1

Kalendarze adwentowe dla dzieci

kalendarze adwentowe dla dzieci

Kiedy byłam dzieckiem, jedyne kalendarze adwentowe, które znali i rodzice, i dzieci, były z czekoladkami. Pamiętam dokładnie smak tych czekoladek, bo co roku taki kalendarz wysyłała mi ciocia z Brukseli i ten smak towarzyszył mi przez cały grudzień, niczym coś tajemniczego, zakazanego i niespodziewanego. A największą radością była ta jedna, największa czekoladka ostatniego, wigilijnego dnia.

Dziś rodzice dwoją się i troją, żeby stworzyć dla swoich dzieci personalizowane kalendarze adwentowe, z zabawkami i zadaniami. Jeśli szukacie pomysłów na takie kalendarze, znajdziecie je tutaj: KLIK.

Kalendarze adwentowe dla dzieci

Dziś natomiast przygotowałam dla was zestawienie 50 gotowych kalendarzy adwentowych dla dzieci, ale nie takich z czekoladkami. Poniższe propozycje wypełnione są zabawkami i gadżetami związanymi z konkretnymi bajkami lub kolekcjami zabawek. Niektóre z nich będą prawdziwą gratką nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych!

No to co? Lecimy z tym koksem! Pod każdą grafiką znajdziecie ponumerowane odpowiednio linki do produktów oraz ich ceny.

Różne dla dziewczynek

Zaczynam od typowo różowych, bardzo „dziewczyńskich” (jak mawia moje dziecko) kalendarzy. Mamy tu kalendarze Barbie, Playmobil, Lol Surprise, Hatchimals i Frozen. Mamy również coś dla małych fanek biżuiterii i charmsów. Dodałam również prawdziwe cacuszko dla mam z mojego pokolenia: pamiętacie z dzieciństwa maleńkie śliczne domeczki dla lalek Polly Pocket? Znalazłam kalendarz adwentowy właśnie z tej serii i poważnie się zastanawiam czy się na niego nie skuszę sama dla siebie…

kalendarze adwentowe

1. Kalendarz adwentowy Barbie z lalką i akcesoriami 129,90 zł

2. Kalendarz adwentowy Barbie Dreamtopia 118, 63 zł

3. Kalendarz adwentowy Playmobil Heidi 89, zł

4. Kalendarz adwentowy Meri Meri Charms 109,65 zł

5. Kalendarz adwentowy Playmobil – Świąteczny bal w kryształowej sali 75,20 zł

kalendarze adwentowe dla dzieci

6. Kalendarz adwentowy Lol Surprise Walizka 119,00 zł

7. Kalendarz adwentowy błyszczące konie i jednorożce Galupy Unicorn 99,00 zł

8. Kalendarz adwentowy Lol Surprise Winter Disco 124,90 zł

9. Kalendarz adwentowy Hatchimals 153,00 zł

10. Kalendarz adwentowy Frozen 40,00 zł

11. Kalendarz adwentowy Polly Pocket 97,00 zł

Playmobil dla dziewczynek

W oddzielnej kategorii zebrałam kalendarze adwentowane przygotowane przez markę Playmobil dla dziewczynek

kalendarz adwentowy

1. Kalendarz adwentowy Lego Friends 74,89 zł

2. Kalendarz adwentowy Lego Friends 199,99 zł

3. Kalendarz adwentowy Lego Friends 99,99 zł

4. Kalendarz adwentowy Lego Friends 99,99 zł

Harry Potter

To kategoria dla wszystkich potterheads – fanów Harry’ego Pottera w wieku od 7 do 99 lat.

kalendarz adwentowy dla dziecka

1. Kalendarz adwentowy Funko Pop Harry Potter 239,00 zł

2. Kalendarz Harry Potter Magiczna Nieskończoność 249,99 zł

3. Kalendarz adwentowy Lego Harry Potter 179,99 zł

4. Kalendarz adwentowy Lego Harry Potter 106,71 zł

5. Zaczarowany kalendarz adwentowy Harry Potter 113,36 zł

Schleich

Kto nie zna tych uroczych koni i całej kolekcji zwierząt? Na pewno wśród waszych dzieci znajdą się ich mali wielbiciele i wielbicielki. Schleich ma w swojej ofercie kilka rodzajów kalendarzy.

kalendarze adwentowe dla dzieci

1. Kalendarz adwentowy Schleich Farm World 129,90 zł

2. Kalendarz adwentowy Schleich dinozaury 132,00 zł

3. Kalendarz adwentowy Schleich konie 119,99 zł

4. Kalendarz adwentowy Schleich Horse Club 109,90 zł

5. Kalendarz adwentowy Schleich Farm World 113,00 zł

Gwiezdne Wojny

Tej kategorii przedstawiać nie trzeba. Jest to w zasadzie kategoria podwójna – dla fanów Star Wars i fanów Lego.

kalendarz adwentowy

1. Kalendarz adwentowy Lego Star Wars 119,00 zł

2. Kalendarz adwentowy Lego Star Wars 171,19 zł

3. Kalendarz adwentowy Lego Star Wars 160,49 zł

4. Kalendarz adwentowy Lego Star Wars 106,71 zł

5. Kalendarz adwentowy Lego Star Wars 320,99 zł

Lego City

Pozostając w temacie Lego, mamy również coś dla małych maniaków Lego City.

kalendarze adwentowe

1. Kalendarz adwentowy Lego City 109,90 zł

2. Kalendarz adwentowy Lego City 104,90 zł

3. Kalendarz adwentowy Lego City 69,00 zł

Playmobil unisex & dla chłopców

Playmobil to chyba największa z kategorii kalendarzy adwentowych, może dlatego, że ich forma bardzo ułatwia zamknięcie elementów w małych pudełeczkach. No i dzieciory kochają Playmobila!

kalendarz adwentowy dla dziecka

1. Kalendarz adwentowy Playmobil Powrót Do Przeszłości Back To The Future 139,90 zł

2. Kalendarz adwentowy Playmobil Leśne Święta 82,00 zł

3. Kalendarz adwentowy Playmobil NHL Boisko do hokeja 79,00 zł

4. Kalendarz adwentowy Playmobil Fight for the magic stone 87,06 zł

5. Kalendarz adwentowy Playmobil Christmas in the toy business 89,90 zł

6. Kalendarz adwentowy Playmobil Stadnina koni 99,99 zł

7. Kalendarz adwentowy Playmobil Pracownia świętego Mikołaja 105,00 zł

8. Kalendarz adwentowy Playmobil Warsztat Spy Team 89,00 zł

9. Kalendarz adwentowy Playmobil Akcja straży pożarnej na placu budowy 79,90 zł

Różne dla chłopców

W ostatniej kategorii zebrałam pozostałe kalendarze – głównie dla chłopców, ale myślę, że i dziewczynki znajdą tu coś dla siebie.

1. Kalendarz adwentowy Strażak Sam 89,15 zł

2. Kalendarz adwentowy Psi Patrol 49,90 zł

3. Kalendarz adwentowy Play-Doh 49,99 zł

4. Kalendarz adwentowy Pidżamersi 100,00 zł

5. Kalendarz adwentowy Hot Wheels 99,00 zł

6. Kalendarz adwentowy Carrera Helicopter 175,69 zł

7. Kalendarz adwentowy Auta 40,00 zł

8. Kalendarz adwentowy Bakugan 35,90 zł

Mam nadzieję, że udało wam się wybrać. Dajcie znać, które spodobały wam się najbardziej!

A może chciałybyście podobny wpis z kalendarzami dla… dużych dzieci?




Ekskluzywny house tour: dom matki, żony, pani domu

Dom matki, żony, pani domu

Chodźcie, zapraszam was dzisiaj do mojego domu. Daję wam klucze i serdecznie was namawiam na wycieczkę po kolejnych pomieszczeniach. Jestem pewna, że jeszcze żadna inna matka, żadna inna żona i żadna inna pani domu nie pokazała wam tak intymnych szczegółów ze swojego gniazda domowego.

Usiadłam wczoraj wieczorem w fotelu, zmęczona po całym dniu i całym tygodniu pracy na etacie w trybie home office, ogarniania posiłków sobie, mężowi i dziecku, i ogólnie ogarniania życia. I stwierdziłam, że koniecznie musicie to zobaczyć. Tak wygląda dom matki, żony, pani domu.

Zacznijmy od kuchni.

Chciałam zwrócić wam uwagę na moją wybitną baterię i przepiękny zlewozmywak…

…pełen brudnych garów.

Podczas gdy obok dumnie błyszczy…

…zmywarka pełna czystych garów, od doby czekająca na rozładowanie.

Pójdźmy dalej.

Obok stoi ekspres do kawy.

Ile razy zdarzyło wam się zostawić mleko na wierzchu i w panice po południu chować je do lodówki w nadziei, że jeszcze się nada? No. To witam w klubie.

Stan płyty indukcyjnej ewidentnie świadczy o tym, że nie głodzę mojej rodziny. Ale czasu na przetarcie też nie miałam.

I póki co równie dobrze mogłoby to być mieszkanie singielki. Ale nie dajcie się zwieść.

Bo oto przed nami pięknie przozdobiony salon i jadalnia.

Z przypadkowymi zabawkami pozostawionymi tu i tam…

…i stołem, który czasem jest pięknym, czystym stołem rodem z Instagrama…

A czasem nie.

I oczywiście, że zdarza nam się na nim zostawić resztki śniadania, które na sprzątnięcie czekają aż do pory obiadowej.

Ale jest jeszcze przecież mały stolik w części telewizyjnej. Równie uroczy.

Już za momencik przeskoczymy na górę, ale jeszcze pralnia. Nie możemy jej tak zostawić, bo włożyłam wiele serca w jej wygląd i atmosferę przytulności.

Zrobiłam pranie…

…które czeka na złożenie od ładnych kilku dni.

(Czy kiedy je prałam, trzy razy zapomniałam o tym, że skończyło się prać i gnije, więc musiałam je nastawić ponownie? Być może.)

Ale nie czeka samotnie, o nie.

Bo razem z nim czekają zdjęte naprędce poprzednio uprane rzeczy, które musiały zrobić tamtym miejsce na suszarce. Może któregoś dnia awansują do statusu zaniesionych na górę…

…ale nie prędko.

Bo góra, jak możecie się domyślać, również jest ciekawa.

Wejdźmy do łazienki. Oazy spokoju, domowego spa, świątyni samotności.

Ale nigdy nie jestem w niej samotna.

Bo towarzyszą mi Batman i Olaf.

Już się pewnie nie możecie doczekać sypialni? Wskakujcie, drzwi stoją przed wami otworem.

Moja toaletka… (zupełnie przypadkiem wygląda jak parapet)

…i moja szafa.

Tak, dobrze widzicie. Od ponad roku mieszkamy bez szafy, bo zwyczajnie nas na nią nie stać i czekamy na dobry moment.

Już prawie kończymy ten house tour. Został nam pokój dziecięcy. Tam w zasadzie komentarz niepotrzebny.

I to by było na tyle.

Bardzo wam dziękuję za wizytę i było mi przemiło gościć was w moich skromnych progach.

A jeśli myślicie, że wszystkie te piękne wnętrza jak z katalogów pokazywane na Instagramie są zawsze takie piękne i czyste, to mam nadzieję, że udowodniłam wam, że wcale tak nie jest.

Każda z nas: matek, żon, pań domu ma prawo do tego, aby jej dom wyglądał na tyle, na ile ona ma czas i siłę się nim zająć. A nie zawsze ma. I nie zawsze jej się chce. Czasami po prostu pada zmęczona po całym dniu lub całym tygodniu i jedyne, co może, to wyciągnąć nogi, odpalić Netflixa i zasnąć po pierwszych pięciu minutach filmu.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do mnie wpadniecie. Macie już klucze, więc mój dom zawsze stoi przed wami otworem.


Z kategorii dom: Pomysły na pokój przedszkolaka, Metamorfoza pokoju przedszkolaka




Nie lubię zabaw z dzieckiem – czy jestem zuą madką?

Nie lubię zabaw z dzieckiem

Przez jakiś czas nawet próbowałam. Wcale nie wyglądało to tak, że nie chciałam się angażować i z góry założyłam, że to nie dla mnie. Wręcz przeciwnie, miałam wyrzuty sumienia i biczowałam się ze świadomością, że dzieciństwo trwa krótko. To tylko kilka krótkich lat i już za chwilę, już za momencik moje dziecko nie będzie chciało się ze mną bawić.

A jednak prawda jest taka, że na te kilka słów oblewa mnie zimny pot, mam ciarki i najchętniej zapadłabym się pod ziemię. I muszę to dziś z siebie wyrzucić, bo mam jakieś takie dziwne przeczucie, że nie jestem w tym sama.

„Mamusiu, pobawisz się ze mną?”

Wiele mogę zrobić. Mogę oklaskiwać i chwalić prace plastyczne, mogę godzinami grać w planszówki. Z chęcią pójdę na długi spacer, pojeżdżę razem na rowerach, pokopię piłkę w ogródku. Mogę rozmawiać na różne tematy, zadawać pytania, objaśniać świat. Moje dziecko coraz częściej zadaje mi pytania o znaczenie konkretnych słów, co jest dla mnie dodatkowym wyzwaniem lingwistyczno-umysłowym. Mogę iść do zoo lub do muzeum, mogę skakać na trampolinach. Uwielbiam czytać mojemu dziecku wybrane przez niego książki.

Ale na Boga, nie każcie mi kłaść się na podłodze, jeździć szaleńczo resorakami czy odgrywać role pluszakami. Wiem, że wiele z was oceni mnie jako zuą madkę, ale będę z wami zupełnie szczera mówiąc, że nie sprawia mi to najmniejszej przyjemności.

Nie lubię zabaw z dzieckiem. Tyle w temacie.

I każda z nas ma do tego prawo. A takich jak my jest prawie połowa rodziców w tym kraju.

Podziwiam matki, które nie tylko potrafią wczuć się w tę zabawę i wejść w całości w ten dziecięcy świat, ale również sprawia im to przyjemność i odnajdują się w tym. Mam wrażenie, że to coś jak bycie lekarzem – trzeba mieć powołanie i zdolności. Są mamy, które godzinami układają klockowe światy, ryczą jak smoki i są księżniczkami na wieży. Na wyrywki znają imiona wszystkich bohaterów bajek i piosenki tytułowe. Uwielbiają babrać się w ciastolinach, plastelinach i wszelkich piaskach kinetycznych. Te same mamy chodzą za swoimi dziećmi krok w krok po placu zabaw, organizując im sposoby na zabawę i angażując w to pół podwórka.

Mam dla tych matek ogromny szacunek i podziw, że im się chce.

Ale to nie dla mnie.

Unikam takich zabaw jak ognia. Muszę nagle pójść do toalety. Wpada mi zlecenie na ostatnią chwilę. Muszę się napić herbaty. Muszę gdzieś zadzwonić. Sprawdzić maile. To może włączę Ci jakąś długometrażówkę?

Nie lubię zabaw z dzieckiem. To nie znaczy, że go nie kocham, że nie spędzam z nim czasu, że z nim nie rozmawiam. Chodzi po prostu o zabawę.

Nie czuję, że coś tracę. Tak samo nie czuję, że coś straciłam, bo moja mama nie bawiła się ze mną. Mój syn jest jedynakiem tak samo jak ja i mam świadomość, że w jego przypadku, tak samo jak w moim, samodzielna zabawa może nauczyć go niezależności i samodzielności. Zawsze też powtarzam, że nudzenie się również jest sztuką, która pomaga wyzwolić pokłady kreatywności.

To przerażające uczucie…

…patrzeć, jak dziecięca buzia z dnia na dzień się zmienia i dojrzewa. Jak szybko dzieciństwo przemija i zostawia nas tylko ze wspomnieniami. Będziemy tęsknić za tymi buziami, za wszystkimi przytulaskami, rozmowami, za miękkością policzków i lepkością małych łapek. Kochajmy nasze dzieci z całych sił póki jest na to czas, bo kiedyś przyjdzie moment, że wyprowadzą się od nas, rozpoczną własne życie, założą swoje rodziny.

I wtedy będę tęsknić. Będę tęsknić za rozmowami, za przytulaniem, za spacerami, wspólna jazdą na rowerze, planszówkami, czytaniem do snu.

Ale za zabawą nie będę tęsknić.




Szkoła angielskiego Novakid – o co ten cały szum w internetach?

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Od kiedy pamiętam, rodzice opłacali mi dodatkowe lekcje języka angielskiego. Czasem korepetytorka przyjeżdżała do mnie, czasem rodzice wozili mnie do niej. Było ich wiele. Czasem były to stacjonarne szkoły języka angielskiego. Jednak najbardziej zapadła mi w pamięć jedna z moich ostatnich nauczycielek – starsza pani, emerytowana nauczycielka...

Lekcje z nią były tak nudne, że oczy same mi się zamykały. Siedziałam u niej bitą godzinę i strona po stronie, z nagraniami z kaset, po prostu przerabiałam podręcznik. Szczerze mówiąc nie wiem jaki cudem po takim podejściu sama zapałałam do języka angielskiego na tyle dużą sympatią, że stał się on częścią mojego wykształcenia. Dziś (z wykształcenia) jestem nauczycielką i tłumaczką angielskiego i francuskiego.

Myślę, że większość z nas ma za sobą takie wspomnienia i nie chcemy, żeby nasze dzieci miały podobne.

Ja bym bardzo tego nie chciała.

Mój Ignaś ma 6 lat i angielskiego uczył się już w przedszkolu, a teraz kontynuuje naukę już w szkole, w zerówce. Zawsze chciałam zapisać go na dodatkowe lekcje. Chciałam dać mu jak największe szanse poznania języka, bez którego nie wyobrażam sobie funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Pandemia trochę pokrzyżowała mi plany, ponieważ staram się minimalizować nasze kontakty z przypadkowymi ludźmi z zewnątrz.

Szkołę Novakid kojarzy już chyba każdy, kto ma dostęp do mediów społecznościowych. Ja kojarzę jej nazwę i charakterystyczna gwiazdkowe logo już przynajmniej od dwóch lat. I od zawsze zastanawiałam się o co tyle szumu.

Szkoła angielskiego online? Serio?

Z nauczycielem, którego nie ma obok? Totalnie sobie tego nie wyobrażałam. Ale całe szczęście dostałam szansę wypróbowania tego, do czego wcześniej podchodziłam jak pies do jeża. A teraz jestem zaskoczona, że taka forma nauki może się doskonale sprawdzać. Ale do rzeczy.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Zacznijmy od plusów.

Żeby łatwiej wam się czytało, poukładałam je w punktach:

  • Brak dojazdów, a co za tym idzie – oszczędność czasu
  • Brak ryzyka zarażenia covidem
  • Czas trwania lekcji: 25 minut, czyli dokładnie tyle, żeby wprowadzić pewną porcję materiału, a nie zanudzić dziecka
  • Dziecko jest u siebie, może być nawet w piżamie, więc czuje się komfortowo i na luzie. Zero stresu!
  • Na każdej lekcji dziecko oceniane jest systemem gwiazdek, co daje mu motywację do dalszej pracy i nauki
  • Lekcje są dla dzieci w wieku 4-12 i na 5 różnych poziomach, więc materiał można dostosować nie tylko do wieku, ale i do umiejętności dziecka
  • Zajęcia mogą odbywać się od poniedziałku do niedzieli, o dowolnej porze i nie przeszkodzą w tym nawet wyjazdy
  • Lekcje nie muszą odbywać się regularnie, bo to rodzic decyduje za każdym razem o dniu i godzinie
  • A co za tym idzie – lekcje nie przepadają, kiedy dziecko jest chore, i nie trzeba ich nadrabiać
  • Cała lekcja prowadzona jest w 100% po angielsku, więc po pierwsze dziecko od razu uczy się akcentu…
  • …a po drugie poznaje od razu całe konstrukcje zdaniowe w naturalnym kontekście, a nie pojedyncze słówka
  • Po każdej lekcji przychodzi opinia nauczyciela, która pomaga rodzicom śledzić postępy dziecka
  • Lekcje są w pakietach, a nie z płatnością za semestr lub rok
  • Na stronie Novakid dostępne są dodatkowe darmowe materiały do pracy z dzieckiem poza lekcjami
Szkoła angielskiego online Novakid opinie

No i cena.

Cena pojedynczej lekcji zaczyna się od 29 zł, więc możemy na przykład wziąć jedną lekcję w tygodniu i nie będzie to duże obciążenie dla naszego portfela. A najfajniejsze jest, że pierwsza lekcja jest darmowa, więc można sobie sprawdzić, czy taka forma nauki angielskiego w ogóle się u naszego dziecka sprawdzi.

Z tych wszystkich plusów ja najbardziej cenię sobie oszczędność czasu, elastyczność i wygodę, a nade wszystko – bardzo proludzkie podejście.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Co mi się jeszcze bardzo spodobało, to to, że nauczyciela można sobie po prostu wybrać. Jeśli mamy mniejszy budżet, może być to nauczyciel nie będący native speakerem, ale z bardzo dobrym akcentem. Przy wyższym budżecie dobrze jest wybrać native’a. Wybieramy spośród kilkuset wizytówek nauczycieli, więc wybór jest całkiem spory!

Podsumowując, muszę przyznać, że moja początkowa rezerwa do tegon typu zajęć była całkowicie bezsensowna. Przez wszystkie lekcje bacznie obserwowałam reakcje mojego dziecka i sama zastanawiałam się do czego by się tu przyczepić. No i znalazłam jeden mikro minus. Ze względu na to, że lekcja jest w całości po angielsku, przy młodszym dziecku, któe nie rozumie jeszcze wszystkiego, musi być rodzic, żeby czasami podpowiedzieć i pomóc się zorientować w zadaniu. Ale myślę, że to i tak jest dość naturalne i zrozumiałe.

Szkoła angielskiego online Novakid opinie

Poniżej możecie obejrzeć mój film z opinią i fragmentami lekcji Ignasia.

Jeśli chcecie spróbować lekcji z Novakid, link do bezpłatnych pierwszych zajęć znajdziecie tutaj: KLIK.

Jeśli natomiast macie apetyt na więcej, Novakid organizuje w tej chwili konkurs, w którym możecie wygrać całę pakiety lekcji i bardzo atrakcyjne zniżki. Szczegóły konkursu znajdziecie tutaj: KLIK.

konkurs Novakid

Partnerem wpisu jest szkoła angielskiego Novakid.




Body shaming dzieci – najwyższa pora z nim skończyć. JUŻ.

body shaming dzieci

„Mamo, dlaczego ten pan śmiał się ze mnie, że jestem chudy? Ja nie chcę być chudy! Chcę być grubszy!” – powiedział do mnie mój sześcioletni syn jakieś dwa – trzy tygodnie po zdaniu, które, jak wiele innych podobnych w jego życiu, zostało wypowiedziane przy nim na głos. Teoretycznie skierowano je do mnie, ale w jego obecności.

Body shaming dzieci – skinny shaming czy fat shaming – zawstydzanie dziecko poprzez zwracanie uwagi na jego wagę, przejawia się różnorako. U nas wygląda to mniej więcej tak:

Ale on chudy!

Ale z niego chudzielec!

Czy wy go w ogóle karmicie?

On chyba nic nie je!

Oj, niejadek wam się trafił.

Sama skóra i kości!

Żebra można liczyć!

Takie i podobne zdania mogłabym wymieniać bez końca. Mówione przez dorosłych, obcych i znajomych, przez rodzinę i przyjaciół. Teoretycznie w dobrej wierze i z troską. W praktyce każde z tych słów, niczym pocisk, słyszało moje stojące obok dziecko. A potem powoli w sobie trawiło i przetwarzało.

Ludzie nazywają innych brzydkimi na różne sposoby.

Czasem jest to określenie „grubasek”, innym razem „kościotrup”. Czasem „rudzielec”, a czasem „okularnica”. Ludzie wyrzucają z siebie głośne komentarze na temat wyglądu dzieci – cechy, na którą dzieci nie mają wpływu – nie biorąc pod uwagę, jak głęboko to w nich zostanie.

Więc chcę to dziś jasno i wyraźnie powiedzieć każdej osobie, która kiedykolwiek zwróciła na głos uwagę na to, że moje dziecko jest szczupłe: Noł szit, Szerlok. I wyobraź sobie, że on Cię słyszał. I zrozumiał. Ma oczy i lustro w domu, w którym widzi siebie i widzi, jak wyglądają inne dzieci. Nie tylko słyszał, co zostało powiedziane na jego temat, ale słyszał również jakim tonem zostało to powiedziane i z jakim wyrazem twarzy. I to go zabolało.

Więc zamiast przyjemnej rozmowy o tym, co będziemy robili w następny weekend albo co miłego się ostatnio zdarzyło, po raz kolejny tłumaczyliśmy dlaczego to dobrze być szczupłym i mieć dobrą przemianę materii oraz że dorośli ludzie muszę się specjalnie odchudzać, żeby być w dobrej formie i zachować dobry wygląd.

Moje dziecko urodziło się jako hipotrofik.

Tuż przed terminem, z bardzo niską wagą urodzeniową, ze wskazaniem do wielu badań i kontroli, z odroczeniem szczepień od neurologa. Był tak drobniutki, że tonął w najmniejszych niemowlęcych rozmiarach, a czapeczki dla noworodków wyglądały na nim jak namiot. Był delikatny i wrażliwy – i taki pozostał.

W czasie połogu, potem w pierwszym roku jego życia, kiedy dochodziłam do siebie, rozgryzałam karmienie piersią, które mi nie szło, przez cały okres depresji poporodowej zamartwiałam się jego wagą. Czy karmię go wystarczająco? Dlaczego nie umie ssać? Czy odpowiednio często go przystawiam? Dlaczego żadne z nas nie ogarnia tego tematu?

Koniec końców dość szybko przeszłam na butelkę, z korzyścią dla nas obojga, i wszystko było w porządku. Ale gdzieś z tyłu głowy, gdzieś w podświadomości jak uparta mucha wciąż krążyła myśl, że tempo jego przybierania na wadze nie było normalne.

Ale prawda jest taka, że nie ma czegoś takiego jak „normalne”.

Nie istnieje rozmiar odpowiedni i nieodpowiedni, tak samo jak nie istnieje nieodpowiedni czy odpowiedni kształt ciała. Gdyby którykolwiek z nich istniał, w sklepach sprzedawaliby tylko jeden rozmiar spodni, bluzek, czy sukienek.

Wystarczy spojrzeć na nas – jego rodziców – żeby wiedzieć dlaczego jest szczupły i wysoki. Oboje tacy jesteśmy. Oboje jako dzieci byliśmy z kategorii najszczuplejszych.

W klasie maturalnej ważyłam 45 kg przy 176 cm wzrostu. Przez całe lata nasłuchałam się, że jestem anorektyczką, że można policzyć mi żebra, że jestem płaska jak deska, i wiele podobnych. Czy moje poczucie własnej wartości w ogóle istniało? Łatwo można sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ale to nie były czasy, żeby ktokolwiek przejmował się tymi tematami.

Czy kompleksy ze mną zostały aż do dorosłości i ciągną się za mną po dziś dzień, chociaż już jestem grubo po trzydziestce? Zgadnij, Sherlocku.

Jakimś cudem body shaming dzieci jest w naszym społeczeństwie czymś akceptowalnym. W większości inteligentni ludzie zdają sobie sprawę, że dorosłych nie należy nazywać grubasami czy chudzielcami. Więc dlaczego ci sami inteligentni dorośli ludzie bez skrępowania robią to dzieciom? Może wydaje im się to zupełnie nieszkodliwe?

No to niespodzianka: body shaming dzieci jest szkodliwy jak diabli*.

Mam jedną małą prośbę. Następnym razem, kiedy zobaczysz dziecko, chłopca czy dziewczynkę, zresztą dorosłego też, i poczujesz nagłą i pilącą jak cholera potrzebę, żeby skomentować jego czy jej wygląd albo jakąkolwiek cechę, na którą nie ma wpływu, POWSTRZYMAJ SIĘ i zastanów się, czy sam chciałbyś o sobie usłyszeć takie słowa.

Powiedz coś neutralnego, na przykład „Jaki słodziak!” albo „Ktoś tu chyba lubi Spidermana?”. Niech to będzie pozytywne, ale bez cienia oceniania. Choćby Cię wewnętrznie skręcało, żeby głośno zauważyć wzrost czy wagę dziecka.

Po prostu

tego

nie rób.


*Z badań WHO wynika, że polskie dziewczynki zajmują pierwszą pozycję wśród nastolatek z 42 krajów, jeśli chodzi o negatywną samoocenę.(…) Aż 61 polskich piętnastolatek uważa się za grube, przy czym prawie połowa z nich nie ma faktycznej nadwagi.

Psychologowie szukają powodów tak niskiej samooceny we wzorcach, które promują media i we współczesnym kulcie ciała. Winią też media społecznościowe, w których może pojawić się zdjęcie zrobione znienacka, co zmusza nastolatki do przychodzenia w makijażu do szkoły i myślenia o swoim wyglądzie niemal w każdej minucie. Więcej na ten temat tutaj: KLIK




Jak być dobrą maDką

jak być dobrą madką

Odkąd zaszłaś w ciążę dążysz do tego, by być matką idealną? Zastanawiasz się co zrobić, aby w Panteonie znaleźć się wśród zasłużonych? By wynieśli Cię na piedestał, a ofiara Twojego macierzyństwa została doceniona i umieszczona wśród żywotów świętych?

Wystarczy podmienić w tym zapytaniu jedną literę i sprawdzić…

…jak być dobrą maDką.*

Pchasz się do przodu w kolejce, bo przecież masz dziecko i Ci się należy.

Wymuszasz ustąpienie miejsca siedzącego, bo przecież MASZ DZIECKO I CI SIĘ NALEŻY.

Powiedzmy to sobie wprost: nie szczepisz. Twój bombelek wypracuje sobie sam odporność i stawi czoła całemu złu tego świata. A szczepienia powodują autyzm.

Skoro jesteśmy przy chorobach: najpierw konsultujesz je na madkowych grupach. Wiadomo, nie ma co ufać lekarzom.

Karmisz tylko piersią i szczujesz inne matki za karmienie butelką. Butelka to zło!

Pijesz zimną kawę i jesteś z tego dumna. Bombelek nie pozwala wypić ciepłej!

Temat kupy i rzygów to w zasadzie obyczajóweczka przy kawce i na publicznych forach i grupach.

Zdjęcia chorego bombelka, zarzyganego i obsranego bombelka, problemów skórnych bombelka – każde konsultujesz na madkowej grupie.

Jesteś madką na full etat. Do żłobka oddają przecież tylko te wyrodne karierowiczki.

Urodziłaś naturalnie, choćby bombelek ważył 6 kg. Cesarka to wydobyciny!

Żadna kobieta nie będzie godna twojego synka, gdy dorośnie. ŻADNA. Rozumiemy się?

Twój bombelek swoje potrzeby fizjologiczne może załatwić wszędzie, w każdym miejscu publicznym. W końcu to bombelek, c’nie?

Owszem, kupisz coś używanego dla bombelka, ale nie za miliony monet, a najlepiej to za darmo, bo masz horom curke. No, ewentualnie zapłacisz uśmiechem bombelka.

Owszem, kupisz coś przez internet, ale sprzedający ma ci to przywieźć, bo przecież MASZ BOMBELKA!

Inni mają ciężko? To ty masz ciężko!!!

Praca? Twoją pracą jest wychowanie dziecka! Piniendze spływają z pińcet plus i z alimentów!

Zresztą jakie pieniądze? Jakie bogactwo? Twój bombelek to Twoje największe bogactwo i największe osiągnięcie!!!!111oneone

No, to skoro priorytety mamy już ustalone, bierzemy się do roboty.

*Na czas czytania tego wpisu należy wyjąć kij z zadniej części swojego ciała, wskazany jest dystans i poczucie humoru. Osoby niespełniające tych trzech warunków uprzejmie uprasza się o opuszczenie niniejszej strony.