. A tych pięknych chwil już nigdy nikt mi nie zabierze.

Czy zdarzyło wam się kiedykolwiek, że wasze życie momentalnie obróciło się o 180 stopni, a wszystkie wasze dotychczasowe plany i marzenia zmieniły się w jednej chwili? Zastanówcie się nad tym bardzo poważnie. Pomyślcie, co dla was i dla waszych dzieci jest tak naprawdę najważniejsze. Nie gońcie. Nie denerwujcie się. Nie płaczcie. Ja już to wszystko zrobiłam za was. Popatrzcie na mnie: stoi przed wami szczęśliwa, świadoma swojej wartości kobieta. Matka. Posłuchajcie mnie i zatrzymajcie się. Macie tylko jedno życie.

img_20160925_105642




Sposoby na odporność dziecka

DSCN3745

Chyba każda z nas, matek, na początku swojej macierzyńskiej drogi łudzi się, że jej dziecko nie będzie chorować. Ta iluzja nie ominęła i mnie. Byłam wręcz przeświadczona o tym, że skoro w pierwszym roku życia mój synek zaliczył dwa drobne glutki, to jak nic oznacza to, że zbudował mega-giga-odporność tuż po porodzie, wysysając ją z mlekiem matki. I oczywiście, jak zwykle w takich przypadkach, byłam w grubym błędzie.

Kiedy skończył się mój urlop macierzyński, a wraz z nim ciepłe pielesze, w których sobie we dwójkę siedzieliśmy, a w ich miejsce pojawił się żłobek, przedszkole i wszystko, co z nimi związane, zorientowałam się, że jednak rzeczywistość jest trochę inna, niż się tego spodziewałam. Zaczęłam więc działać. Dziś zdradzam moje sposoby na odporność dziecka.

Farmaceutyki

Zaczynam od tego, co dość oczywiste i co jako pierwsze nasuwa się na myśl, kiedy chodzi o zdrowie. Leków na odporność dla małego dziecka jest dość mało i rzecz jasna tę kwestię należy skonsultować przede wszystkim z lekarzem. Ja w mojej walce z nawracającymi glutami i wszelkiego rodzaju kaszelkami i zapaleniami zdecydowałam się na regularne podawanie witaminy D, tranu i probiotyku. Wielu lekarzy twierdzi, że odporność dziecka zaczyna się w żołądku – warto więc zadbać o dobrą florę bakteryjną. Dodatkowym sposobem na lekkie zahamowanie klasycznego totalnego smarka jest szybkie podanie przy pierwszych objawach syropu Sambucol, który ja i moje dziecko bardzo lubimy. Ostatnią deską ratunku, przetestowaną przeze mnie i bardzo skuteczną, jest polecony mi przez lekarkę probiotyk na górne drogi oddechowe o nazwie Entitis Baby (dla młodszych dzieci, w saszetkach do rozpuszczania w wodzie) lub Entitis w tabletkach do ssania (dla dzieci powyżej trzech lat). Jego działanie opisała Dagmara z bloga calareszta.pl (KLIK), bazując na własnym doświadczeniu i myślę, że można jej wierzyć, bo jej trojaczki przestały dzięki niemu chorować.

Pobyt nad morzem

Jeśli wierzyć lekarzom, najbardziej zbawienne okresy dla pobytu nad morzem i jodu, który się wtedy wydziela, to wiosna i jesień, a optymalna długość pobytu, która wytwarza minimum niezbędnej odporności, to 3 tygodnie. Nie zamierzam z nimi polemizować, niemniej jednak pierwszy raz, kiedy udało nam się wysłać Ignasia nad morze był w lutym i wyjazd ten trwał 10 dni. Nie wiem, czy stało się tak dlatego, że chwilę później przyszła wiosna, a wraz z nią minął okres wzmożonych zachorowań, jednak fakty są takie, że po tym wyjeździe (który był pierwszym jego samodzielnym wyjazdem bez nas… czuwała babcia!) choroby skończyły się jak ręką odjął i aż do końca czerwca zdarzyło się jedno, może dwa lekkie przeziębienia, i tyle. Moje dziecko zaliczyło potem jeszcze kilka pobytów nad morzem w okresie wakacyjnym i zimowym i póki co, odpukać, wszystko jest w porządku. Pewnego razu przyniósł do domu jednego żłobkowego wirusowego mutanta, który sprawił, że kichnął raz i kaszlnął raz, a mnie i jego tatę powaliło na dwa tygodnie, ale poza tym jesteśmy cali i zdrowi.

Spacery

Przyznaję, że w okresie noworodkowo – niemowlęcym mało spacerowałam z moim dzieckiem, bo przeważnie powstrzymywała mnie pogoda. Jednak kiedy po lutowym pobycie nad morzem Ignaś zaczął więcej przebywać na zewnątrz, zorientowałam się, że to bardzo mu służy. Godzina dziennie na świeżym powietrzu nie tylko wspomogła budowanie u niego odporności, ale też pozwoliła mu spożytkować energię tak, żeby na wieczór nie było problemów z zaśnięciem. Doskonała metoda!

Wietrzenie pokoju

Pozostając przy świeżym powietrzu, warto je wpuszczać do domu, a przede wszystkim do pokoju dziecka. Przed spaniem, po przebudzeniu, w każdym możliwym momencie w ciągu dnia. W okresie chorobowym pozwala to szybko pozbyć się zarazków z powietrza, a w okresie zdrowia pomaga obniżyć temperaturę w pomieszczeniu, która, UWAGA! powinna mieścić się w przedziale 19 – 21 stopni Celsjusza. U mnie w domu nie zawsze jest to możliwe i może właśnie również stąd pochodził nasz początkowy problem z zachorowaniami.

Nie przegrzewanie

Bez względu na to czy w domu, czy na zewnątrz, dziecko nie powinno się pocić, bo to prosta droga to choroby. Warto pamiętać, żeby ubierać je tak jak siebie, bez żadnych dodatkowych warstw, zwłaszcza jeżeli dużo się rusza, bo przecież właśnie wtedy wydziela dodatkową energię cieplną. Jeżeli nie wiemy dokładnie jak ubrać malucha, ubierzmy go „na cebulkę”, czyli tak, żeby można było łatwo zdjąć jedną lub dwie warstwy. Mój ulubiony zestaw na jesień to gruby sweter lub bluza i puchowy bezrękawnik, stosuję go nawet z cieplejsze zimowe dni.

Owoce i warzywa

Owoce i warzywa to naturalna dawka witamin, którą możemy dać dziecku. Warto zamrozić trochę tych najlepszych darów lata, żeby potem służyły nam jesienią i zimą. Co będzie nam z nich potrzebne? Odporność dziecka wzmacnia się dzięki żelazu (buraki), witaminie C (kiwi, czarna porzeczka, maliny, truskawki, gruszki, śliwki, jeżyny, jagody, kiszona kapusta, czerwona papryka, sałata i natka pietruszki), prowitaminie A, czyli beta-karotenowi (marchewka, morele, brzoskwinie, czarne porzeczki, jagody, dynia, brokuły, sałata, pomidory, kabaczek), witaminom z grupy B (fasola, banany, morele, śliwki, figi), cynkowi i selenowi. Wszystkie te składniki można podawać bezpośrednio w jedzeniu lub robić tak, jak ja robiłam przez całe wakacje, uzyskując dodatkowo cenny błonnik: wyciskając soki za pomocą wyciskarki. Mój model to Philips Avance Collection HR1897/30 (recenzję znajdziecie tutaj: KLIK) i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że doskonale się sprawdza jeżeli chodzi o wyciąganie z warzyw i owoców wszystkich zbawiennych składników.

Przemęczenie się

To dziwna i skuteczna metoda. Nie chodzi o wysiłek fizyczny, lecz o przemęczenie się ze wszystkimi chorobami, które dziecko żłobkowe i/lub przedszkolne po prostu musi przejść, żeby zyskać odporność. Wszystkie powyższe metody są wspaniałe i moje doświadczenie pokazuje, że naprawdę działają, jednak nie uchronią nas w 100% przed różnego rodzaju wirusami i bakteriami, które nasze dzieci tak czy inaczej złapią. Zminimalizują ich ryzyko, złagodzą objawy, ale nie wykluczą ich kompletnie. Pozostaje nam zatem uzbroić się w cierpliwość, baterię leków, inhalator (podstawowe wyposażenie każdego domu, w którym jest dziecko!) i dużo wolnego czasu (hahaha!), który potrzebny nam będzie na leczenie młodych chorowitków. Tymczasem ja trzymam mocno kciuki za nadchodzący sezon jesienno-zimowo-chorobowy, żeby ani moje dziecko, ani wasze dzieci nie odczuły go zbyt mocno!


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!

DSCN5825

DSCN5783

DSCN5797




Kochana mamusiu

img4_big

Kochana Mamusiu,

To ja, Twój maluszek. Jestem u Ciebie w brzuchu i chociaż może jeszcze nie wiesz, czy jestem chłopcem, czy dziewczynką, ja już Cię bardzo kocham. W końcu znam tylko Ciebie i jestem od Ciebie totalnie zależny!

Czuję jak mnie głaszczesz i słyszę jak do mnie mówisz. Nazywasz mnie różnie. Jestem fasolką, oseskiem, kropkiem – bo tylko tyle zobaczyłaś na pierwszym badaniu USG, które zrobiłaś jak tylko na teście pojawiła się druga kreska. Na zewnątrz jeszcze mnie nie widać, bo Twój brzuszek jeszcze nie urósł i być może nie odczuwasz jeszcze żadnych innych objawów, ale ja już tam jestem, rozwijam się i tylko Ty możesz zapewnić mi wszystko, co dla mnie najlepsze.

Jem to, co Ty jesz i piję to, co Ty wypijesz. Pamiętaj o tym, proszę, bo to strasznie ważne nie tylko dla mojego rozwoju tu, w Twoim brzuszku, ale i dla całego mojego życia już tam na zewnątrz, razem z Tobą!

Wiem, że dużo rozmawiasz ze znajomymi i rodziną o tym, że tu jestem i o wszystkim, co z tym związane. Czytasz artykuły w internecie, oglądasz programy w telewizji. Boję się, że to, co gdzieś przeczytasz lub usłyszysz, może nie być dla mnie dobre. Pewnie już natknęłaś się na  opinie, że kieliszek dziennie wina w ciąży poprawi Twoje wyniki krwi i nie będzie miał na mnie żadnego wpływu. Mamusiu, proszę, nie wierz im!

Wiem, że jestem jeszcze malutki i nie mam żadnego autorytetu, żeby Cię pouczać, ale pomyśl: kiedy się urodzę, nie będziesz mi pozwalać na picie do alkoholu dopóki nie będę pełnoletni, dlaczego więc miałabyś pozwalać mi na niego teraz, kiedy jestem jeszcze mniejszy?

Martwisz się o mnie już od pierwszych dni, kiedy dowiedziałaś się, że tu jestem. Czuję to. Nie chcę, żeby te zmartwienia były jeszcze większe kiedy się urodzę, ale wiem, że tak będzie. Uwierz mi, proszę – wystarczy Ci tych zmartwień nawet jeżeli nie będziesz miała do nich żadnych podstaw. Ale jeżeli już teraz pozwolisz, żeby dotarła do mnie choćby najmniejsza ilość alkoholu, narazisz siebie i mnie na naprawdę spore problemy.

Musisz wiedzieć, że jeżeli będzie działo się coś złego, być może lekarze nawet nie zapytają Cię, czy piłaś w ciąży alkohol i nie postawią dobrej diagnozy. Całymi latami będziesz się zastanawiać dlaczego sprawiam Ci takie trudności, dlaczego urodziłem się ważąc tak mało lub dlaczego mam problemy z serduszkiem. Narazisz mnie na cierpienie i bardzo duże ryzyko, którym obarczone są operacje serca u takich malutkich dzieci jak ja. I nadal nie będziesz wiedzieć gdzie się masz z tym zgłosić.

Wiem, że chcesz, żebym się prawidłowo rozwijał. Pewnie bierzesz kwas foliowy, może nawet witaminy dla kobiet w ciąży, bo zależy Ci, żeby moje organy, a przede wszystkim mój system nerwowy i mózg były dobrze rozwinięte. Tymczasem każda ilość alkoholu, którą wypijesz w ciąży, może im poważnie zaszkodzić i spowodować nieodwracalne zmiany! To może być opóźnienie mowy (a przecież z niecierpliwością będziesz czekać na każde moje słowo), trudności motoryczne (a przecież każda nowa umiejętność – łapanie, obracanie, pierwsze kroki – będą dla Ciebie powodem do dumy) czy kłopoty w początkowych klasach szkoły (a przecież będzie Ci zależało, żebym był wzorowym uczniem). Nie chcę mieć problemów z odbiorem bodźców, z pamięcią, z rozumieniem komunikatów, z wysławianiem się, z planowaniem i przewidywaniem. Nie chcę być nadpobudliwy i agresywny. A to wszystko będzie mi zagrażać jeżeli teraz mnie nie posłuchasz.

Najgorsze jednak jest to, że kiedy już okaże się, że wypity przez Ciebie alkohol spowodował te wszystkie szkody, nigdy nie będzie można ich do końca wyleczyć, a jedynie trochę złagodzić objawy, co będzie wymagało od Ciebie i od terapeutów bardzo dużo pracy i wysiłku. Do końca życia będę ponosić konsekwencje, na które przecież nie zasłużyłem…

A ja chcę być Twoim powodem do radości i do wstawania co dzień z uśmiechem na twarzy!

Mamusiu, bardzo Cię kocham i wiem, że Ty kochasz mnie. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Jeszcze raz bardzo Cię proszę: Nie pij w ciąży alkoholu. Nawet jednej kropelki. W życiu poświęcisz dla mnie bardzo dużo, więc wiem, że stać Cię na to jedno małe wyrzeczenie, które dla mnie znaczy tak wiele.

Nie mogę się już doczekać naszego spotkania! Do zobaczenia za kilka miesięcy –

Twoje Dziecko

FASD (Fetal Alcohol Spectrum Disorder)

to zespół zaburzeń jakie mogą powstać kiedy matka w czasie ciąży używa alkohol. Najcięższym uszkodzeniem z tego spektrum jest FAS – alkoholowy zespół płodowy. FAS to jednostka obejmująca zaburzenia, jakie powstają w wyniku narażenia dziecka na alkohol w okresie prenatalnym. Prenatalna ekspozycja na alkohol powoduje przede wszystkim uszkodzenie mózgu i tworzących się narządów wewnętrznych. Dzieci, które w okresie prenatalnym były eksponowane na alkohol, mogą mieć różne trudności rozwojowe: upośledzenie uczenia się często pomimo prawidłowego rozwoju intelektualnego, opóźnienie rozwoju mowy, zaburzenia w komunikacji językowej, zaburzenia myślenia przyczynowo-skutkowego, nadpobudliwość.

9 września przypada międzynarodowy dzień FAS.

Dzieci nie chcą FAS. Nie pij alkoholu w ciąży, a jeżeli masz wśród znajomych ciężarną lub jej członków rodziny – powiedz im jak poważne jest zagrożenie. Proszę, nie lekceważ możliwych konsekwencji. Chcesz pomóc? Udostępnij ten wpis, oznacz go hashtagiem #dzieciniechcafas. Pomóż mi dotrzeć do świadomości jak największej ilości osób.

Fundacja EY_kampania FAS_logotyp_final

Moje dziecko urodziło się z hipotrofią urodzeniową z nieznanych przyczyn, mimo że w ciąży nie wypiłam nawet kropli alkoholu. Teraz już wiem dlaczego pierwsze pytanie, które mi zadano w szpitalu po porodzie dotyczyło właśnie tego aspektu. Teraz już wiem, że to był naprawdę dobry szpital.

https://www.youtube.com/watch?v=BCHqtnu5Wy0

Wpis powstał we współpracy z Fundacją EY.




Cesarskie cięcie czy siły natury? Daj sobie wybór!

Jak świat długi i szeroki, każda historia porodu jest inna. Na przestrzeni wieków kobiety rodziły już chyba wszędzie, w każdy możliwy sposób i w każdej możliwej pozycji. Jednak mam wrażenie, że kiedyś mimo wszystko było łatwiej – rozwój medycyny nie pozwalał na wybór pomiędzy znieczuleniem a jego brakiem, pomiędzy porodem siłami natury a cesarskim cięciem. Dziś dyskusja jest żywa, zagorzała i momentami aż nazbyt intensywna. A wybór wbrew pozorom jest naprawdę prosty.

Kiedy zaszłam w ciążę, nie brałam pod uwagę nic innego niż poród siłami natury, a kiedy podczas szkoły rodzenia zobaczyłam jak wygląda strzykawka używana do znieczulenia rodzącej powiedziałam sobie, że nie ma takiej siły na tej ziemi, która zmusi mnie, żeby wylądowało to w moim kręgosłupie. Taka była teoria.

W praktyce okazało się, że moje dziecko bardzo długo było w ułożeniu pośladkowym i lekarz powiedział mi, że być może będzie to zalecenie do cesarskiego cięcia.

Mój świat runął.

Bardzo długo zajęło mi pogodzenie się z tą myślą, nastawienie na zupełnie inny sposób urodzenia dziecka, a kiedy już miałam dzwonić i umawiać termin cesarki, w pełni świadoma, że nie ma innego rozwiązania, mój synek zrobił fikołka i ustawił się głową do wyjścia, tak po prostu. Z jednej strony było to dla mnie ulgą, a z drugiej w jakiś dziwny sposób znowu trudno było mi się nastawić na poród naturalny, chociaż oczywiście kiedy już przyszło co do czego, nie bardzo miałam czas na jakiekolwiek przemyślenia i zastanowienia.

Mój poród, mimo niemal 12 godzin bolesnych skurczy i odsyłania mnie przez położne do domu, bo według nich były to tylko skurcze przepowiadające (jak się okazało, ich przepowiednia była bardzo krótkoterminowa), nie był dla mnie traumatyczny. Od wejścia na salę porodową (a więc owszem, przeczucie mnie nie myliło i jednak rodziłam!) do przyjścia na świat mojego synka minęło ok półtorej godziny. Tak jak chciałam, urodziłam bez znieczulenia. Czy bolało? Jak cholera! Czy żałuję, że właśnie tak się to potoczyło? Ani trochę. Czy powtórzyłabym to doświadczenie? Tak.

Ale nie dla każdej kobiety jest to oczywisty wybór.

Wśród moich bezdzietnych znajomych panowało przekonanie, że cesarskie cięcie to luksus, który pozwala uniknąć bólu. Owszem, pozwala uniknąć bólu porodowego. Ale jest też operacją w pełnym tego słowa znaczeniu, ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami, jakie taka operacja może za sobą nieść, o czym moje znajome nie wiedziały. Czasem jest to łatwiejsza opcja, bo strach przed bólem może być sam w sobie paraliżujący. Jednak przed podjęciem decyzji warto mieć świadomość jakie są plusy i minusy zarówno cięcia, jak i porodu siłami natury. Poniżej prezentuję więc wady i zalety obu opcji (komentarze w nawiasach są moje).

Poród siłami natury

Zalety porodu naturalnego:
• kobieta podczas porodu naturalnego aktywnie uczestniczy w narodzinach swojego dziecka
• po porodzie naturalnym kobieta bardzo szybko będzie mogła zajmować się swoim dzieckiem (ale zdarza się to również po cc)
• połóg po porodzie naturalnym trwa krócej w porównaniu do połogu po porodzie przez cesarskie cięcie (ale oczywiście nie jest to reguła i zdarzają się wyjątki)
• macica po porodzie naturalnym szybciej się obkurcza niż po cesarskim cięciu
• brak rany, a potem blizny na brzuchu i macicy
• przeżycie porodu naturalnego może poprawić samoocenę kobiety (słowo klucz: może, wcale nie musi)
• uniknięcie możliwości wystąpienia powikłań poporodowych typowych dla cesarskiego cięcia
• krótki pobyt w szpitalu (to zależy od szpitala, stanu zdrowia matki i dziecka, też nie jest regułą)
• łatwiej rozpocząć karmienie piersią, gdyż poród naturalny pobudza laktację (a tak naprawdę laktacja rozpoczyna się, kiedy w organizmie matki nie ma już łożyska)
• ryzyko wystąpienia powikłań po porodzie naturalnym jest dużo mniejsze niż po porodzie przez cesarskie cięcie
• tata dziecka podczas porodu naturalnego może przeciąć pępowinę
• dziecko rodzi się wtedy, gdy jest w pełni przygotowane do opuszczenia organizmu matki
• dziecko ma możliwość naturalnego zaczerpnięcia pierwszego oddechu na skutek wyciśnięcia przez macicę wód płodowych znajdujących się w płucach dziecka w momencie pojawienia się główki dziecka na świecie

Wady porodu naturalnego:
• nie wiadomo kiedy dokładnie rozpocznie się poród
• poród naturalny trwa bardzo długo (nie zawsze, ja rodziłam koło godziny)
• skurcze macicy podczas porodu naturalnego mogą być bardzo bolesne
• długo trwający poród naturalny jest bardzo męczący dla kobiety i dziecka
• po porodzie naturalnym początkowo mogą wystąpić u kobiety problemy z oddaniem moczu i wypróżnieniem oraz z nietrzymaniem moczu i siedzeniem
• po porodzie naturalnym pochwa może być luźniejsza niż przed ciążą, co może mieć wpływ na współżycie seksualne
• ból po nacięciu krocza (aczkolwiek w bardzo wielu miejscach odchodzi się już od nacięć i są stosowane w absolutnej ostateczności)
• istnieje ryzyko niedotlenienia dziecka

Poród przez cesarskie cięcie

Zalety porodu przez cesarskie cięcie:
• w przypadku porodu planowanego znana jest wcześniej data narodzin dziecka
• dziecko przez cesarskie cięcie szybciej się rodzi niż przez poród naturalny
• kobieta nie boi się bólu związanego z porodowymi skurczami macicy
• brak dolegliwości, które występują lub mogą wystąpić po porodzie naturalnym, np. nietrzymanie moczu, problemy z siedzeniem, oddawaniem moczu i wypróżnianiem się
• poród przebiega bez możliwości nacięcia krocza
• szybki poród, bo trwa tylko do pół godziny
• brak bólu krocza po porodzie
• brak zmian w wyglądzie narządów rodnych kobiety, np. rany po nacięciu krocza, rozciągniętej pochwy
• istnieje mniejsze ryzyko niedotlenienia dziecka
• dziecko będzie mniej zmęczone porodem niż po porodzie naturalnym
• po porodzie przez cesarskie cięcie dziecko wygląda ładniej, gdyż główka nie musi się przeciskać przez wąski kanał rodny kobiety

Wady porodu przez cesarskie cięcie:
• po porodzie przez cesarskie cięcie kobieta dłużej dochodzi do siebie niż po porodzie naturalnym (chociaż oczywiście są wyjątki)
• w trakcie zabiegu cesarskiego cięcia istnieje możliwość uszkodzenia narządów wewnętrznych
• cesarskie cięcie jest operacją, po której mogą wystąpić powikłania pooperacyjne np. krwotok, niedrożność jelit
• na skórze brzucha pozostanie blizna po cesarskim cięciu
• ból brzucha po cesarskim cięciu jest utrudnieniem w karmieniu piersią oraz w opiece nad dzieckiem (chociaż są kobiety, które się na to nie skarżą)
• po cesarskim cięciu mogą wystąpić problemy z karmieniem piersią z powodu małej ilości pokarmu w piersiach (to również nie jest regułą)
• przy następnym porodzie macica może pęknąć
• możliwość wystąpienia dolegliwości po znieczuleniu
• dłuższy pobyt w szpitalu niż po porodzie naturalnym (nie zawsze)
• nie zawsze możliwy kontakt matki z dzieckiem zaraz po cesarskim cięciu
• dziecko zaczyna oddychać dopiero po mechanicznym odessaniu przez lekarzy wód płodowych z płuc
• dziecko może ulec uszkodzeniu podczas wyciągania go przez niewielki otwór w brzuchu
• nagłe wyrwanie dziecka z bezpiecznego brzucha matki może być dla niego szokiem
• mogą pojawić się przejściowe problemy z układem oddechowym dziecka

źródło: abcmaluszka.pl

Po raz kolejny: tak wygląda teoria. Nie ma lepszego wyboru, nie ma gorszego, ale warto znać wszystkie za i przeciw, wszystkie możliwe konsekwencje.

Co zrobić ze strachem?

On jest i będzie, a teraz powieje banałem: w macierzyńskim życiu będzie nam towarzyszył już do końca. Jednak strach przed bólem porodowym może nam odebrać całą radość z tego wielkiego wydarzenia i mieć naprawdę niekorzystny wpływ na jego przebieg. Może też osiągnąć formę tokofobii, czyli patologicznego strachu przed ciążą i porodem (więcej informacji tutaj: klik). Co więc zrobić, aby ułatwić sobie to zadanie?

Po pierwsze szczerze porozmawiać z lekarzem. Bardzo możliwe, że znajdzie on sposób, aby ten strach zminimalizować – doradzi nam bardzo dobrą położną, której doświadczenie pomoże nam przejść przez poród naturalny mimo strachu i bólu. Powie też jakie są z jego punktu widzenia plusy i minusy.

Po drugie, znając wszystkie za i przeciw, wsłuchać się w swoją intuicję i swoje potrzeby. Nie słuchać krytykantów, nie zważać na hejty – przeciwnicy i zwolennicy obu opcji zawsze będą mieli bardzo dużo do powiedzenia, ale to nie oni za nas urodzą. A dziecko będzie rosnąć i rozwijać się w miłości i wspaniałych warunkach, jakie mu zapewnimy, bez względu na sposób, w który przyjdzie na świat. Będzie budowało odporność poprzez chorowanie, będzie nam sprawiało mniejsze lub większe problemy, ale i radości.

Poród to tylko początek wspaniałej przygody.

I jako taki warto go rozpatrywać. Oczywiście w przypadku zalecenia cięcia cesarskiego można jeszcze (co i ja rozważałam) wziąć pod uwagę taki poród dopiero w momencie, kiedy dziecko samo zdecyduje, że już pora wyjść – dla zwolenniczek porodu naturalnego zmuszonych sytuacją do innego rozwiązania może to stanowić pewien kompromis.

Nie można zapominać, że na pogodzenie się z każdym z rozwiązań, zrozumienie na czym to wszystko polega, poznanie różnic i w końcu podjęcie decyzji będziemy mieć jakieś 8 – 9 miesięcy. To całkiem sporo, żeby do sprawy podejść ze zdrowym rozsądkiem  – na tyle, na ile pozwolą nam oczywiście ciążowe hormony i ciążowy żelek, jak z rozczuleniem nazywałam to, co zostało mi w tamtym czasie z mojego niegdyś wspaniałego i dość dobrze funkcjonującego mózgu. Żarty żartami, ale z perspektywy osoby, która ma to za sobą mogę powiedzieć, że to wystarczająco dużo.

Ryzyko, lęk i ból to elementy, których żaden sposób porodu nie wykluczy w 100%, ale też żadnego z nich nie można bagatelizować. Bo kiedy na szali są trauma, życie i zdrowie, warto postępować zgodnie z własnym sumieniem i intuicją. A najczęściej to właśnie one będą, poza lekarzem, naszymi najlepszymi ciążowymi doradcami.


Zapraszam do grupy mam, w której radzimy sobie, pomagamy i jesteśmy dla siebie przyjazne: KLIK. Czekam tam na Ciebie z niecierpliwością!