1

Moje kosmetyczne hity 2021

Wpis powstał we współpracy z marką Douglas.

Zbliża się końcówka roku, więc z radością wracam do mojej tradycji podsumowania kosmetycznych hitów roku. A że 2021 był rokiem, w którym wróciłam do częstszego makijażu, a także skoncentrowałam się na pielęgnacji mojej przebarwionej cery, to mam dla was kilka prawdziwych perełek.

Na pierwszy ogień weźmiemy właśnie pielęgnację cery.

Kosmetyczne hity 2021

Pielęgnacja cery z przebarwieniami

Po konsultacji z komsetologiem postanowiłam regularnie dbać o cerę za pomocą minimalistycznej, ale skutecznej pielęgnacji.

Raz w tygodniu robię peeling enzymatyczny. Już jakiś czas temu odkryłam Peeling Eveline i polecam go każdemu. Cena za tak dobry produkt jest po prostu śmieszna, a jego działalnie dosłownie czuć pod palcami. Regularne złuszczanie naskórka na twarzy pomaga mi pozbywać się szybko powierzchniowych przebarwień.

Moim drugim odkryciem tego roku jest Pianka do mycia twarzy Avene. Bardzo lekka i bardzo wydajna, nie przesusza delikatnej skóry twarzy, oczyszczając ją bardzo dokładnie.

I trzeci produkt to mó absolutny kremowy hit, idealny na okres jesieni i zimy, ale bardzo dobrze sprawdzający się również wiosną i latem. Ceramidowy krem COSRX ma dość gęstą, glicerynową konsystencję, jest bardzo wydajny i szybko się wchłania, co sprawia, że idealnie nadaje się pod makijaż. Zużywam w tej chwili jego drugie opakowanie i na pewno nie będzie to ostatnie.

Kosmetyki kolorowe

Podkład i korektor z Catrice to idealny stosunek ceny do jakości. Podkład HD Liquid Coverage nawet przy użyciu niecałej pompki kryje wszelkie niedoskonałości lepiej niż niejeden dużo droższy kosmetyk, natomiast korektor Liquid Camouflage idealnie się z nim blenduje ukrywając najciemniejsze sińce pod oczami. Dla mnie jest to duet idealny.

A to już moje tegoroczne odkrycia.

Nowość od Maybelline – maskara Lash Sensational Sky High szturmem podbiła drogerie, i nie bez powodu. To, co ten tusz do rzęs robiz długością i wywinięciem rzęs, to jest po prostu poezja.

I moje drugie niedawne odkrycie, zwłaszcza w miesiącach letnich – krem BB Anti Fatigue Bourjois Healthy Mix. Jak na krem BB krycie ma bardzo pzyjemne, równolegle i gładko się rozsmarowuje, nie zostawia smug i jest bardzo trwały. A dodatkowo pięknie nawilża cerę. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych kremów BB dostępnych na rynku. A przetestowałam ich już naprawdę wiele!

Perfumy

A na deser moje dwa ukochane zapachy perfum. Oba lekkie, delikatnie kwiatowe, bardzo kobiece i pasujące do każdej okazji.

Perfumy Chloe Nomade wypsikuję ostatnio wręcz obsesyjnie. Pachną bardzo naturalnie, z wyczuwalnymi nutami liczi i frezji. Coś absolutnie cudownego.

Perfumy Gucci Bloom poznałam już dawno i w tej chwili mam już ich drugą butelkę. Pachną jak wiosenny ogród, kojarzą mi się z wolnością i beztroską.

A jakie są wasze kosmetyczne hity tego roku? Co możecie polecić mi w ciemno?




Ikabog – recenzja najnowszej książki J.K. Rowling

„Ikabog” to bajka, którą J.K Rowling wymyśliła jeszcze przed Harrym Potterem, pisząc ją dla swoich dzieci. Na początku pandemii, żeby podnieść na duchu dzieci siedzące w domach na zdalnym nauczaniu, zaczęła publikować książkę fragmentami w internecie. Jednak czy tak naprawdę jest to książka dająca pocieszenie?

Kiedy zobaczyłam tę książkę na półce w Empiku, nie mogłam się jej oprzeć. Przepięknie wydana, w twardej oprawie, z ilustracjami stworzonymi przez dzieci, dopracowana wizualnie z najmniejszymi detalami. No i mamy autorkę Harry’ego Pottera, która od czasów słynnej serii o czarodziejach nie napisała nic dla dzieci. Oczekiwania były więc wysokie, ale nie jestem do końca pewna, czy książka je spełniła.

Ikabog – recenzja

Wszystko zaczyna się niewinne w – wydawałoby się – pozbawionym trosk i zmartwień królestwie Coniemiary. W państwie rządzonym przez króla Alfreda niczego nie brakuje, a jego miasta – Karafa, Serwata, Eklerona i Baleronburg – opływają we wszelkie dobra. Jednak północ kraju słynie ze strasznej legendy o Ikabogu – przerażającym potworze zagrażającym ludziom. Co się wydarzy, gdy król wyruszy stawić potworowi czoła? Dlaczego kraj pogrąży się w nędzy i czy naprawdę Ikabog nie istnieje?

Bohaterami tej książki nie są jednak ani król, ani jego dwaj przyboczni – Fujpluj i Oklap, lecz dzieci. To one dominują na pierwszych stronach książki i to one, niczym klamra, spinają całą powieść.

Recenzent Daily Telegraph dał Ikabogowi tylko 3 gwiazdki na 5 pisząc, że książce tej brakuje magii Harry’ego Pottera. Nie miał racji, ponieważ jest to baśń pełna magii, ale ujętej w zupełnie inny sposób.

„Ikabog” napisany jest pięknym językiem

I tak jak w przypadku Harry’ego Pottera jest to majstersztyk tłumaczeniowy, którego jako tłumaczka nie mogę nie docenić. Na tym analogie do HP się nie kończą, ponieważ typowo dla siebie Rowling nie tworzy samych postaci dobrych i złych. Gdzieś pomiędzy nimi znajdziemy również bohaterów niejednoznacznych i nieoczywiste zakończenia wątków.

I, tak jak w Harrym Potterze, autorka w typowo dziecięcej bajce po raz kolejny oswaja temat śmierci. Z początkowej sielanki przechodzi do bardzo mrocznych klimatów, w których ludzie umierają, są porywani, bici i więzieni. Pojawia się motyw śmierci z głodu. Sieroty porzucane przez rodziców z braku pieniędzy są ofiarami przemocy fizycznej i psychicznej, dzieci walczą ze sobą.

„Ikabog” pokazuje konsekwencje kłamstwa i manipulacji.

To baśń o chciwości i strachu, a jednocześnie o przyjaźni i dziecięcej sile. To fabuła tak emocjonująca, że czytając ją naszemu dziecku do snu wymienialiśmy się nawzajem informacjami co się wydarzyło w rozdziałach, które każde z nas przeczytało.

Jednak nie jest to typowa książka do snu.

Bardzo wrażliwe dzieci mogą mieć problem z zaśnięciem. Opisy bywają brutalne i niepozbawione wprost określeń takich jak „zgon” czy „nieboszczyk”. Całość tym mocniej działa na wyobraźnię, że wszystkie z opisanych tragedii okazują sie prawdziwe.

Czy więc jest to książka dla dzieci?

Wbrew temu, co oficjalnie twierdzi Wikipedia, opisując Ikaboga jako książkę adresowaną dla dzieci w wieku 7-9 lat, portal Common Sense Media ocenia ją jako nadającą się od 9 lat.

Moim zdaniem może być lekturą również dla siedmiolatka. Ale to do nas, rodziców, należy decyzja, czy dziecko nie jest zbyt wrażliwe na takie tematy. Osobiście radziłabym nie bez przyjemności przeczytać książkę samemu, a następnie zadecydować czy to dobry moment, aby przejść przez nią razem z dzieckiem.

Ikabog jest magiczny, wzruszający i pouczający, ale też pokazujący, że nic nie jest w życiu tylko czarne albo tylko białe. Zdecydowanie jest lekturą na dzisiejsze czasy.

Jeśli po lekturze mojej recenzji zdecydujesz się na zakup książki „Ikabog”, będzie mi niezwykle miło. Książka dostępna jest na portalu Tania Książka.


Ikabog recenzja książki

Przeczytaj też:

Pierwsze kino z dzieckiem – kiedy i na co?




Moje kosmetyczne hity i kity 2020

kosmetyczne hity i kity 2020

Ten rok nie obfitował w intensywne makijaże, bo i okazji było mało. Ale mówiłam już nieraz, że pandemia miała dla mnie wiele plusów i właśnie do nich zaliczam sferę kosmetyczną.

Malowałam się bardzo rzadko, więc jeśli chodzi o kolorówkę testowałam głównie bazowe produkty, za to zaopatrzyłam się w wiele kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Tak właśnie powstały moje kosmetyczne hity i kity 2020.

HITY

Pielęgnacja twarzy

Jakoś na początku pandemii, kiedy już jasne było, że nie będę robić codziennego makijażu, postanowiłam zamiast kolorówki zacząć inwestować w pielęgnację twarzy. Na początku myślałam, że większość z tych kosmetyków jest słaba i mnie zatyka, dopóki się nie okazało, że problem leży gdzie indziej (tu przeczytacie co i dlaczego się zmieniło: KLIK).

Kwasy The Ordinary

The Ordinary to stosunkowo niedroga marka, która szturmem podbiła Instagram i kosmetyczki kobiet od wieku nastoletniego po wiek dojrzały. Na początku sądziłam, że są nie dla mnie, bo używałam ich codziennie. Jednak po zmianie częstotliwości i dostosowaniu ich do mojej cery i moich potrzeb okazało się, że faktycznie są warte grzechu.

The Ordinary Niacinamide 10% + Zinc 1%

The Ordinary Lactic Acid 10% + HA

W tym roku planuję też przetestować wreszcie czerwony peeling The Ordinary, który podobno działa cuda. Ale to dopiero po konsultacji z kosmetologiem, którą planuję już w styczniu!

Maska Laneige

Maska Laneige Water Mask na noc nie należy do produktów z niskiej, ani nawet średniej półki cenowej. Ale jest tak wydajna, że można spokojnie pozwolić sobie na ten wydatek. Uwielbiam kłaść ją na twarz w połączeniu z The Ordinary Lactic Acid 10% + HA. To połączenie gwarantuje nam rano buzię jak u niemowlaka!

Maska Laneige Sleeping Care – Water Sleeping Mask

kosmetyczne hity i kity 2020

Krem do twarzy Samarite

Kolejny kosmetyczny cud tego roku. Krem o wspaniałym składzie, zapachu i wydajności. Również z kategorii tych, które posądzałam o zapychanie. Tymczasem po zdiagnozowaniu problemów i rozpoczęciu leczenia okazało się, że wspaniale nawilża i odżywia moją cerę. KOCHOM!

Samarite Divine odmładzający krem do twarzy 45ml

najlepsze kosmetyki 2020

Kosmetyki kolorowe

W makijażu twarzy stawiałam w tym roku przede wszystkim na wyrównanie kolorytu skóy i rozświetlenie twarzy.

Krem BB L’oreal

Często siedząc w domu, zrezygnowałam z codziennego używania podkładu, zamieniając go na kremy BB. Po pierwszych mocno nieudanych próbach (za chwilę w tegorocznych kitach przekonacie się dlaczego) odnalazłam ten jedyny.

Krem BB marki L’oreal pięknie matuje skórę i doskonale wyrównuje jej koloryt, dodając jednocześnie potrzebnego rozświetlenia. Łatwo nakłada się go palcami i równomiernie rozprowadza. No i cenie nie można niż zarzucić. Jest dostępny w kilku odcieniach i tutaj mogę się dopatrzeć jednego drobnego minusa – nawet ten najjaśniejszy jest teraz w zimie minimalnie dla mnie za ciemny. Ale po domu to kto by na to patrzył. 😉

Krem L’oreal BB C’est Magic

moje kosmetyczne wybory 2020

Podkład i korektor Catrice

Wiadomo, że mimo wszystko czasem trzeba się było wynurzyć z jaskini. I wtedy doskonałym rozwiązaniem był ten duet, który odkryłam jakiś czas temu. Kosmetyki Catrice są bardzo przystępne cenowo, co jest ich wielkim plusem, ale nie jedynym. Podkład bardzo dobrze kryje nie tworząc efektu maski i można go nakładać warstwowo. Pięknie wyrównuje koloryt i jest długotrwały. Natomiast korektor nie zbiera się w zagłębieniach i bardzo fajnie dopełnia podkład. Dla mnie duet idealny.

Catrice HD Liquid Coverage

Catrice Liquid Camouflage

Paletka Hean

Hean to polska marka z wieloletnią tradycją i z produktami doskonałej jakości. Szukając podróżnego kosmetyku typu 3w1, trafiłam na paletkę rozświetlacza, różu i bronzera (sądząc, że będę używać tylko bronzera). Okazało się, że cała trójca jest świetna, rozświetlacz daje super błysk, a bronzer ma przyjemny chłodny odcień. No i cena! Biorę w ciemno.

Hean Shape & Glow palette 3in1 (blusher, highlighter, bronzer)

kosmetyki roku 2020

Tusz do rzęs Bourjois

Lubię markę Bourjois bo zwykle (o tym za chwilę) mnie nie zawodzi. Kocham ich klasyczny róż, którego używała kiedyś również moja mama.

Tym razem odkryłam ich tusz do rzęs, który sprezentowała mi teściowa, a drugie opakowanie kupiłam już sobie sama. Tusz jest cudownie gęsty i bardzo intensywnie czarny. Świetnie pogrubia i wydłuża rzęsy, jednak ma jeden mały minus – nakłada się go zbyt dużo na szczoteczkę, przez co skleja rzęsy. Jednak mam na to patent. Korzystając ze szczoteczki starego, wysłużonego tuszu Pump Up mascara (opisanego TUTAJ), rozczesuję rzęsy osiągając zamierzony efekt.

Bourjois Big Lashes Oh, Oui!

kosmetyki do pielęgnacji twarzy

Kosmetyki do włosów

Od razu mówię, że nie jestem włosomaniaczką. Moje włosy są bardzo grube i bardzo gęste. W ich pielęgnacji stawiam przede wszystkim na nawilżenie, zmiękczenie i wygładzenie. Staram się szukać kosmetyków o możliwie jak najbardziej naturalnym składzie, jednak nie ukrywam, że to nie zawsze sprzyja opanowaniu moich włosów.

W tym roku odkryłam dwie linie produktów.

Garnier Fructis Banana

Garnier bardzo mnie zaskoczył stawiając na naturalny skład. Nie ukrywam, że do tej pory była to marka, którą omijałam szerokim łukiem. Ale w tym zestawie totalnie się zakochałam. Moim ulubionym produktem jest maska w słoiczku, która odżywia, daje miękkość i przepiękny zapach. Taka forma opakowania sprawia, że produkt można wykorzystać do samego końca. Brawo, Garnier! Zrobiliście to świetnie.

Garnier Fructis Banana Hair Food – szampon

Garnier Fructis Banana Hair Food – Nourishing Hair Treatment

kosmetyczne hity do włosów

Szampon i Odżywka Herbal Essences

To druga linia kosmetyków, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Przy czym w tym zestawieniu o dziwo lepiej wypada szampon. Niemniej jednak w komplecie bardzo fajnie zmiękczają i nawilżają włosy. Zwykle poluję na promocje i albo trafiam na Fructisa, albo na Herbal Essences. Fajnie się uzupełniają.

Herbal Essences Coconut Milk – szampon

Herbal Essences Coconut Milk – odżywka

Odżywka Dermo Pharma Argan[4]Therapy

O mały włos (dosłownie!), a zapomniałabym o tym cudzie. Stacjonarnie dostępna tylko w Kontigo, więc nie mając tych drogerii nigdzie po drodze jeździłam tylko i wyłącznie specjalnie po nią. Nie należy do najtańszych, ale można ją trafić na promocji. Nieziemski zapach i nieziemski efekt – fajnie dociąża, wygładza i zmiękcza włosy. Zdecydowanie warta grzechu, przynajmniej raz – dla spróbowania!

Dermo Pharma Argan[4]Therapy – odżywka

najlepsze kosmetyki do włosów

KITY

Niestety w tegorocznym zestawieniu mamy i niechlubną półkę kitów. Na szczęście nie ma ich tak dużo jak hitów – to oznacza, że częściej jednak odpowiednio lokowałam pieniądze.

Krem BB Miya

O tym „cudzie” wspomniałam już między wierszami. Totalny niewypał. Krem się maże i ciężko go równomiernie rozprowadzić, mimo że próbowałam zarówno rękami, jak i gąbeczką. Krycie jest minimalne, cera bardzo szybko się po nim świeci. Zużyłam dwa opakowania zanim straciłam do niego cierpliwość. Jego jedynym plusem jest to, że występuje w różnych odcieniach, przy czym najjaśniejszy jest dla mnie odrobinę za ciemny. No i SPF 30, którego nie znalazłam w innych kremach BB z tej samej półki cenowej. Ale nie zamierzam się poddać – będę szukać dalej!

Miya Cosmetics myBBcream (SPF 30)

kosmetyczne zawody roku 2020

Korektor do brwi Eveline

Jeszcze do niedawna moim ideałem był wspomniany tutaj korektor Eveline Art Scenic. Nie wiedzieć dlaczego zniknął on zupełnie ze sprzedaży stacjonarnej, a jego miejsce zajął… totalny bubel. O nieodpowiadającym mi kształcie szczoteczki i zbyt ciemnym kolorze. Gwoździem do trumny jest fakt, iż korektor ten nie zasycha, nie zastyga. Przez cały dzień trzeba uważać, żeby nie dotknąć przypadkiem brwi, bo bardzo elegancko można go sobie rozmazać. Nie lubię wyrzucać kosmetyków, dlatego kończę pierwsze opakowanie i będę szukała czegoś innego. Podobno Dalia ma fajny produkt.

Eveline Eyebrow Corrector 5in1

najgorsze kosmetyki roku 2020

Paletka Bourjois

I ostatni kit i bubel roku 2020. Paletka cieni Bourjois, których kolory mnie zachwyciły, ale które nijak nie dają się nałożyć i nie są trwałe. Koloru nie widać na powiece W OGÓLE. Bardzo dużo czasu spędziłam męcząc się zarówno pędzelkami, jak i palcami. Dramat. Nie kupujcie. Chyba że lubicie makijaż, którego nie widać.

Bourjois Place de l’Opera Rose Nude Edition

kosmetyczne kity 2020

A jak u was wyglądał kosmetycznie rok 2020? Znacie pokazane przeze mnie produkty? A może macie swoje hity i kity?




Thermomix TM6 – opinia po dwóch latach użytkowania. Czy warto kupić?

Thermomix TM6 opinia czy kupić
Autorką zdjęcia jest Martyna Górczyńska

Jeśli moja opinia sprawi, że zainteresujesz się Thermomixem, serdecznie zapraszam do kontaktu mailowego motheratorka@gmail.com, telefonicznego: 663-670-068 lub na moim Instagramie: KLIK. Jako przedstawicielka sprawię, że będziesz się cieszyć swoim Thermomixem tak jak ja 🙂 Thermomix TM6 – opinia

Dołącz do grupy Thermomatki na Facebooku: KLIK

UWAGA!!! Od 5 do 28 sierpnia trwa jedyna w roku promocja na raty 0% na Thermomix: 10, 20, 30 lub 36 rat z wkładem własnym lub bez. Thermomix może być Twój już od 159 zł miesięcznie. Raty możesz w dowolnym momencie nadpłacać lub nawet spłacić w całości bez żadnych dodatkowych dopłat. Przy zamówieniu Thermomixa teraz, pierwszą ratę spłacasz w listopadzie.


Pamiętam ten moment, kiedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że może by warto było kupić Thermomix. Na śledziku u znajomych jadłam niebiańskie tiramisu (ach, piękne czasy, kiedy jeszcze mogłam słodkie…). Dokładałam i dokładałam, w końcu zapytałam autorkę dania skąd przepis. „Aaa, to Thermomix. W 5 minut zrobiłam.”. Thermomix TM6 – opinia

A potem sprawdziłam cenę i mnie zmroziło. Cena za Thermomix to 5745 zł. Nie będę was przecież oszukiwać, że nie zrobiła na mnie wrażenia, albo że za tę jakość to adekwatna cena. Nie mnie to oceniać. Ale ja z natury rzeczy jestem taką osobą, że jak mam kupić coś tak drogiego, to muszę mieć ten wydatek przemyślany z każdej strony.

Thermomix TM6 – opinia

Długo mieliłam w sobie decyzję i oczywiście rozmawiałam o tym z mężem. Wiadomo było, że w grę wchodzą tylko raty, i to jak najmniejsze, żebym ich mocno nie odczuła.

Ale czy tak naprawdę potrzebuję takiego sprzętu?

W grę wchodziło kilka aspektów. Po pierwsze mój pragmatyzm. Przecież w garnkach, piekarniku, blenderach, mikserach itp. mogę ugotować przepyszne dania. Mam już przecież masę moich ulubionych przepisów, więc co zrobię, jeśli sprzęt za 5 koła będzie stał i zbierał kurz, a ja nie przestawię się na nowy sposób gotowania? O tym mogłam się przekonać tylko kupując go.

To może po prostu mikser planetarny?

Przez moment to był mój pomysł, żeby wydać mniej pieniędzy. Bo skoro to tylko mieszający garnek, to po co przepłacać. Ale w tym momencie jeszcze raz wróciłam do bardzo dokładnej analizy moich potrzeb w kuchni i mojego sposobu gotowania.

Nigdy nie tworzyłam sama przepisów.

Nie umiem tego i własne przepisy, które i tak są na bazie znalezionych w internecie, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Pod tym względem czułam, że Thermomix i opcja Cookidoo to może być coś dla mnie. Ale co, jeśli te przepisy nie będą mi smakować? Jeśli nie będę umiała odpowiednio doprawić? Z tym ryzykiem musiałam się pogodzić. Rozmawiałam z wieloma właścicielkami Thermomixa – zarówno tworzącymi własne przepisy, jak i takimi, które przed Thermomixem nie gotowały w ogóle. Wszystkie były tak samo mocno zakochane w tym sprzęcie.

W międzyczasie suszyłam głowę mojej przedstawicielce.

Obserwowałam ją na Instagramie już od dawna, od momentu, kiedy urodziła swoje pierwsze dziecko. Zawsze robiła piękne zdjęcia, a ten talent przekuła w tworzenie bardzo pięknych insta stories. To właśnie tam, w momencie, kiedy została pośredniczką Thermomixa, zaczęłam podglądać jego możliwości.

Kiedy już bardzo poważnie zaczęłam brać pod uwagę zakup, zadawałam jej milion pytań, a ona na wszystkie cierpliwie i wyczerpująco odpowiadała. Obejrzałam też wszystkie jej wyróżnione relacje o Thermomixie (a jest ich dużo i poruszają temat większości, jeśli nie wszystkich jego funkcji i możliwości).

Ale było mi mało.

Dołączyłam więc do thermomixowych grup na Facebooku i tam pytałam o opinie. Wydawałoby się, że w takich grupach próżno szukać niezadowolonych posiadaczek Thermomixa TM6 i to w sumie prawda. Niezadowolonych głosów było jak na lekarstwo, a wojowały głównie właścicielki konkurencyjnego sprzętu z dyskontów.

Oczywiście, że taką opcję również brałam pod uwagę. Ale nie miałam nawet takich pieniędzy, żeby pozwolić sobie na jednorazowy wydatek, którego nie da się rozbić na raty. Nie wspominając już nawet o braku opieki posprzedażowej i zaplecza technicznego. To nie było dla mnie.

A więc stało się.

Po ponad pół roku bujania się z decyzją i rozważania wszystkich za i przeciw, zdecydowałam się na zakup. W podjęciu decyzji pomogła mi zmiana podejścia. Stwierdziłam, że nie kupię Thermomixa jako zamiennika dla wszystkiego, co do tej pory znałam, i jedynej opcji do przygotowywania każdego posiłku. Kupiłam go jako pomocnika, jako wsparcie. Rozłożyłam go na raty tak małe, że ustawiając na koncie zlecenie stałe w ogóle ich nie odczuwam.

I faktycznie. Są dni, że robię w nim całe przepisy z Cookidoo, są takie, że przerabiam na Thermomix przepisy znalezione w internecie, a są takie, że tylko siekam w nim cebulę lub wyrabiam ciasto na pizzę. Mam dni, że nie robię w nim nic. Ale to też jest spoko!

Thermomix TM6 – opinia

Mam Thermomix od ponad półtora roku, i ani jednego dnia tej decyzji nie żałowałam. Zrobiłam już dzisiątki przepisów i każdy z nich nie dość, że wychodził, to jeszcze smakował i mi, i moim domownikom.

thermomix 6 opinie

Moja kuchnia bardzo się wzbogaciła.

Moja szuflada z przyprawami pęka w szwach, a moje gotowanie jest dużo bardziej różnorodne. Robię dania, o które w życiu bym się wcześniej nie podejrzewała. Często robię dania z kuchni azjatyckiej, których wcześniej się bałam, dania z piersi z kaczki czy żeberka. Przy nawet najbardziej skomplikowanych przepisach Thermomix dosłownie prowadzi mnie za rękę od surowych składników po gotowe danie na talerzu.

Moja kuchnia jest dużo czystsza.

W trakcie gotowania dużo rzeczy robi się samo, więc zwyczajnie mam czas na bieżąco sprzątać resztki, zamiast na przykład stać i mieszać.

Robię dużo dodatków bazowych samodzielnie.

Robiłam już zamiennik kostki rosołowej, czyli koncentrat bulionu, robiłam bułkę tartą, cukier waniliowy, majonez, przyprawę typu wegeta i różne inne mieszanki przypraw. Piekę samodzielnie bułki bez większego wysiłku i robię cukier puder ze zwykłego cukru. Dzięki temu wszystko mam naturalne, bez sztucznych dodatków i dużo taniej niż w sklepach.

thermomix tm6 cena

Lubię czytelność Thermomixa.

Łatwość przygotowania posiłków jest niewiarygodna. Każdy krok pokazany jest na ekranie, nie ma miejsca na błędy i pomyłki. Każda ilość odmierzona jest na wadze co do grama i nie ma znienawidzonego przeze mnie „daj na oko”. Jest to sprzęt zarówno dla ludzi, którzy z gotowaniem nie mieli nigdy nic do czynienia, jak i dla kuchennych weteranów. Osoby nielubiące gotować (znam takie!) ułatwiają sobie dzięki niemu życie i są w stanie zrobić posiłki, które bez niego nigdy nie byłyby w ich zasięgu.

Łatwo jest mi trzymać dietę.

Odkąd okazało się, że pewne składniki muszę wyeliminować, baza Cookidoo bardzo mi pomaga. Jest bardzo wiele przepisów dla alergików, cukrzyków, bezglutenowców, itp. A sama baza jest ciągle poszerzana, co jakiś czas wpadają nowe. W tej chwili Cookidoo posiada ponad 4200 przepisów po polsku.

Samo urządzenie również jest zdalnie aktualizowane.

Producent Thermomixa ciągle wprowadza ulepszenia. Dzięki funkcji wifi wszystkie te ulepszenia bez problemu wskakują w urządzenie, które mamy już w domu, nie trzeba nigdzie z nim jechać. Odkąd kupiłam Thermomix, pojawiły się w nim między innymi tryb gotowania jajek, ulepszony tryb mycia wstępnego i filmy pokazujące niektóre kroki w przepisach.

No i czas.

Wiele rzeczy można w kuchni zrobić szybko za pomocą różnych sprzętów. Ale mnie za każdym razem cieszy, kiedy wrzucam w Thermomixa składniki na surówkę, która robi się w 10 sekund, lub robię placki ziemniaczane, na które pulpa jest gotowa w równie szybkim czasie. A ja latami darłam palce na tarce… Moim największym hitem jest sos beszamelowy. Zrozumie to każdy, kto kiedykolwiek go robił stojąc nad nim, dolewając powoli mleko i cały czas mieszając. Do Thermomixa wrzucam naraz wszystkie składniki, odpalam, idę sobie gdzieś na 7 minut, mogę w tym czasie robić cokolwiek… I sos jest gotowy. Tak po prostu.

Nie powiem wam, że to sprzęt dla każdej z was. Każdy musi sam przemyśleć swoje kuchenne potrzeby. Ale mogę wam powiedzieć, że mimo mojego sceptycyzmu okazało się, że jest to absolutnie sprzęt dla mnie. Nie wyobrażam już sobie bez niego życia. Nie pamiętam życia sprzed Thermomixa.

Dołącz do grupy Thermomatki na Facebooku: KLIK

A jeśli po moim wpisie chcesz umówić się na prezentację, serdecznie zapraszam do kontaktu: mailowego motheratorka@gmail.com, telefonicznego: 663-670-068 lub na moim Instagramie: KLIK. Jako przedstawicielka sprawię, że będziecie się cieszyć swoim Thermomixem tak jak ja 🙂

thermomix przedstawiciel

Thermomix TM6 – opinia

Thermomix opinie




Szkoła angielskiego Novakid – o co ten cały szum w internetach?

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Od kiedy pamiętam, rodzice opłacali mi dodatkowe lekcje języka angielskiego. Czasem korepetytorka przyjeżdżała do mnie, czasem rodzice wozili mnie do niej. Było ich wiele. Czasem były to stacjonarne szkoły języka angielskiego. Jednak najbardziej zapadła mi w pamięć jedna z moich ostatnich nauczycielek – starsza pani, emerytowana nauczycielka...

Lekcje z nią były tak nudne, że oczy same mi się zamykały. Siedziałam u niej bitą godzinę i strona po stronie, z nagraniami z kaset, po prostu przerabiałam podręcznik. Szczerze mówiąc nie wiem jaki cudem po takim podejściu sama zapałałam do języka angielskiego na tyle dużą sympatią, że stał się on częścią mojego wykształcenia. Dziś (z wykształcenia) jestem nauczycielką i tłumaczką angielskiego i francuskiego.

Myślę, że większość z nas ma za sobą takie wspomnienia i nie chcemy, żeby nasze dzieci miały podobne.

Ja bym bardzo tego nie chciała.

Mój Ignaś ma 6 lat i angielskiego uczył się już w przedszkolu, a teraz kontynuuje naukę już w szkole, w zerówce. Zawsze chciałam zapisać go na dodatkowe lekcje. Chciałam dać mu jak największe szanse poznania języka, bez którego nie wyobrażam sobie funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Pandemia trochę pokrzyżowała mi plany, ponieważ staram się minimalizować nasze kontakty z przypadkowymi ludźmi z zewnątrz.

Szkołę Novakid kojarzy już chyba każdy, kto ma dostęp do mediów społecznościowych. Ja kojarzę jej nazwę i charakterystyczna gwiazdkowe logo już przynajmniej od dwóch lat. I od zawsze zastanawiałam się o co tyle szumu.

Szkoła angielskiego online? Serio?

Z nauczycielem, którego nie ma obok? Totalnie sobie tego nie wyobrażałam. Ale całe szczęście dostałam szansę wypróbowania tego, do czego wcześniej podchodziłam jak pies do jeża. A teraz jestem zaskoczona, że taka forma nauki może się doskonale sprawdzać. Ale do rzeczy.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Zacznijmy od plusów.

Żeby łatwiej wam się czytało, poukładałam je w punktach:

  • Brak dojazdów, a co za tym idzie – oszczędność czasu
  • Brak ryzyka zarażenia covidem
  • Czas trwania lekcji: 25 minut, czyli dokładnie tyle, żeby wprowadzić pewną porcję materiału, a nie zanudzić dziecka
  • Dziecko jest u siebie, może być nawet w piżamie, więc czuje się komfortowo i na luzie. Zero stresu!
  • Na każdej lekcji dziecko oceniane jest systemem gwiazdek, co daje mu motywację do dalszej pracy i nauki
  • Lekcje są dla dzieci w wieku 4-12 i na 5 różnych poziomach, więc materiał można dostosować nie tylko do wieku, ale i do umiejętności dziecka
  • Zajęcia mogą odbywać się od poniedziałku do niedzieli, o dowolnej porze i nie przeszkodzą w tym nawet wyjazdy
  • Lekcje nie muszą odbywać się regularnie, bo to rodzic decyduje za każdym razem o dniu i godzinie
  • A co za tym idzie – lekcje nie przepadają, kiedy dziecko jest chore, i nie trzeba ich nadrabiać
  • Cała lekcja prowadzona jest w 100% po angielsku, więc po pierwsze dziecko od razu uczy się akcentu…
  • …a po drugie poznaje od razu całe konstrukcje zdaniowe w naturalnym kontekście, a nie pojedyncze słówka
  • Po każdej lekcji przychodzi opinia nauczyciela, która pomaga rodzicom śledzić postępy dziecka
  • Lekcje są w pakietach, a nie z płatnością za semestr lub rok
  • Na stronie Novakid dostępne są dodatkowe darmowe materiały do pracy z dzieckiem poza lekcjami
Szkoła angielskiego online Novakid opinie

No i cena.

Cena pojedynczej lekcji zaczyna się od 29 zł, więc możemy na przykład wziąć jedną lekcję w tygodniu i nie będzie to duże obciążenie dla naszego portfela. A najfajniejsze jest, że pierwsza lekcja jest darmowa, więc można sobie sprawdzić, czy taka forma nauki angielskiego w ogóle się u naszego dziecka sprawdzi.

Z tych wszystkich plusów ja najbardziej cenię sobie oszczędność czasu, elastyczność i wygodę, a nade wszystko – bardzo proludzkie podejście.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Co mi się jeszcze bardzo spodobało, to to, że nauczyciela można sobie po prostu wybrać. Jeśli mamy mniejszy budżet, może być to nauczyciel nie będący native speakerem, ale z bardzo dobrym akcentem. Przy wyższym budżecie dobrze jest wybrać native’a. Wybieramy spośród kilkuset wizytówek nauczycieli, więc wybór jest całkiem spory!

Podsumowując, muszę przyznać, że moja początkowa rezerwa do tegon typu zajęć była całkowicie bezsensowna. Przez wszystkie lekcje bacznie obserwowałam reakcje mojego dziecka i sama zastanawiałam się do czego by się tu przyczepić. No i znalazłam jeden mikro minus. Ze względu na to, że lekcja jest w całości po angielsku, przy młodszym dziecku, któe nie rozumie jeszcze wszystkiego, musi być rodzic, żeby czasami podpowiedzieć i pomóc się zorientować w zadaniu. Ale myślę, że to i tak jest dość naturalne i zrozumiałe.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Poniżej możecie obejrzeć mój film z opinią i fragmentami lekcji Ignasia.

Jeśli chcecie spróbować lekcji z Novakid, link do bezpłatnych pierwszych zajęć znajdziecie tutaj: KLIK.

Jeśli natomiast macie apetyt na więcej, Novakid organizuje w tej chwili konkurs, w którym możecie wygrać całę pakiety lekcji i bardzo atrakcyjne zniżki. Szczegóły konkursu znajdziecie tutaj: KLIK.

konkurs Novakid

Partnerem wpisu jest szkoła angielskiego Novakid.




Pielęgnacja skóry dziecka zimą

Chociaż zima w tym roku wyjątkowo niezimowa, a śniegu jak na lekarstwo, to nic nie zmieni faktu, że ciepło nie jest, a dzieci lubią spędzać czas na powietrzu. Zimowe chłody sprawiają jednak, że wyzwaniem staje się pielęgnacja delikatnej skóry dziecka.

Mój prawie sześciolatek uwielbia aktywne spędzanie czasu i często wychodzimy, zwłaszcza w weekendy. Robimy sobie krótsze i dłuższe spacery (przygotowując się powoli do letniego podboju tatrzańskich dolin), czasem nawet zachodzimy na plac zabaw. Dużo czasu spędzamy na powietrzu, co sprawia, że pielęgnacja skóry malucha jest dla mnie wyjątkowo ważna.

Pielęgnacja skóry dziecka zimą

Skóra dzieci różni się od skóry dorosłych. Przede wszystkim jest cieńsza i mniej sprężysta. Przez to, że skład jej warstwy lipidowej jest inny, a gruczoły potowe i łojowe nie pracują tak intensywnie jak nasze, szybciej się przesusza i traci wodę. To wszystko brzmi bardzo poważnie i naukowo, ale tak naprawdę w ogóle nie jest skomplikowane. Wystarczy pamiętać o kilku podstawowych zasadach.

W domu

To, co możemy zrobić w domu, aby skóra naszego dziecka w zimie była w dobrej kondycji, to na pewno odpowiednie nawilżenie powietrza i odpowiednia temperatura, zwłaszcza w nocy. Dziecko powinno spać w temperaturze ok. 19-22 stopni, przy wilgotności powietrza w granicach 40-60%.

Jeśli chodzi o kąpiel, powinna być przede wszystkim regularna, ale niezbyt długa – maksymalnie do 10-15 minut, ponieważ dłuższy czas spędzony przez dziecko w ciepłej wodzie sprawi, że skóra się wysuszy. Dobrego wpływu na stan skóry nie będzie też miała zbyt duża ilość kosmetyków – należy ich używać oszczędnie, w minimalnych porcjach.

Skórę dziecka po kąpieli należy dokładnie osuszyć, nie zapominając o fałdkach w przypadku niemowlaków. Ręcznikiem nie pocieramy, lecz przykładamy go do skóry – unikamy w ten sposób podrażnień.

Na zewnątrz

Przed wyjściem na spacer w zimowe dni musimy pamiętać o kilku podstawowych rzeczach. Przede wszystkim buzię i ręce dziecka smarujemy dodatkową warstwą kremu o działaniu nawilżającym i natłuszczającym. Robimy to 15, a nawet 30 minut przed wyjściem z domu, żeby krem wchłonął się w skórę i faktycznia dawał ochronę. Działanie takiego kremu to maksymalnie 2 godziny, więc po tym czasie dobrze jest ponownie posmarować dziecko.

Smarując dziecko dobrze jest pamiętać nie tylko o dłoniach i twarzy, ale również o nogach, stopach i ustach. A jak już jesteśmy przy stópkach i rączkach – bardzo ważne, aby rękawiczki i buty nie były zbyt mocno obciskające. Krew musi swobodnie przepływać, aby dziecko miało komfort.

Nie dla wszystkich jest to oczywiste, ale absolutnie nie zasłaniamy szalikiem buzi i nosa dziecka. Powietrze wydobywające się z buzi zwiera parę wodną, która osadzając się na twarzy w zimowy dzień może spowodować odmrożenia.

Nie przegrzewamy dziecka. Dziecko wózkowe wymaga tylko jednej warstwy więcej niż osoba dorosła, natomiast dziecko chodzące ubieramy tak jak siebie. Z dzieckiem wózkowym spacerujemy przy temperaturze nie niższej niż -5 stopni, z dzieckiem chodzącym – nie niższej niż -8.

Po powrocie ze spaceru sprawdzamy stan skóry dziecka. Jeśli jest czerwona, podrażniona, odmrożona – pozwalamy jej odtajać w temperaturze pokojowej, ewentualnie myjemy pod ciepłą, ale nie gorącą wodą.

Jak ja sobie radzę z delikatna skórą mojego dziecka?

Od jakiegoś czasu bardzo zaczęłam zwracać uwagę na skład kosmetyków nie tylko dla siebie, ale i dla Ignasia. Staram się kupować kosmetyki maksymalnie naturalne, aby zminimalizować ryzyko alergii skórnych i jak najmniej tę skórę obciążać, nie wydając przy tym fortuny.

Jest bardzo wiele polskich marek produkujących wysokiej klasy kosmetyki naturalne. A że od lat jestem wierna pewnym markom, bardzo ucieszyła mnie informacja, że polska marka Lirene wprowadziła do swojego portfolio linię wegańskich kosmetyków Eco Baby.

Co mają w sobie te kosmetyki?

Przede wszystkim można ich używać od pierwszego dnia życia dziecka. Kosmetyki te są tworzone na bazie certyfikowanych organicznych i naturalnych składników, pochodzących z kontrolowanych upraw. W skład serii wchodzi pięć kosmetyków: krem do twarzy, mleczko do ciała, szampon, płyn do kapieli i żel do mycia ciała, każde z innym uroczym zwierzątkiem i każde zawierające 98 lub 99% składników pochodzenia naturalnego.

Krem i mleczko mają cudowny, delikatny zapach. Ignaś skwitował to: mama, to pachnie bambusem! Na pewno ta panda jadła bambusa! Zresztą kto zna moje dziecko ten wie, że niałatwo przekonać go do smarowania się czymkolwiek, a te kosmetyki w pełni zaakceptował. I dobrze, bo świetnie nawilżają, natłuszczają i wzmacniają naturalna barierę jego skóry w zimowe dni. Szampon i płyn do kapieli również pięknie pachną i nie szczypią w oczy (sprawdzone poprzez nurkowanie w wannie!).

Ceny kosmetyków są bardzo przystępne, a dostać je można w każdym Rossmannie, co zdecydowanie ułatwia kwestię zakupu.

Dajcie znać czy stosujecie się do moich zaleceń i czy któreś z nich były dla was zaskoczeniem!

Wpis powstał we współpracy z marką Lirene Eco Baby.